Nie pije od 10 lat. Na imprezie podsłuchał, co mówi o nim teść
"Jesteś chory?", "Pewnie dzidziuś w drodze", "Jak nie chcesz drinka, to może piwo?", "Parze młodej będzie przykro" - to najbanalniejsze przykłady reakcji na odmowę spożycia alkoholu. Abstynenci z wyboru opowiadają o powodach swoich decyzji i reakcjach, z jakimi spotykają się, gdy mówią, że nie piją.
09.07.2023 | aktual.: 12.07.2024 22:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lato to sezon m.in. na grille, wesela i inne imprezy na świeżym powietrzu, na których zwykle sięga się po alkohol. Choć coraz więcej znanych osób publicznie deklaruje rezygnację ze spożycia napojów procentowych, wciąż komunikat "nie piję, bo nie" budzi różne reakcje, od niedowierzania, przez wścibskie pytania, po współczucie.
Z różnymi reakcjami do dziś spotyka się Julia, która - jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską - odstawiła alkohol z dnia na dzień, bo nawet po małych dawkach czuła się źle.
- Zwykle, jeśli ktoś nie wie, że nie piję, choć coraz mniej takich osób mam w swoim otoczeniu, to bywa zdziwiony i automatycznie pada: "Ojej, jesteś chora?" albo "O, to pewnie dzidziuś w drodze". Gdy mówię, że po prostu nie piję, to widzę, że większość osób i tak ma już swoją teorię, więc nie dyskutuję i ucinam temat - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ciągłe "dopytywania"
Czasem, nawet po jasnym komunikacie i pozornym zrozumieniu, pojawiają się "upewniające dopytywania" - jak mówi o nich Tomek, który z alkoholu całkowicie zrezygnował ponad 10 lat temu. Bez powodu.
- Nigdy nie byłem uzależniony, na studiach trochę imprezowałem, zdarzyły się oczywiście koszmarne kace, ale to też nie był powód. Po prostu, któregoś dnia już nie zamówiłem do obiadu piwa i tak zostało - mówi.
Na początku spotykał się z pytaniami, czy nie jest chory. - Nawet jeśli zaprzeczyłem, to słyszałem np. "Ok, ok, nie pytam, prywatna sprawa", jakby ktoś i tak sobie tłumaczył, że pewnie powód jest poważny - śmieje się.
- Do dziś od znajomych lub rodziny słyszę, czy już mi się odmieniło, a nawet czy się "nawróciłem". Kosmos. Czasem na imprezie ktoś próbuje mnie zagadnąć w stylu: "A może jednak, tylko lampeczka wina, jak dla kobiet". Nie do końca rozumiem tok myślenia, że wino słabsze to dobre dla kobiet, ale nie wnikam – dodaje.
Od lat najbardziej zdziwiony jest teść Tomka, który - jak wspomina mężczyzna - na jednej z imprez rodzinnych żalił się swojemu bratu, że "taki zięć mu się trafił, że się z nim nawet napić nie da".
Rodzinne traumy
Jednym z powodów rezygnacji ze spożywania alkoholu mogą być trudne wspomnienia z dzieciństwa. Tak było w przypadku Katarzyny, która nie pije ze względu na uzależnienie ojca i współuzależnienie matki, która nie była alkoholiczką, ale wiecznie tłumaczyła męża.
- Mama zawsze go usprawiedliwiała. Miałam wrażenie, że żyje za co najmniej dwie osoby, bo kiedy zdarzyło się ojcu przeholować i nie był w stanie iść do pracy, to właśnie ona robiła wszystko, żeby zatuszować prawdziwy powód. Szczęśliwie ojciec nie robił awantur, raczej szkodził głównie sobie. Opamiętał się dopiero, gdy zachorował na raka - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Mnie to po prostu brzydziło i postanowiłam, że moje życie nigdy nie będzie takie jak rodziców. Dlatego nie piję i staram się otaczać ludźmi, którzy też tego nie robią, choć już nie jestem tak radykalna i nie mam problemu z kulturalnym spożyciem w moim towarzystwie – dodaje. Przyznaje jednak, że miała moment, w którym kategorycznie komentowała nawet zamówienie przez kogoś piwa.
- To zabawne, ale czasami miewam wrażenie, szczęśliwie coraz rzadziej, że bardziej się tłumaczy ten, kto nie pije. Bo nałogowo pijącego prędzej ktoś usprawiedliwi - stwierdza Katarzyna.
Przełomowy czas
Zdaniem Roberta Rutkowskiego, psychoterapeuty, pedagoga i trenerem umiejętności psychologicznych, od lat zajmującego się m.in. leczeniem uzależnień - żyjemy w przełomowych czasach pod względem podejścia do alkoholu, który dla wielu ludzi staje się oznaką słabości, a nie nieodłącznym elementem świętowania. Jako potwierdzenie, przytacza zmianę nastawienia ludzi do papierosów, jaka wydarzyła się w ciągu ostatnich 20 lat.
- Jeszcze w latach 70. palenie zalecano jako ćwiczenie na zwiększenie wydolności płuc, w latach 80. jako profilaktykę w chorobie Parkinsona, a dziś wiemy, że to jedna z przyczyn tej choroby i osoby palące nie mogą już się zasłaniać niewiedzą o jego negatywnych konsekwencjach. Same papierosy też sprzedaje się "spod lady", bo nie są eksponowane w sklepach - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Jestem przekonany, że z alkoholem będzie tak samo, bo już nie można zasłaniać się niewiedzą na temat jego szkodliwości, ze względu choćby na opublikowane w 2018 roku w "The Lancet" wyniki 26-letnich badań zleconych przez Billa i Melindę Gatesów. Te jasno pokazują, że nie ma bezpiecznej dla organizmu dawki alkoholu. To legalnie sprzedawana niemal na każdym rogu trucizna, która ma dużo większy potencjał uzależniający i deprecjonujący funkcje poznawcze od niektórych narkotyków.
Dodaje jednak, że o ile jest przeciwnikiem picia alkoholu, nie jest zwolennikiem prohibicji. - Radykalne rozwiązania się nie sprawdzą, ale po prostu przestańmy kłamać na temat alkoholu. To jakby nagle kartele kokainowe zaczęły wmawiać, że kokaina dobrze wpływa na coś. A tak jest z alkoholem i czas z tym skończyć - komentuje.
Paradoks francuski
Robert Rutkowski zwraca też uwagę na fakt, że w Polsce wciąż istnieje pewne przekonanie, że o alkoholu źle mówią tylko alkoholicy lub chorzy, którzy z jakiegoś powodu nie mogą go pić.
- Jakby stawał się problemem dopiero, gdy ktoś się uzależni. Samo słowo uzależnienie wprowadza w błąd, bo także sugeruje, że istnieje bezpieczna dawka alkoholu, a tak nie jest i błędem jest myślenie, że "odrobina nie zaszkodzi" - mówi.
- Przykładem może być przytaczany przez wiele osób paradoks francuski. Tak, we Francji piją wino i odnotowuje się tam niską zachorowalność na choroby serca. Prawda. Tylko niewielu dodaje, że Francja jest w czołówce państw z najwyższą zachorowalnością na marskość wątroby - dodaje.
"Kto reklamuje alkohol ma krew na rękach"
Ekspert przyznaje jednak, że choć zmiany społecznego podejścia zaczynają być widoczne, a w USA czy Australii powstaje coraz więcej bezalkoholowych barów, w których klienci nie muszą patrzyć na upojonych alkoholem klientów, w Polsce silnie trzyma się jeszcze nie tylko tradycja, ale i lobby alkoholowe.
- Wciąż mamy też niedouczonych celebrytów, którzy nie rozumieją, że reklamowanie alkoholu jest nie tylko łamaniem prawa, ale przede wszystkim czymś niemoralnym i nieetycznym. A każdy, kto go reklamuje, ma krew na rękach, bo rocznie przez spożycie alkoholu umierają trzy miliony ludzi na świecie i niewiele się z tym robi. Paradoksalnie, gdy na COVID-19 zmarło ponad trzy miliony, to zamknięto prawie cały świat - podsumowuje.
Zobacz także
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl