Blisko ludzi"Mamo, nie rozmawiaj z nią, ona ci daje złe rady". Czy dziewięcioletni Oskar miał rację?

"Mamo, nie rozmawiaj z nią, ona ci daje złe rady". Czy dziewięcioletni Oskar miał rację?

Program "Superniania" był emitowany na antenie TVN w latach 2006-2008
Program "Superniania" był emitowany na antenie TVN w latach 2006-2008
Źródło zdjęć: © AKPA | AKPA
Iwona Wcisło
09.06.2022 16:14, aktualizacja: 10.06.2022 08:09

Sześcioletnia Wiktoria siedzi nago w wannie, płacze i krzyczy, że jej zimno. W łazience są też jej matka oraz dwoje obcych ludzi - Superniania i operator kamery. A wraz z nimi pół Polski. Patryk zaczął zasypiać ze zmęczenia na karnym jeżyku, ale nie pozwolono mu zmrużyć oka. Adrian miał na nim spędzić cztery minuty, ale ojciec odnosił go tam ponad 100 razy, wydłużając ten czas w nieskończoność. - To nie tylko deptanie prywatności i godności dzieci, ale przemoc psychiczna - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Anna Golus, inicjatorka kampanii "Kocham. Nie daję klapsów", która w 2020 roku obroniła doktorat na Uniwersytecie Gdańskim o udziale dzieci w programach reality show.

Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski: Superniania miała przekonać Polaków do wychowywania dzieci bez przemocy. Po przeczytaniu pani książki mam poważne wątpliwości, czy to się udało.

Anna Golus, autorka książki "Superniania kontra trzyletni Antoś. Jak telewizja uczy wychowywać dzieci": Zarówno Dorota Zawadzka, jak i oryginalna Superniania – Jo Frost, bardzo mocno sprzeciwiały się karom cielesnym. Nawet klapsom, które do dziś przez wielu Polaków są bagatelizowane, bo uważają oni, że to nie jest bicie. Niestety proponowane w tych programach alternatywy też wiążą się z przemocą, tyle że emocjonalną.

Jednak najbardziej istotny w tym wszystkim jest fakt, że "Superniania" oraz inne programy z udziałem nieletnich są odzwierciedleniem tego, jak dorośli na co dzień traktują dzieci. I jest to bardzo przykre.

W książce pada wiele mocnych określeń, takich jak maltretowanie psychiczne, tortury, zaniedbywanie emocjonalne dziecka czy łamanie woli. Czy rzeczywiście w programie dochodziło do tak okrutnych form przemocy?

Faktycznie użyłam takich określeń, ale w odniesieniu do konkretnych sytuacji, tych najbardziej ekstremalnych. Bo oczywiście nie każde użycie karnego jeżyka jest dla dziecka torturą. Ale to, co widzieliśmy w tym programie, nosi według mnie znamiona znęcania się nad dziećmi.

Co zatem umknęło widzom, zachwyconym karnym jeżykiem?

Najczęściej stosowaną w "Superniani" techniką jest tzw. time out, czyli czasowe odosobnienie. W programie była ona określana bardzo łagodnymi wyrażeniami - karny jeżyk, karny żółwik czy miejsce wyciszenia. Te zdrobniałe nazwy miały na celu złagodzenie złowrogiego wydźwięku określenia "przymusowa izolacja", czym ta metoda w istocie jest. To nic innego jak współczesna wersja stania w kącie, które z kolei jest młodszym bratem klęczenia na grochu czy zamykania dziecka w komórce.

Założenie jest takie, że dziecko ma siedzieć na miękkiej poduszce w kształcie zwierzątka przez tyle minut, ile ma lat. W tym czasie ma przemyśleć swoje negatywne zachowanie. Dodam na marginesie, że absurdalne jest założenie, że trzyletnie dziecko potrzebuje tylko trzech minut na przemyślenia, a ośmioletnie już ośmiu. Większość ludzi, słysząc te założenia, uważa, że taka kara jest super, bo dziecku przecież nic złego się nie dzieje.

Gdzie zatem przemoc, o której pani wspominała?

Założenia to jedno, a praktyka drugie, bo w programie "Superniania" nigdy to tak nie wyglądało. Wszystkie dzieci, które były karane w ten sposób, doświadczały wielokrotnego odnoszenia na karnego jeżyka. Czteroletni Adrian był odnoszony ponad 100 razy! Chłopiec płakał, krzyczał, widać było, że jest zdruzgotany. W tym wszystkim chodziło wyłącznie o pokazanie władzy dorosłych i zmuszenie go, by tam usiadł. Co im się ostatecznie nie udało. Chłopiec nie został złamany.

Bardzo zabolało mnie to, co spotkało trzyletnią Natalię. Miejscem odosobnienia był tym razem karny żółwik, którego dziewczynka panicznie się bała. Miała na nim spędzić trzy minuty, by się wyciszyć i przemyśleć swoje zachowanie. W momencie zarządzenia kary Natalia była spokojna, dopiero postawiona na żółwiku zaczęła się złościć, płakać i uciekać z tego miejsca. Wielokrotne odnoszenie na żółwika tylko potęgowało jej negatywne emocje. Dziewczynka wpadła w rozpacz, była przerażona. Kilka razy zdarzyło się, że Natalia skuliła się tuż obok żółwika i dopiero tam uspokoiła.

Co zrobiła wtedy Superniania?

Za każdym razem, gdy tylko dziewczynka przestawała płakać, Superniania kazała ją odnosić na poduszkę. Zarządziła: "Ona musi tutaj usiąść i wiedzieć, że to jest miejsce, gdzie się może uspokoić. Nie żadne inne!". Nie wiem, skąd ten sadystyczny nacisk, żeby dziecko przenosić, gdy ono de facto się uspokajało, tyle że 30 cm od żółwika. Chyba tylko po to, żeby pokazać swoją władzę i przewagę nad malutką, trzyletnią dziewczynką. Trudno ocenić, jak długo to trwało w rzeczywistości, ale na pewno dłużej niż trzy minuty.

Dodajmy, że nad dziewczynką w ciasnym przedpokoju stała nie tylko matka, ale też Dorota Zawadzka i co najmniej dwóch kamerzystów. Dorośli i tym razem nie osiągnęli swojego celu - Natalia się nie złamała. Mimo to Zawadzka podsumowała całą sytuację słowami: "Natalia pękła, przeprosiła mamę". Polecając tym samym tę metodę wszystkim rodzicom.

Wstrząsająca jest również historia trzyletniego Patryka. Napisała pani, że to przykład wyjątkowo bezlitosnego zastosowania time out.

W "Superniani" dzieci często były oszukiwane. Mówiono im, że będą siedziały na jeżyku tyle minut, ile mają lat. Zapominano jednak dodać, że w to nie wlicza się czas płaczu i krzyku oraz że warunkiem zakończenia kary jest przeproszenie. Tak został oszukany również Patryk. Powiedziano mu wprawdzie, że będzie siedział na karnym jeżyku tak długo, aż przyjdzie po niego mama, ale nie wspomniano o przeprosinach. Kiedy po płaczu i właściwej trzyminutowej karze przyszła mama, okazało się, że musi ją jeszcze przeprosić. Patryk powiedział, że nie chce, na co Superniania postanowiła zostawić go na jeżyku, by przemyślał swoje zachowanie. Tymczasem zmęczony płaczem chłopiec zaczął tam zasypiać.

Wstrząsające, co zrobili wtedy dorośli. Wydawałoby się, że każda przeciętnie wrażliwa osoba zaniesie w takiej sytuacji dziecko do łóżka. Superniania miała jednak inny pomysł. Poradziła matce: "Teraz jak do niego pójdziesz, to go postaw przed sobą, podnieś go i postaw go przed sobą, żeby sprowokować ruch, żeby on nam nie zasnął". Kobieta obudziła chłopca, który nadal nie chciał przeprosić, tylko siedział na jeżyku. Nie wiemy, jak długo. Wiemy za to, że pozbawianie snu to jeden z rodzajów tortur, a tortury są zabronione. Przynajmniej wobec dorosłych.

Wygląda na to, że w Polsce dzieci i rybą nadal głosu nie mają. Napisała pani, że wciąż traktujemy dzieci jak przedmioty i że tego typu programy są tego doskonałym przykładem. Jak to się przejawia?

Według mnie już sam fakt, że ekipa telewizyjna wchodzi do domu rodziny, świadczy o przedmiotowym traktowaniu dzieci. Dorośli dają sobie przyzwolenie na łamanie prawa dziecka do prywatności, włażą z buciorami do dziecięcych pokoików i łazienek, gdzie dzieci siedzą w wannie czy na nocniku. Dorośli nie pytają dzieci o zgodę, a często są na tyle bezczelni i zadufani w tej swojej władzy, że wmontowują do tych programów wyrazy sprzeciwu dzieci. W "Superniani" jedna dziewczynka opluła kamerę, co ma jednoznaczny wydźwięk.

Innym przykładem przedmiotowego traktowania dzieci jest mówienie o nich w trzeciej osobie, mimo że są tuż obok, co nagminnie zdarzało się w "Superniani". Dorota Zawadzka komentowała zachowanie dzieci i udzielała rad, zwracając się głównie do rodziców lub do kamery. Tak jakby te dzieci były głupie albo głuche.

Dzieci rzadko były dopuszczane do głosu, ale kilka razy mogliśmy usłyszeć, co mają do powiedzenia. Swoje pięć minut wykorzystał chociażby dziewięcioletni Oskar.

Jestem jego wielką fanką! Bez ogródek powiedział, co myśli o Superniani: "Nie słuchaj się jej, to jest zła wiedźma" czy "Mamo, nie rozmawiaj z nią, ona ci daje złe rady". Kiedy Zawadzka skomentowała zachowanie Oskara do kamery: "Nie mieści mi się to w głowie", chłopiec po mistrzowsku odpowiedział: "No to może powiększ sobie łeb". To jest genialne! Wiadomo, że mógł powiedzieć to trochę uprzejmiej, ale też był wzburzony, chociażby tym, że ekipa telewizyjna zwaliła mu się na głowę. Przez wszystkie lata pracy nad tematem przemocy wobec dzieci, to ja usiłowałam powiększyć sobie łeb, bo nie mieści mi się w głowie, jak można tak postępować. Ale wciąż nie powiększyłam go wystarczająco.

Obejrzała pani te odcinki wiele razy. Czy któryś poruszył panią szczególnie?

Najbardziej wstrząsnął mną odcinek z Wiktorią. Aż się popłakałam. Sześcioletnia dziewczynka siedziała naga w wannie i płakała, mówiąc, że jej zimno. Wszystko obserwowała matka, Dorota Zawadzka i przynajmniej jeden kamerzysta, a później przed ekranami pół Polski. Ta scena miała być przykładem zastosowania innej metody – tzw. ignorowania histerii. Ja nie cierpię słowa histeria, bo uważam, że jest nadużywane - teraz głównie w stosunku do dzieci, a kiedyś również kobiet, które były określane mianem histeryczek zawsze, gdy chciały wyrazić swoje zdanie. Dla mnie ta metoda to nic innego, jak ignorowanie dziecka – jego słów i emocji.

Podczas kąpieli doszło do niewielkiego spięcia między mamą a Wiktorią, która chciała sama umyć sobie włosy. Na tym etapie można było bez problemu zapobiec eskalacji konfliktu, ale nie byłoby to na rękę twórcom programu. Superniania postanowiła zakończyć kąpiel, woda została spuszczona, a sześciolatka była coraz bardziej roztrzęsiona. Gdy wanna była już całkiem pusta, Wiktoria zaczęła krzyczeć, wciąż płacząc: "Zimno mi!". Niestety została zignorowana. Zawadzka kazała matce wyciągnąć dziewczynkę z wanny, po czym powiedziała: "Klasyczny atak histerii, klasyczny, taki na wymuszenie". Dziewczynka wtedy całkowicie straciła panowanie nad sobą.

Równie okrutna i przemocowa była metoda "Superniani" na usypianie dziecka. Bo również sprowadzała się do ignorowania dziecka, jego emocji i zdania.

Wiem, że kontaktowała się pani z byłymi wychowankami Superniani. Co mówili o swoim udziale w tym programie?

Wspomnienia i opinie byłych uczestników były różne. Na przykład jeden z nich, który wystąpił w tym programie jako trzylatek, w ogóle nie pamięta nagrań, ale wierzy, że m.in. dzięki Superniani dzisiaj jest dobrym człowiekiem. Jego mama, z którą też rozmawiałam, dodaje, że ten obecnie młody mężczyzna do dziś omija "karnego jeżyka" szerokim łukiem.

Dwie inne osoby przyznały, że program ten przyniósł im same szkody. Jeden chłopiec wystąpił w nim jako sześciolatek. Potem przez całą podstawówkę i gimnazjum był gnębiony z tego powodu przez rówieśników. Mówił: "W szkole byłem jak napiętnowany". Nie mógł sobie z tym poradzić, podobnie jak nauczyciele i pedagodzy. Skończyło się wizytą u psychiatry i lekami.

Z kolei inna uczestniczka, która wzięła udział w programie jako sześciolatka, długo borykała się z traumą i uczuciem wstydu. Mówi, że nie jest w stanie zapomnieć o udziale w tym programie. I tak naprawdę dopiero teraz może o nim w ogóle rozmawiać. Wprawdzie nie była gnębiona w szkole, ale czuła wstyd w związku z tym, że została pokazana w "Superniani" w krępujących sytuacjach.

Czy program "Superniania" wniósł cokolwiek pozytywnego?

Za pozytyw upatruję fakt, że Dorota Zawadzka sprzeciwiała się przemocy fizycznej. Tylko co z tego, gdy alternatywą dla przemocy fizycznej stała się przemoc psychiczna? Niektóre porady były bardzo w porządku - zwracanie uwagi na to, że trzeba spędzać czas z dziećmi, nie można ich zmuszać do jedzenia czy mycia włosów. Ale z drugiej strony, to jak potraktowano Wiktorię podczas kąpieli, pokazało coś zupełnie innego.

Gdybym miała zrobić bilans tego programu, to uważam, że przyniósł więcej złego niż dobrego. Chociażby z tego powodu, że zapoczątkował w Polsce modę na kolejne tego typu formaty – mniej lub bardziej przemocowe, ale zawsze depczące prywatność dzieci. We wszystkich telewizjach, nie tylko w TVN.

Dorota Zawadzka obiecała odnieść się do przedstawionych w książce zarzutów. "Czekam jednak na książkę od wydawnictwa KrytykaPolityczna.pl, by nie komentować jedynie wywiadu z autorką. Proszę Was o cierpliwość" - napisała na swoim profilu na Facebooku.

Rozmawiała Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (619)
Zobacz także