Blisko ludziMarta Rentel sprzedała wirtualną miłość. Następną osobą możesz być ty

Marta Rentel sprzedała wirtualną miłość. Następną osobą możesz być ty

Polska influencerka Marta Rentel sprzedała "cyfrową miłość" za prawie milion złotych. Wiele osób zastanawia się, jak to jest w ogóle możliwe. Dlaczego sprzedajemy w internecie niewidzialne obrazy lub swoje uczucia? Czy token NFT jest faktycznie przyszłością, a może fanaberią?

Marta Rentel
Marta Rentel
Źródło zdjęć: © Instagram
Aleksandra Lewandowska

23.07.2021 15:07

Marta Rentel to influencerka, instagramerka, tiktokerka, a od niedawna także milionerka. Jej nazwisko z pewnością słyszeliście w ciągu ostatnich kilku dni. Prawie miesiąc temu jako pierwsza osoba na świecie wystawiła na sprzedaż wirtualne uczucie - swoją "miłość". Anonimowy kupiec zapłacił za nią 250 tys. dolarów, czyli około 970 tys. złotych. Choć wydaje się to absurdalne, jest prawdziwe.

Miłość na sprzedaż?

- Nie ukrywam tego, że zrobiłam to, żeby ludzie o tym mówili. Taki był tego cel. Pracując w mediach, każdy chce, żeby o nim mówiono. Ja chciałam zrobić coś jako pierwsza, więc wspólnie ze znajomymi, którzy zajmują się NFT, wymyśliliśmy coś takiego. Oni w sumie namówili mnie do tego projektu, bo wcześniej nic o tym nie wiedziałam - mówi Marta Rentel w rozmowie z WP Kobieta.

Dlaczego zdecydowała się na sprzedaż uczucia? - Myślałam o tym, czego potrzebują ludzie, a emocje i relacje międzyludzkie to są rzeczy, które zawsze się "sprzedają". Poza tym będę sprzedawała teraz także inne emocje na NFT. Mam w planach sprzedać na przykład hejt - zdradziła.

Miłość za milion złotych

Za wirtualną miłość Marty Rentel zapłacono zawrotną sumę. Na myśl nasuwa się pytanie: co z tego będzie miała osoba, która tyle wydała?

- NFT to cyfrowy certyfikat własności, czyli ta osoba ma własność do mojego wirtualnego uczucia, którym w tym przypadku jest miłość. Jest to po prostu dana własność, z którą kupujący może zrobić, co chce. Może ją odsprzedać za większą kwotę lub mieć ją w kolekcji. Jeżeli chodzi o życie realne, zostało do tego dołączone spotkanie ze mną i kolacja. Pewnie niedługo dowiem się, kim jest ta osoba i jakie ma dalsze plany - wyznaje Marta.

Podkreśla, że nie spodziewała się, że to w ogóle "przejdzie". I w dodatku za tak ogromną sumę. - To eksperyment i nie ukrywam - duże zaskoczenie. Liczę się z tym, że spotka mnie krytyka. Są osoby, które obserwują mnie tylko po to, by coś zhejtować. Czują się wtedy lepiej. Jeżeli ktoś uważa, że nie zrobiłam kompletnie nic i zarobiłam milion, to nie ma problemu. Każdy może to zrobić - dodała.

NFT. Przyszłość czy fanaberia?

Sprzedaż wirtualnej miłości wydaje się być na pierwszy rzut oka absurdalna. Pod postami, w których podane są o niej informacje, większość komentarzy internautów brzmi: "w ogóle tego nie rozumiem".

- Cyfryzacja wielu rzeczy jest nieunikniona, a NFT jest odpowiedzią na nasze potrzeby - mówi Mateusz Haas, specjalista ds. influencer marketingu z Agencji DDOB.

- Kiedyś samoloty były nierealne. Dzisiaj nimi podróżujemy. Wiele nowych rzeczy, tworów brzmi nierealnie, bo nie każdy jeszcze widzi w tym zastosowanie, a wirtualna miłość Marty może mieć w przyszłości odzwierciedlenie np. w grze komputerowej. Sam czekam na kolejne nazwiska z Polski, które będą tokenizować siebie, swoją działalność. Zobaczymy, czym jeszcze całe NFT nas zaskoczy - dodaje.

Podkreślił, że następnymi mogą być już nie tylko influencerzy czy tiktokerzy, ale także celebryci, firmy czy usługi. Możliwe, że za 10 lat każdy z nas będzie oferował swoje NFT.

To nie sprzedaż uczucia, a produktu

Czym jest więc wirtualna miłość Marty Rentel? Co tak naprawdę sprzedała influencerka?

- Trzeba powiedzieć jasno, ktoś nie kupił uczucia, a deklarację, etykietę, opakowanie, na którym jest krótki opis, ale w gruncie rzeczy nie wiadomo do końca, co jest w środku. Ja bym był daleki od tego, żeby nazwać to "sprzedażą uczucia". To jest raczej taka zabawa etykietami. Ludzie we współczesności dużo skuteczniej zarządzają emocjami, bawią się nimi. Ale kontrolują przy tym emocje swoje i innych. Służy im to do manipulacji, ale też jest źródłem przyjemności i satysfakcji - tłumaczy dr hab. Mikołaj Lewicki, socjolog.

- Nauczyliśmy się bawić emocjami, a teraz je sprzedajemy. To nie jest nowy motyw, tak samo, jak kupowanie bliskości. Miłość polega na uwodzeniu, a uwodzenie na udawaniu emocji. Kobiety do towarzystwa to też coś więcej, niż sam akt płciowy - mówi socjolog.

- Nowe jest to, że teraz jest to zapisane jako NFT - token, cyfrowe oznaczenie, które gwarantuje oryginalność transakcji, która z tym tokenem jest powiązana. Tokena nie można skopiować, nie można się podszyć pod kupującego. Token gwarantuje wyjątkowość wymiany. Influencerka publicznie zadeklarowała, że sprzedaje swoją wirtualną miłość. Jeśli sprzeda ją jeszcze raz, ktoś pomyśli, że to nie jest już miłość, a usługa. Druga różnica - dzieje się to teraz w zglobalizowanym świecie. Anonimowa osoba zapłaciła za to milion złotych, a nikt jej nie zna. Jest jednak tą jedną jedyną, która ma tą miłość na wyłączność. Bez tokenu, internetu nie byłoby to możliwe - dodaje.

- Mówi się, że uczucia nie są towarem, ale mamy wiele form, które naśladują, czy udają uczucia i bliskość. To są usługi erotyczne, seksualne i luksusowe. W nich kontakt emocjonalny, ekspresja emocji i ich kontrola są elementem pracy. Póki sprzedający i kupujący znają "zasady gry", nie ma w tym nic niebezpiecznego. Nie zmienia to faktu, że wciąż to kobiety sprzedają "wirtualną miłość", a nie mężczyźni. To z kolei wskazuje na nierówności, do których jesteśmy przyzwyczajeni - podsumowuje dr hab. Mikołaj Lewicki.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (389)