Martyna Wojciechowska o adopcji. Czy zostanie polską Angeliną Jolie?
Martyna Wojciechowska jest jedną z najbardziej doświadczonych polskich podróżniczek. Jej przygoda z egzotycznymi wyjazdami zaczęła się już 20 lat temu i trwa do dziś. Musiała pokonać wiele zakrętów, zdobyć wiele szczytów, pokonać choroby i śmierć najbliższych, by zatrzymać się na chwilę i przewartościować swoje życie. Od kilku lat gwiazda angażuje się w pomoc dzieciom z różnych stron świata. Czy rozważa ich adopcję? Czy chce zostać polską Angeliną Jolie?
Trudne chwile w życiu podróżniczki
Martyna Wojciechowska ma za sobą bardzo trudny okres w życiu. Przez ponad półtora roku musiała zmierzyć się z kilkoma dramatycznymi wydarzeniami: miała wypadek motocyklowy, zmarł Jerzy Błaszczyk, ojciec jej córki Marysi, przeszła dwie operacje złamanego obojczyka, a także długo zmagała się z chorobą. Z anteny spadł jej program "Kobieta na krańcu świata", bo dziennikarka nie mogła pojechać w zaplanowanym terminie na zdjęcia. Wojciechowska musiała na chwilę się zatrzymać i przewartościować swoje życie. Teraz z pełnym przekonaniem podkreśla, że jest w najlepszym momencie.
Przewartościowała swoje życie
– Wiadomo, że skutki zawirowań zostaną na lata, ale czuję się zdrowa, mocna fizycznie i silniejsza psychicznie. Kiedy przychodzi kryzys, często zapominamy o tej prawidłowości, że po każdej burzy wychodzi słońce, a po nocy przychodzi dzień. Ja się tego trzymałam – wyznała w rozmowie z magazynem "Flesz". - Nie krytykuję już rzeczywistości, wolę skupiać się na jej dobrych aspektach. Zrobiłam sobie z tego taką moją małą filozofię i pilnuję siebie i ludzi z mojego otoczenia, żebyśmy nie narzekali – mówi gwiazda. Dziennikarka zdała sobie sprawę, że poczucie szczęścia nie zależy od czynników zewnętrznych, takich jak pieniądze, projekty, praca, a nawet podróże. W trudnych chwilach Wojciechowska mogła liczyć na wsparcie rodziny, przyjaciół i współpracowników - to właśnie z ich pomocą przezwyciężyła kryzys.
Adopcja dzieci
Na pytanie o to, czy dziennikarka rozważa opcję adopcji kilkorga dzieci, które spotkała podczas swoich podróży, odpowiedziała, że to nie tak. – Nie mam takiej pokusy, by dzieciaki, którymi opiekuję się w różnych częściach świata, zamieszkały na stałe w moim domu. To nie byłoby dla nich dobre. Najważniejsze, by kształciły się w swoich społecznościach i działały potem na ich rzecz – wyjaśniła. Czy chce zostać polską Angeliną Jolie? Podróżniczka zaśmiała się, że nie jest taka ładna jak ona. – A tak serio, to wierzę, że tylko inwestując w edukację dzieci, możemy im realnie pomóc, bo potem one mogą zmienić świat, w którym żyją – dodała.
Finansowanie edukacji dzieci
Martyna Wojciechowska finansuje edukację kilkorga dzieci na świecie. Jedną z nich jest Kabula, dziewczynka cierpiąca na albinizm. Dziennikarka przed rządem w Tanzanii musiała zaświadczyć, że zobowiązuje się do pokrywania kosztów związanych z edukacją Kabuli. W tym momencie dziewczynka jest pod opieką Stowarzyszenia Misji Afrykańskich i polskich księży. Wojciechowska podkreśla, że nie tylko ona wspiera Kabulę finansowo. Swoją cegiełkę dołożyli widzowie programu "Kobieta na krańcu świata", bo dziewczynka była bohaterką jednego z odcinków. – Po emisji odcinka ludzie zasypywali mnie pytaniami, jak można jej pomóc, i w krótkim czasie na utworzonym subkoncie zgromadziliśmy ponad 100 tys. złotych. Dziś Kabula mieszka w internacie i kształci się w szkole prowadzonej metodą Montessori. Jest tam najlepszą uczennicą! – opowiada podróżniczka i dodaje, że ma z dziewczynką stały kontakt. – Gdy potrzebuje wsparcia, dzwoni do mnie i rozmawiamy przez Skype'a – mówi Wojciechowska.
Wychowanie córki
- Starałam się i nadal się staram być uważną mamą. Jak już coś robię z córką, to z zaangażowaniem i nie po łebkach. Jak jestem, to jestem! Może łatwo mi tak mówić, bo mam jedną córkę. Niemniej codziennie staram się przestrzegać pewnych zasad: nie odbieram telefonów, kiedy jesteśmy razem, mamy wtedy czas na rozmowę. Wieczorem czytamy, przytulamy się i planujemy kolejne wspólne wyprawy – wyjaśnia Wojciechowska.
Wolność wyborów
Swoją córkę – jak podkreśla - wychowuje w poczuciu wolności wyborów. – Do niczego nigdy nie zmuszałam córki. Kiedyś zapisałam ją na karate i choć szło jej świetnie, nie widziałam błysku w jej oku, więc nie naciskałam, gdy zrezygnowała. Marysia długo natomiast namawiała mnie, żebyśmy poszły do stadniny. Kiedy zobaczyłam, jak jest skoncentrowana i przejęta kontaktem ze zwierzakami, zaczęłam ją w tym wspierać, mimo że na początku nie byłam przekonana do pomysłu jazdy konno – dodała.