Matce nie wypada
Było lato, miałam na sobie sukienkę. Zaczepił mnie sąsiad, miły starszy pan. Popatrzył na moje tatuaże i zapytał, czy bolało. Odpowiedziałam, że bolało, ale byłam dzielna. A on na to: ciekawe, czy będę taka dzielna, jak będą kazali mi skrobać te tatuaże w niebie.
01.01.2022 16:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dominika Gajewska, @gaja_tat, tatuuje od ponad 7 lat. Pracuje w Warszawie, w studiu Lunatyk. Liczba tatuaży na własnym ciele: ok. 40.
Karolina Skulska, @skvlska, tatuuje prawie od 8 lat. Pracuje w Krakowie, współwłaścicielka studia tatuażu Bluszcz. Liczba tatuaży: kilkadziesiąt.
Jagoda Matuła, @jagoda_matula, tatuuje od 6 lat. Pracuje w Poznaniu, jest założycielką studia Matuszka Tattoo. Liczba tatuaży: kilkadziesiąt.
Dom
Dominika jest dzieckiem spokojnym, bardzo lubi rysować. Jako nastolatka chodzi do jednego z topowych warszawskich liceów. Uczy się bardzo dobrze, myśli o studiowaniu prawa. Rodzicom pomysł się podoba, wychowawca mobilizuje ją do nauki. Ale Dominika w głębi serca czuje, że to jednak nie dla niej.
– Zrozumiałam, że to nie jest coś, czym chciałabym się zajmować. Perspektywa rutynowego życia dobijała mnie. Uzmysłowiłam sobie, że prawo to głównie papierologia, a nie fascynujące zagadnienia do rozwiązania jak w serialu "Suits". Byłam sfrustrowana, miałam epizod depresyjny.
W jej głowie kiełkuje pomysł, żeby na poważnie zająć się tatuowaniem. Tatuaże inspirują ją od dawna. Widzi coś niezwykłego w tym, że ktoś wybiera sobie czyjąś twórczość, by nosić ją na ciele do końca życia. Kiedy ma 17 lat, robi sobie na biodrze pierwszy tatuaż.
Oznajmia rodzicom, że nie idzie na prawo. Reagują spokojnie, ale przytomnie pytają córkę, jaki ma plan. – Nie miałam planu – przyznaje Dominika. – Rodzice naciskali, żebym poszła na studia, więc postanowiłam wybrać coś, co choć trochę wiązałoby się z tatuażami. Ponieważ od dziecka uwielbiałam rysować, zdecydowałam się na Akademię Sztuk Pięknych.
Rodzice zaczynają się niepokoić. Nie chcą, żeby ich córka skończyła jako bezrobotna artystka. Ustalają kompromis: grafika komputerowa. Dominika idzie na ASP.
Dla rodziców Karoliny wiadomość, że ich córka zamierza zostać tatuatorką, to niespodzianka. Tatuaże to nie ich estetyka, źle im się kojarzą. Gdy córka jako nastolatka oznajmia, że chciałaby coś sobie wytatuować, kategorycznie się nie zgadzają, więc Karolina niecierpliwie czeka na swoje 18. urodziny. Dopiero wtedy robi sobie różę pod prawym obojczykiem. Tłumaczy, że takie miejsce łatwo zakryć odpowiednim strojem i jednocześnie łatwo odkryć.
– Jako dziecko uwielbiałam rysować – wspomina – to była moja pasja i sposób na oderwanie się od rzeczywistości. Jednak w głowie miałam zakodowane, że muszę iść na "zwyczajne" studia. Rodzice uważali, że artystom ciężko zarobić na życie.
Po maturze Karolina ląduje na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie zaczyna studiować dziennikarstwo. Zawsze była dobra z polskiego. Marzeń o byciu profesjonalną tatuatorką jednak nie porzuca.
U Jagody oporu ze strony rodziny nie ma, ale w jej przypadku sytuacja jest inna: tatuować zaczyna późno, bo po trzydziestce. Kończy liceum plastyczne w Zielonej Górze, potem wyjeżdża do Poznania, gdzie na ASP studiuje edukację artystyczną. Pracuje w agencji reklamowej jako graficzka, cały czas marząc o zawodowym tatuowaniu. Pierwszy tatuaż robi sobie na urodziny, mając 16 lat.
– Cały czas ciągnęło mnie do tatuaży, ale nie wiedziałam, jak zacząć. Poza tym miałam typowe ludzkie obawy: za co opłacę czynsz i z czego się utrzymam, jeśli nagle wszystko rzucę.
Pierwsze próby
W Polsce nie ma specjalistycznych szkół przygotowujących do bycia zawodowym tatuatorem. Organizowane są kursy tatuażu dla początkujących, ale nie nauczą one fachu. Najlepszą metodą jest staż w studiu i szlifowanie umiejętności pod okiem doświadczonego tatuażysty.
– Na początku nie trzeba mieć na swoim koncie żadnych wykonanych tatuaży, a nawet często jest lepiej, jak się nie próbuje w domu, bo można wyuczyć się wielu złych nawyków, których później ciężko się pozbyć – wyjaśnia Dominika.
Sama jest tego zaprzeczeniem: tatuowania uczy się w domu dzięki uprzejmości znajomych, którzy zgadzają się, żeby ćwiczyła na nich. W międzyczasie kompletuje portfolio. Po roku trafia do profesjonalnego studia.
Niektórzy początkujący tatuatorzy sztukę tatuażu zgłębiają sami… na sobie. – Poniekąd jest to dobra metoda, bo można wyczuć głębokość igły, przyjrzeć się, jak reaguje skóra – wylicza Dominika.
Karolina studiuje dziennikarstwo na UJ i rozgląda się za dorywczą pracą. Dowiaduje się, że magazyn o sztuce tatuażu szuka redaktora. Wydawcą pisma jest jedno z krakowskich studiów. Karolinę w nim znają, bo się tutaj tatuuje. Ląduje w redakcji, a niebawem zaczyna praktykować jako tatuatorka.
Kiedy Jagoda szuka mistrza, pod okiem którego mogłaby uczyć się fachu, chętnych takich jak ona jest mnóstwo. Rynek się nasyca. Ale Jagoda się nie zniechęca. Obserwuje swoich ulubionych artystów, kompletuje portfolio. Najwięcej uczy się jednak, kiedy tatuatorzy robią jej tatuaże. Patrzy, jak pracują, zadaje dużo pytań, wyciąga wnioski. – Byłam pilną uczennicą – zapewnia.
Początki są ciężkie, o wpadkę nietrudno. Karolina jedzie do Norwegii na guest spot, czyli gościnne tatuowanie w innym studiu. Zgłasza się do niej małżeństwo, które chce mieć wytatuowane imiona swoich dzieci. Karolina nie zna norweskiego. Prosi klientkę, żeby wpisała imiona do komputera. Następnie wzór jest drukowany i nanoszony na kalkę, którą odbija się na ciele.
– Najpierw tatuowałam mężczyznę; jego żona cały czas robiła zdjęcia i wysyłała je do znajomych. Dopiero kiedy litery pojawiły się na jego ciele, zorientowali się, że w jednym z imion jest błąd – wspomina Karolina. – Nigdy tego nie zapomnę. Byłam początkująca, ci ludzie byli w szoku, obcy kraj…
Społeczeństwo
… jest niemiłe, chciałoby się zaśpiewać jak Mister D. Dziewczyny na własnej skórze przekonują się, że Polska to nie jest kraj dla wytatuowanych ludzi. Szczególnie kobiet.
– Mieszkam w Warszawie, która zupełnie różni się od mniejszych miast, ale nawet tutaj zdarzają się przykre czy złośliwe uwagi, zwłaszcza ze strony starszego pokolenia – mówi Dominika.
Kiedy odwiedza bazar na Kole, słynny warszawski targ staroci, w jej stronę płynie potok komentarzy. Jedna z pań zaczepia ją, by powiedzieć, że wygląda świetnie i że ją podziwia. Ale dla reszty jest "zmalowana", "obrzydliwa".
– Ciekawe jest to, że byłam tam z moim partnerem, który też jest wytatuowany, a nawet ma tatuaż na głowie, jednak on nie usłyszał żadnego komentarza. W starszym pokoleniu czy w mniejszych miejscowościach wytatuowana kobieta wzbudza dużo większe kontrowersje niż wytatuowany mężczyzna. Pokutuje przekonanie, że kobiecie nie wypada. Kiedyś w rodzinnej miejscowości mojego partnera pod Wrocławiem, latem, siedzący na ławeczce panowie krzyczeli za nami "wstyd!" - mówi.
Jagoda ma cztero- i dziewięcioletnią córkę. Wielu osobom nie mieści się w głowie, że matka może być tak wytatuowana: – Ludzie dają mi odczuć, że skoro jestem cała w tatuażach, to nie mogę być odpowiedzialną matką. No i że matce nie wypada. Staram się tego nie analizować ani nie brać do siebie. Mnie w ogóle nie obchodzi, kto jak wygląda. Niech każdy sobie żyje, jak chce.
Jagoda ma w pamięci zagraniczne wakacje sprzed paru lat. Jedyny chamski komentarz, jaki słyszy pod swoim adresem, pada ze strony… Polaka, który widząc ją na plaży w kostiumie kąpielowym, rzuca obelgą: "bezmózg". Starsza córka Jagody też to słyszy. Nie rozumie, dlaczego ten pan obraża jej mamę. Jagoda podbiega do nieznajomego i pyta, jakim prawem tak do niej mówi. Odpowiedzi się nie doczekuje, bo facet… ucieka.
– Nauczyłam się już, że nie jestem w stanie wszystkich zadowolić – wyznaje Jagoda. – Najważniejsze jest dla mnie to, co sama o sobie myślę i co myślą o mnie moje dzieci. To jest dla mnie priorytet, a cała reszta jest obok. Otaczam się ludźmi, którzy są otwarci i tolerancyjni – i tak też wychowuję swoje córki.
Karolina pamięta czas, kiedy nie mogła przejechać kilku przystanków tramwajem, żeby się nie nasłuchać na swój temat. Teksty w rodzaju: "jak mogłaś sobie coś takiego zrobić?", "pisanka", "taka ładna, a taka wymalowana" są na porządku dziennym.
– Na początku trochę mnie to przytłoczyło, bo nie spodziewałam się aż takiego negatywnego podejścia ludzi, ale to chyba nasza narodowa tendencja do bycia dla siebie niemiłym – mówi Karolina. I choć widzi pewien postęp oraz rosnącą akceptację dla tatuaży, to przyznaje, że np. wytatuowana szyja u kobiety zwraca uwagę w każdej sytuacji.
Jednak bodaj "najlepszy" komentarz na swój temat usłyszała Dominika. To ją sąsiad zapytał, czy będzie taka dzielna, jak będą kazali jej skrobać te tatuaże w niebie.
Sesje
Do Dominiki, Karoliny i Jagody trzeba się zapisywać na parę miesięcy do przodu. Każda ma swój wypracowany styl. Dominika stawia na cienką kreskę i minimalizm. Karolina uwielbia motywy kwiatowe i botaniczne; uważa, że tatuaż powinien być przede wszystkim czytelny. Jagoda tatuuje w kolorze, wśród jej prac nie brakuje motywów baśniowych.
Karolina zawsze robi projekt tego samego dnia, którego jest umówiona z klientem. Podobnie Dominika. Jagoda niekiedy uprawia tzw. freehand, kiedy wzór, jeszcze przed utrwaleniem tuszem, powstaje bezpośrednio na ciele.
– Są różne sposoby budowania wzoru – tłumaczy Jagoda. – Z każdym klientem rozmawia się inaczej. Kiedyś przynosiłam gotowe projekty na sesję, ale z czasem zrozumiałam, że dopóki nie usiądę z człowiekiem, nie spojrzę mu w oczy i z nim nie porozmawiam, to nie będę wiedziała, czego on chce.
A oczekiwania są różne. Jedni chcą mieć tatuaże zabawne albo ozdobne. Inni chcą coś uczcić albo upamiętnić.
Karolina pewnej parze wytatuowała na pośladkach hasło "lubię placki". Nie pytała, o co chodzi.
Jagoda też nie zadawała pytań, kiedy u jednej z klientek tatuowała pandę uciekającą przed wściekłym psem, a scenka rozgrywała się na Księżycu.
Dominika natomiast ma na swoim koncie wiele tatuaży odnoszących się do czyichś bolesnych wspomnień. Ostatnio robiła tatuaż, który w subtelny sposób miał symbolizować stratę – jego właścicielka poroniła. – Zdarzają się motywy nawiązujące do traumatycznych doświadczeń i jest to, jak mówią moi klienci, zamknięcie pewnego rozdziału – tłumaczy.
Karolina i Jagoda też zauważyły, że dla wielu osób tatuaż jest formą terapii. – W ciągu ośmiu lat pracy jako tatuatorka poznałam wiele ciekawych osób i mnóstwo niesamowitych historii – przyznaje Karolina.
Zdecydowana większość klientek Dominiki, Karoliny i Jagody to kobiety. Do Dominiki przychodzi bardzo wiele dziewczyn na swój pierwszy tatuaż. – Moje wzory są minimalistyczne, więc skóra podczas sesji, która trwa 40–45 minut, nie zdąży się nawet zmęczyć ani spuchnąć – wyjaśnia.
Choć zdarzyło jej się płakać, gdy ktoś robił jej tatuaż.
– Maksymalny czas tatuowania to moim zdaniem 5–6 godzin – uważa Jagoda. – To widać po skórze i po organizmie, gdy np. spada temperatura ciała. Ból jest nieodłącznym elementem tatuowania, wychodzę jednak z założenia, że tatuaż to nie operacja. To nie jest coś, co ktoś musi mieć. To ma być zabawa, a nie tortury. Jeśli ktoś przychodzi do mnie jak na skazanie, to przestaje być fajnie.
Sama nie kryje, że choć ma kilkadziesiąt tatuaży, z każdym kolejnym ból odczuwa coraz mocniej. – Istnieje coś takiego jak "magia pierwszego tatuażu". Adrenalina robi swoje i często bólu w ogóle się nie czuje. Ogromne znaczenie ma też miejsce, w którym robi się tatuaż.
Branża
Czy to trudna praca? Karolina: – Nie lubię słowa "trudna", ale na pewno jest to praca wymagająca. Klienci bardzo często mówią: "Ale wy to macie fajnie, popracujecie sobie sześć godzin, porysujecie na człowieku i idziecie do domu". Faktycznie niektóre dni takie są – i to jest sama przyjemność. Jednak kreatywność tatuatora cały czas musi być na wysokim poziomie. Ja nie mogę mieć gorszego dnia. Mam świadomość, że zostawiam coś komuś na całe życie. To często odbija się na mnie w weekendy, kiedy jestem w stanie tylko leżeć i odpoczywać. Nigdy mi się nie zdarzyło zrobić coś byle jak, ale bywało, że nie byłam ze swojej pracy całkowicie zadowolona, głównie dlatego, że ciągle rozmawiałam z klientem, dlatego teraz wiem, kiedy powinnam się odciąć i skupić na zadaniu.
– W tej branży jest dziś bardzo dużo kobiet – mówi Dominika. – Nie jest to już fach zdominowany przez mężczyzn.
Karolina i Jagoda są tego samego zdania.
W studiu Jagody w Poznaniu pracują same kobiety: – Mamy tutaj taki babski girl power.
Pytam Karolinę, czy rodzice pogodzili się z tym, jaki wybrała zawód. – Do tej pory nie są fanami tego tematu – odpowiada. – Ale cieszą się, że mam pracę, którą lubię i z której mogę się utrzymać. Pewnie wyobrażali sobie mnie w innym zawodzie, ale widzą, jak się rozwijam i to ich cieszy.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.