Opisuje kulisy wyborów najprzystojniejszego faceta. "Współczuję"
Mikołaj Milcke to jeden z czołowych autorów literatury gejowskiej. 40-latek ma na swoim koncie m.in. kultową serię, którą zapoczątkował "Gej w wielkim mieście". "Mister Mister", jego najnowsza książka, w szokujący sposób opisuje męski konkurs piękności. Pisarz w rozmowie z WP Kobieta mówi o presji bycia idealnym i obsesji na punkcie wyglądu. Wyznaje też, że były w jego życiu okresy, gdy nie akceptował sam siebie.
12.08.2021 12:35
Justyna Sokołowska, WP Kobieta: Świat się zmienia, walczy o status i prawa kobiet, więc ocenianie ludzi pod kątem ich fizyczności jest znakiem czasów, które przemijają. Wirtualna Polska zaniechała promowania konkursów piękności, co spotkało się z ciepłym przyjęciem wśród osób walczących o ciałopozytywność. Cieszy cię ta zmiana?
Mikołaj Milcke: W latach 80. i 90. cały świat stał konkursami piękności, wybory Miss Polonia były wydarzeniem sezonu, a dziewczyna, która zdobyła koronę, z miejsca stawała się bohaterką masowej wyobraźni. Byłem wielkim fanem wyborów miss, do dziś pamiętam najdrobniejsze detale tamtych konkurów. Nie potrafię chyba być obiektywny w tym temacie. Tak długo jak ich uczestnicy czy uczestniczki są tam z własnej woli, tak długo nie będę niczego krytykował. Jedni biorą udział w konkursach piękności, inni realizują się w sporcie, a jeszcze inni w konkursach literackich, technicznych czy naukowych. Niech każdy robi to, co sprawia mu radość.
Na początku września ukaże się twoja nowa książka, pt. "Mister Mister". W niekorzystny sposób opisujesz kulisy konkursów męskiej piękności. Nie boisz się ataków?
Nie jestem zbytnio strachliwy (śmiech). "Mister Mister" wyjdzie 11 września i to prawdopodobnie pierwsza na polskim rynku książka, w której tłem wydarzeń jest męski konkurs piękności, u mnie nazywa się on Man of Poland. A czy boję się ataków? Nie boję się. Jako pisarz mam ten luksus, że zawsze mogę wziąć coś z prawdziwego świata, coś z wymyślonego, wymieszać to w dowolnych proporcjach i nie muszę się z tego nikomu tłumaczyć. Jak słyszę, książka może wstrząsnąć polskim show-biznesem, i podobno niektórzy mogą się w niej rozpoznać. Sam jestem ciekaw, kto i w którym wątku.
Jeśli ktoś rozpozna się jako uczestnik niektórych opisanych przeze mnie wydarzeń, to współczuję. W moim konkursie Man of Poland dzieją się straszne rzeczy, więc jeśli ktoś dopuścił się ich w rzeczywistości, to sam raczej powinien bać się pozwu, a nie ja.
Uważasz, że konkursy tego typu to biznes. W twojej książce kandydaci ocierają się o używki, propozycje bycia chłopakiem do towarzystwa dla starszych kobiet czy facetów, nagie sesje zdjęciowe. Pojawia się też tzw. wątek dubajski. Czy te informacje czerpałeś od chłopaków, którzy w rzeczywistości startowali w wyborach?
Powiedzmy wprost. Bohaterowie mojej nowej książki są wręcz uzależnieni tak od narkotyków, jak i od seksu. A jeśli chodzi o inspiracje, to byłem kiedyś na siłowni w Gdańsku i podsłuchałem rozmowę dwóch chłopaków, którzy rozmawiali o tym, że jakiś konkurs jest ustawiony. I to był impuls. Później powęszyłem i dowiedziałem się kilku rzeczy.
Usłyszałem o karierach robionych przez łóżko, o interesownych znajomościach, o kółkach wzajemnej adoracji, o protekcjach. Chyba w każdej plotce jest ziarnko prawdy. Show-biznes to twarda i brutalna, a nie niewinna igraszka dla naiwnych dziewic. Prawda jest taka, że pisząc książkę, autor nie korzysta tylko i wyłącznie z własnej fantazji. Które z opisanych przeze mnie wydarzeń miały miejsce? O to trzeba zapytać organizatorów lub uczestników tego typu konkursów.
Opisane postaci mają obsesję na punkcie swojego wyglądu. Na kilka dni przed konkursem odwadniają się, żeby jeszcze bardziej wyeksponować muskulaturę ciała, stosują tzw. trik kulturystów. I to wszystko dla idealnego ciała! Ciekawa jestem, czy ty, będąc młodym, dorastającym chłopakiem, akceptowałeś swoje ciało, i czym dla ciebie jest ciałopozytywność?
Każdy z nas miał w życiu taki etap, kiedy chciał wyglądać inaczej. Będąc nastolatkiem, marzyłem o tym, żeby być wysokim, atletycznym brunetem o śniadej karnacji. Byłem wątłym blondynem. Denerwował mnie też mój głos. Jasne, że miałem problem z zaakceptowaniem siebie. Teraz mam 40 lat i wiem, że są rzeczy, nad którymi można i trzeba pracować, a resztę trzeba zaakceptować. Poza tym szukam w sobie fajnych elementów. Mam na przykład fajne włosy. Nie wszystkim moim rówieśnikom jest to dane.
A presja na bycie hot i fit?
Jest. Na facetów jest dziś wywierana ogromna presja wyglądu. W świecie gejów jest trudno. Kult ciała i młodości kwitnie. Ale mężczyźni heteroseksualni też nie mają łatwo. Często żąda się od nich, że muszą świetnie wyglądać, uprawiać sport, mieć czas na pójście do kina czy restauracji, super zajmować się dziećmi i przynosić do domu 15 tys. zł miesięcznie.
Nie jest dziś łatwo być nie tylko kobietą, ale też nie jest łatwo być facetem, bo wiele kobiet wysoko zawiesza poprzeczkę. Dajmy sobie trochę więcej luzu, bo bycie idealnym i życie po to, by spełniać wydumane oczekiwania to koszmar. Robi to Mieszko Pierwszy, bohater mojej książki. Robi wszystko, żeby zadowolić organizatorów konkursu, matkę, dziewczynę, a całkowicie pomija siebie… To jest droga donikąd. Bądźmy do cholery trochę egoistami i zadbajmy najpierw o siebie. Dla siebie bądźmy wyrozumiali i idealni.
W mediach społecznościowych jest mnóstwo ludzi eksponujących swoje idealne ciała. To wpędza, zwłaszcza nastolatki, w poczucie bycia gorszym i brzydszym. Na szczęście to się zmienia, coraz więcej ludzi pokazuje piękno tkwiące w naturalności i walczy ze sztucznością.
Niby wszyscy na poziomie teoretycznym zdajemy sobie sprawę, że ci ludzie tak nie wyglądają, że tam jest masa filtrów, makijażu, zabiegów. W rzeczywistości różnie z tym jeszcze bywa. Król czy królowa Instagrama na zrobienie jednego zdjęcia poświęci cały dzień. Ale taki świat nie istnieje, więc nie dajmy się tym obrazkom wpędzać w kompleksy. Ja sam przestałem obserwować profile, gdzie jest zero treści, a 100 proc. ciała. Polecam przy tym swojego Instagrama, gdzie ciała jest mało, bo jak wiadomo, nie mam co pokazać, za to treści jest całkiem sporo.