Milion złotych zadośćuczynienia dla ofiary księdza pedofila. Justyna Kopińska mówi, co czuła, patrząc w oczy oprawcy
Sąd Najwyższy podjął decyzję ws. kasacji Towarzystwa Chrystusowego do wyroku przyznającego zadośćuczynienie ofierze księdza pedofila. Katarzyna może zatrzymać milion złotych, które jej przyznano. O tym, jak czuje się po usłyszeniu wyroku, opowiedziała nam Justyna Kopińska, autorka reportażu "Ksiądz pedofil odprawia dalej". To w nim opowiedziała historię skrzywdzonej Kasi.
31.03.2020 | aktual.: 31.03.2020 20:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dzisiejszy wyrok Sądu Najwyższego to pierwszy przypadek w Polsce, w którym uznano odpowiedzialność Kościoła katolickiego jako instytucji za pedofilię, a nie, jak do tej pory, jedynie sprawcy. "Mam nadzieję, że jutro nastanie historyczny dzień, który nie tylko otworzy furtkę do walki o sprawiedliwość innym ofiarom, ale również skończy się bezkarność tych, którzy pod płaszczykiem Boga i dobra niszczą dziecięce życia" – pisała w poniedziałek na swoim blogu skrzywdzona Katarzyna.
Historię Katarzyny opisała w reportażu w "Dużym Formacie" Justyna Kopińska. W 2008 r. ksiądz Roman B. wykorzystał trudną sytuację rodzinną pokrzywdzonej i namówił ją do opuszczenia rodzinnego domu. 13-letnia wówczas Katarzyna zamieszkała w internacie w innym mieście. Wówczas rozpoczął się jej dramat. Udało nam się porozmawiać z autorką reportażu "Ksiądz pedofil odprawia dalej".
"Nie myśleli w kategoriach gwałtu. To było uderzające"
Gdy zapytałam Justyny Kopińskiej, co czuje po usłyszeniu takiego wyroku, z uśmiechem odpowiedziała, że to historyczny moment. – Czuję spełnienie, że wreszcie sąd zdecydował, że zakony ponoszą odpowiedzialność za działanie księży. To pierwszy taki wyrok w Polsce. Mam nadzieję, że teraz innym ofiarom będzie łatwiej dochodzić swoich odszkodowań. Do tej pory to były naprawdę śmieszne sumy. Kilka tysięcy złotych za czyny, które zniszczyły im życie – odpowiada.
Autorka uważa, że historia Katarzyny może być iskierką nadziei dla osób, które tak jak ona doznały krzywdy z ręki duchownego. – Myślę, że teraz w zakonach w Polsce panuje panika. Takich spraw jest bardzo dużo. Do mnie zgłasza się wiele osób w podobnej sytuacji. Ja jako reporter czuję się bezradna. To nie są dziesiątki wiadomości, ale znacznie, znacznie więcej. Dlatego mam często wyrzuty sumienia, że nie powtarzam swoich tematów. Staram się wszystko, co wiem, włożyć w dany reportaż. Nad jednym tekstem pracuję wiele miesięcy, dbam o dramaturgię. Tak, aby czytelnik był ciekawy każdego kolejnego zdania – wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta.
Justyna Kopińska przyznaje, że ta publikacja była dla niej szczególna. Sprawie Katarzyny poświęciła 9 miesięcy. Autorka po rozmowach z ofiarą musiała dotrzeć również do oprawcy. A rozmowy z nim do łatwych nie należały. – Prowadziłam to dwutorowo. Rzeczywiście byłam na mszy, którą on odprawiał dla wiernych. Widziałam, jak wręcza małym dzieciom Komunię do ust. I tam byłam jako dziennikarka – relacjonuje Kopińska. Pisarka posunęła się również o krok dalej i rozmawiała z duchownym w internecie, jako mała Zosia.
Uderzył ją fakt, że osoba z wyrokiem nadal cieszy się tak nieposzlakowaną opinią i zaufaniem wśród innych duchownych. Dopiero po publikacji reportażu zakon zakazał księdzu prowadzenia mszy. – Kiedy dzwoniłam do reprezentantów zakonu, traktowali mnie skandalicznie. Odkładali słuchawkę, w ogóle nie chcieli słyszeć o tej sprawie i o tym, że mają kogoś w swoich szeregach. Jego koledzy, nie znając utajnionych dokumentów, wierzyli w to, co on sam mówi. Twierdzili, że to było tylko przytulanie. Nie myśleli w kategoriach gwałtu. To było uderzające – mówi mi Kopińska.
Kiedy zapytałam, co czuła, patrząc w oczy oprawcy, myślałam, że usłyszę "strach". A dowiedziałam się, że to była bezsilność.
–To była bardzo trudna rozmowa. O ile Kasia wygląda na taką kruchą kobietę, ale niezwykle odważną, co trzeba podkreślić, bo ta spawa wymagała wiele sił i odwagi, to ksiądz Roman jest dużym, dwumetrowym mężczyzną. Bardzo silnym i młodym. Tą siłą i mięśniami wzbudzał mój niepokój. Kłóciły się we mnie wszelkie możliwe emocje, gdy myślałam, jak bardzo jest silny fizycznie, a przy tym inteligentny i potrafi omamić słowem – puentuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl