Miłość niszczy jak choroba!
Na temat miłości powstało już wiele książek i niezliczona ilość artykułów. Bo zakochanie niewątpliwie jest pozytywnym uczuciem: uskrzydla, daje wiarę, nadzieję i siłę. Ale czasami bywa tak, że niszczy życie nie tylko w sferze psychicznej, gdy serce pęka z bólu, ale sieje także spustoszenie w naszym organizmie.
21.02.2012 | aktual.: 22.02.2012 13:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na temat miłości powstało już wiele książek i niezliczona ilość artykułów. Bo zakochanie niewątpliwie jest pozytywnym uczuciem: uskrzydla, daje wiarę, nadzieję i siłę. Ale czasami bywa tak, że niszczy życie nie tylko w sferze psychicznej, gdy serce pęka z bólu, ale sieje także spustoszenie w naszym organizmie. Dlaczego miłość może być niebezpieczna?
Tak, miłość może być chorobą. Zakochanie działa jak narkotyki, może też powodować takie następstwa, jak syndrom złamanego serca, zaburzenie psychiczne, itd.
Siła rażenia – miłość to tylko chemia
To nie serce, a nasz mózg podpowiada ci, że pragniesz właśnie tej osoby. Naukowcy opisują zakochanie jako ciąg biologicznych zmian i chemicznych reakcji zachodzących w naszym organizmie. Miłość oddziałuje na układy: krążenia, nerwowy i hormonalny. Serce bije szybciej, podwyższa się ciśnienie krwi, drżą i pocą się ręce.
Helen Fisher, antropolog z Rutgers University, postanowiła zbadać, czym różnią się mózgi osób zakochanych i tych aktualnie nie doświadczających tego uczucia. Okazało się, że u tych pierwszych aktywowanymi rejonami mózgu są brzuszna nakrywka śródmózgowia oraz jądro ogoniaste, części struktur, które tworzą tzw. układ nagrody.
Burza hormonów – miłość jak narkotyk!
Jakie zmiany zachodzą w naszym organizmie pod wpływem zakochania? Najważniejszą rolę odgrywa fenyloetyloamina (PEA), związek chemiczny związany z miłością. Należy do grupy amfetamin, a jej podwyższony poziom w mózgu przypomina stan, który odczuwają narkomani: bezsenność, euforia, pewność siebie, uczucie depresji przeplatające się z pobudzeniem i brakiem koncentracji. Jednym słowem, zakochani są w nieprzerwanym stanie narkotycznego odurzenia, czyli zamroczenia ukochaną osobą, co prowadzi do poważnego uzależnienia.
Nasz mózg, reagując na podwyższone stężenie fenyloetyloaminy, zaczyna wydzielać noradrenalinę – hormon zwany substancją miłości, która powoduje przyspieszone bicie serca i rosnące ciśnienie krwi. Z kolei noradrenalina uwalnia dopaminę, odpowiadającą za uczucie przyjemności. Dopamina (znana także jako romantyczna miłość) stymuluje obszary mózgu związane ze „ścieżką nagrody” i pobudza wydzielanie oksytocyny, która potęguje uczucie rozkoszy.
Badania neurologiczne dowodzą, że stan miłości wywołują substancje chemiczne, które aktywują ten sam ośrodek mózgu, co u osób uzależnionych od narkotyków. Helen Fisher, autorka książki Why We Love: The Nature and Chemistry of Romantic Love potwierdza, że miłość to uzależnienie.
Do podobnych konkluzji doszła także Stephanie Ortigue, neurolog z Uniwersytetu Syracuse w Stanach Zjednoczonych. Jak wynika z jej eksperymentu, uczucie oddziałuje aż na dwanaście różnych obszarów mózgu, a ich „współpraca” wiąże się z wydzielaniem wielu substancji chemicznych: adrenaliny, dopaminy, oksytocyny oraz wazopresyny. Rezultat jest analogiczny do zażycia kokainy i wpływa niekorzystnie na wiele funkcji mózgu: m.in. złożone funkcje poznawcze, empiryczne i percepcyjne. Jednak jest dobra wiadomość dla wszystkich „chorych”: po 1,5-4 latach kończy się uzależnienie i silna namiętność. Niektórzy postanawiają wtedy poszukać nowego obiektu uczuć, a inni przechodzą do następnej fazy budowania trwałego związku.
Miłość to choroba psychiczna?
Już Platon twierdził, że miłość jest poważną chorobą psychiczną. Z kolei Freud odważył się porównać ją do samobójstwa. Jego zdaniem zakochany jest tak zaaferowany obiektem uczuć, jak myślący o samobójstwie śmiercią.
Możemy zauważyć podobne symptomy: obsesja, obłęd (zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne), ból fizyczny. Nie potrafisz przestać myśleć o ukochanej osobie, pojawia się silne pożądanie. Kiedy nie ma jej przy tobie, czujesz głód bliskości, czyli nieopisaną tęsknotę. Wystarczy że nie zadzwoni albo przełoży wizytę, a już ogarnia cię apatia i przygnębienie.
Twoje myśli krążą wokół drugiej połówki i nie potrafisz skoncentrować się na innych ważnych sprawach, odliczasz czas od spotkania do spotkania. Naukowe wyjaśnienie? Za wahania nastrojów i obsesyjne myśli o drugiej osobie odpowiedzialny jest gwałtowny spadek poziomu serotoniny. Hormon powoduje „zamęt” w pracy komórek nerwowych, co objawia się odczuwaniem niepokoju, lęku i depresji.
A jak to wygląda z boku? Każdy z nas spotkał się z przypadkiem, kiedy nasz znajomy zachowuję się tak jakby całkiem „stracił rozum” lub „postradał zmysły” – niczym obłąkany w wyniku choroby. W jego wypowiedziach nierzadko brakuje spójnej i logicznej ciągłości. Mamy do czynienia z potokiem słów, wewnętrznych wrażeń i nieustannym ubóstwianiem drugiej osoby.
Zakochany idealizuje obiekt swoich westchnień – patrzy przez różowe okulary, nie dostrzega wad. Często nie poznajemy naszego przyjaciela – popada ze skrajności w skrajność, z radości w rozpacz, chodzi niewyspany, patrzy na nas zamyślonym wzrokiem, nie ma dla nas czasu. Pytamy: co się z nim stało? Nic nadzwyczajnego, przeobraża go miłość, tak jak choroba zmienia człowieka.
Niestety, takie „bujanie w obłokach” wcale nie wpływa dobrze na nasz organizm. Nie możemy skupić się na pracy, padamy ze zmęczenia i niedoboru snu. Na szczęście ta przejściowa obsesja kiedyś się kończy, czyli możliwe jest całkowite wyleczenie i rzadko potrzebna jest pomoc psychiatry. Warto zaznaczyć, że u każdego przebieg tej „psychicznej choroby” jest inny. Jak trafnie ujął Tadeusz Konwicki: „Oczywiście miłość, jak każda choroba psychiczna, przebiega w różnym nasileniu, zależnie od charakteru i wydolności wewnętrznej pacjenta. Z podgorączkowego stanu zalotów i flirtu aż do ataków szału miłosnego”.
Co ciekawe, Donatella Maratizzi, psychiatra z Uniwersytetu w Pizie, postanowiła poprzeć tezę argumentami. Przeanalizowała grupy trzech osób: niezakochanych, zadurzonych i chorych na nerwicę natręctw (zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne). Udowodniła, że dwie ostatnie grupy mają bardzo zbliżony (czyli niższy od normalnego) poziom hormonu serotoniny we krwi.
A wracając do porównania Freuda, to zwłaszcza ci, którzy silnie (chorobliwie) myślą o utraconej lub nieodwzajemnionej miłości, w ekstremalnych przypadkach decydują się na samobójstwo czy zabójstwo.
Zespół złamanego serca – ciężka przypadłość kardiologiczna
Amerykańscy naukowcy z Uniwersytetu Browna i Miriam Hospital wykazali, że zawód miłosny prowadzi do poważnych dolegliwości. W ciągu czterech lat przebadali 70 pacjentów, u których stwierdzili „syndrom złamanego serca”, nazwany tak w 1990 roku przez japońskich lekarzy. Choroba związana z ciężką niewydolnością serca pojawia się wskutek traumatycznych przeżyć (np. zerwanie lub śmierć najbliższej osoby). Osoby zgłaszają się do szpitala z objawami zawału: skarżą się na ból w klatce piersiowej, drętwienie lewego ramienia, osłabienie akcji serca, nagłe zatrzymanie krążenia w mechanizmie migotania komór, trudności z oddychaniem. Główną przyczyną jest wzmożone wydzielanie hormonu stresu, który osłabia pracę serca.
Jednak czy naprawdę można umrzeć z powodu syndromu złamanego serca? Okazuję się, że tak. Badania sugerują, że niewydolność może być śmiertelna. Szczególnie kiedy utracimy bliską naszemu sercu osobę. Po śmierci ukochanej (ukochanego) prawdopodobieństwo zawału serca zwiększa się aż 21 razy! Żałoba wiąże się z bezsennością, brakiem apetytu i podwyższonym poziomem kortyzolu, który zwiększa ryzyko zawału.
Dr Murray Mittleman, kardiolog z Harvard Medical School w Stanach Zjednoczonych twierdzi, że w sytuacji skrajnego cierpienia psychicznego należy koniecznie zadbać o siebie i zasięgnąć porady specjalisty w celu leczeniu objawów związanych z zawałem serca – można podawać leki łagodzące oznaki zaburzenia. Zdaniem wielu lekarzy trudno jest mówić o jakichkolwiek działaniach prewencyjnych. Co więc robić, kiedy doświadczamy zbyt silnego pobudzenia? Przede wszystkim należy zminimalizować destrukcyjny stres. W uśmierzeniu bólu mogą pomóc środki uspokajające (np. krople walerianowe) i zwiększona dawka magnezu.
Naukowcy nadal pracują nad „mapą miłości” ludzkiego mózgu i nieustannie odkrywają, co dzieje się w głowach kochanków pałających do siebie gorącym uczuciem. Filozof Arthur Schopenhauer pisał, że miłość związana jest z krótkotrwałym szczęściem i długotrwałym cierpieniem: „Jak zaspokojenie potrzeb jest szczęściem, tak też może ono stać się przyczyną wszelkiego cierpienia, jeśli świat zewnętrzny każe nam cierpieć niedostatek, jeśli wzbrania nam zaspokajania naszych potrzeb”. Ale nawet jeżeli miłość to choroba, to i tak każdy czasami na nią cierpi. Bo czy nie jest warta zachorowania?
(ms/sr)