Blisko ludziUciekała z dziećmi przed przemocą. Trafiła do noclegowni. "System nie działa"

Uciekała z dziećmi przed przemocą. Trafiła do noclegowni. "System nie działa"

Bezdomna kobieta z dzieckiem / zdjęcie ilustracyjne
Bezdomna kobieta z dzieckiem / zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © East News
30.11.2020 16:55, aktualizacja: 02.03.2022 16:13

Agata z dwójką dzieci przez rok mieszkała w schronisku dla bezdomnych. – Czułam się, jakbym była gorszego gatunku – wyznaje. – Bezdomne kobiety w ciąży albo matki z dziećmi zamiast do domu dla matek trafiają do noclegowni – alarmuje Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu. – Brak takich placówek w cywilizowanym kraju, jakim jest Polska, to coś, co mnie przeraża.

Był rok 2012. – Ja młoda, nieznająca jeszcze życia, związałam się z nieodpowiednim człowiekiem, który nie wahał się podnieść na mnie ręki. Jak wiele kobiet w mojej sytuacji wierzyłam, że się zmieni. Ale nawet po tym, jak urodziłam mu dwójkę dzieci, robił z nami, co chciał. Aż przyszedł moment, że nie wytrzymałam. Nie chciałam, żeby dzieci wychowywały się w takim piekle. Uciekłam – wspomina Agata.

 Nie wiedziała, dokąd pójść. Razem z dziećmi trafiła do schroniska dla bezdomnych. Tego, co poczuła po wejściu do noclegowni, nie zapomni nigdy. – Mnóstwo obcych twarzy, zapachów, łóżko przy łóżku, ścisk. Chciało mi się płakać, chciałam wracać do domu, ale w domu nie czekało na nas nic prócz strachu i łez, a nie chciałam dzieciom ponownie fundować tego koszmaru. Syn miał wtedy trzy latka, córka pięć. Pomyślałam, że robię to dla nich. Myślałam, że zostaniemy tam tylko na chwilę – opowiada.

 Z chwili zrobił się rok. Z czasem na brzydkich żółtych ścianach pojawiły się kolorowe obrazki i naklejki. Zaczęło przybywać książeczek i zabawek. Mimo że przez moment czuli się tam jak u siebie, Agata nigdy nie nazwałaby noclegowni "domem". – To nie jest miejsce dla matek z dziećmi, zwłaszcza małymi. Czułam się tam, jakbym była gorszego gatunku – wyznaje. – Robiłam wszystko, żeby stanąć na nogi i się stamtąd wyprowadzić, co nie było proste, bo nie miałam własnych pieniędzy. Udało się dzięki pomocy krewnych.

 Noclegownia jak stygmat

 Włodzimierz Wolski, szef radomskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej nie ma wątpliwości, że schronisko dla bezdomnych to nie miejsce dla kobiet w ciąży czy dla matek z dziećmi. – Noclegownia stygmatyzuje. W schronisku jest zbiór ludzi z różnych środowisk. Niektórzy znajdują się na życiowym zakręcie, mają skłonności do uzależnień albo w jakimś stopniu są zdemoralizowani. A matka z małym dzieckiem potrzebuje wsparcia, rozmowy, poczucia bezpieczeństwa. Domu, w którym będzie mogła się zatrzymać na dłużej i nie być skazana na tułaczkę. W domach dla matek kobiety łączy jedna sprawa: macierzyństwo. One tym żyją, a z czasem zaczynają się usamodzielniać – wyjaśnia Wolski.

 Organizacja opieki nad dotkniętymi przemocą bądź będącymi w sytuacji kryzysowej kobietami w ciąży, matkami, ojcami i opiekunami dzieci to zadanie samorządów. Zgodnie z prawem takie osoby powiaty powinny kierować do DMD, czyli domów dla matek z dziećmi oraz dla kobiet w ciąży. Ale jak ustaliła Najwyższa Izba Kontroli, między styczniem 2016 r. a połową 2019 aż 95 proc. skontrolowanych ośrodków oraz centrów pomocy nie wywiązało się prawidłowo z zadania powierzonego powiatom, jakim jest prowadzenie specjalnych ośrodków wsparcia dla osób będących w kryzysie. Jest to niezgodne z ustawą o pomocy społecznej. Matki z dziećmi czy kobiety w ciąży (a także ojcowie i opiekunowie w takiej sytuacji) trafiały więc do schronisk dla bezdomnych.

 W trybie interwencyjnym pomoc ofiarom przemocy świadczą specjalistyczne ośrodki wparcia, ale przebywanie w nich jest krótkotrwałe – zwykle są to trzy miesiące z opcją przedłużenia; w praktyce podopieczni takich placówek przebywają w nich ok. pół roku. W specjalistycznych ośrodkach wsparcia można uzyskać pomoc psychologiczną, również dla dzieci, socjalną i prawną. Takich ośrodków jest jeszcze mniej niż domów dla matek. Natomiast w DMD mogą zamieszkać m.in. osoby uciekające przed przemocą, jednak standard usług świadczonych w takich domach jest szerszy, o czym mówi rozporządzenie ministra polityki społecznej.

 Katarzyna Łagowska, dyrektorka Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia przy Centrum Praw Kobiet potwierdza, że w całej Polsce brakuje DMD. – Funkcjonowanie w domach dla bezdomnych jest bardzo trudne. Szczególnie dla dzieci jest to niewłaściwe środowisko. Przebywają tam osoby w najgłębszym kryzysie, jaki może spotkać człowieka. To ostatnia deska ratunku, bo alternatywą jest mieszkanie na ulicy. Nie powinno być jednak tak, że kobiety z dziećmi uciekające przed przemocą trafiają do domu dla bezdomnych! Zupełnie się nie dziwię, że się tego boją i często wolą zostać w swoim domu – tłumaczy Łagowska.

 Życie w ciągłym strachu

Dla Agaty rok spędzony w schronisku był bardzo trudny. Nie brakowało momentów zwątpienia. – Szczególnie na początku wciąż zadawałam sobie pytanie, czy dobrze zrobiłam. Może powinnam wrócić do domu, gdzie dzieci miały swój kąt, a nie zabierać je do noclegowni, gdzie żyje się "na kupie" z obcymi? Miałam wyrzuty sumienia, że je oddzielam od ojca. Ale prawda jest taka, że one o niego nie wypytywały, ani on nas nie szukał. Dotarło do mnie, że musiały nie czuć się w domu bezpiecznie, egzystowały w ciągłym strachu, wśród krzyków i wyzwisk – nie kryje Agata.

 Jak zauważają Włodzimierz Wolski i Katarzyna Łagowska, noclegownie nie są przygotowane do niesienia kompleksowej pomocy kobietom takim jak Agata. Prócz dachu nad głową i ciepłego posiłku nie zapewniają żadnej formy wsparcia, szczególnie psychologicznego/psychiatrycznego – również dla dzieci. – Praca socjalna w noclegowni czy ośrodku interwencji kryzysowej jest ukierunkowana na coś zupełnie innego niż na to, czego potrzebują matki z dziećmi czy kobiety w ciąży – podkreśla Wolski. – Niestety nie ma w naszym kraju placówek, które kompleksowo zajęłyby się wsparciem i pomocą dla takich osób.

 Wolski zwraca uwagę, że w Polsce nie ma również placówek, do których mogłaby trafić kobieta w ciąży, która nie jest ofiarą przemocy, ale której bezdomność wynika np. z nieakceptacji jej ciąży czy związku przez rodzinę. Wspomina historię 18-latki, która spodziewała się dziecka. Jej rodzice nie zaaprobowali chłopaka, z którym się związała. A ona chciała urodzić i wychować z tym chłopakiem dziecko.

– Szukałem wszędzie miejsca, gdzie mógłbym ją umieścić. Znalazłem pewien ośrodek, ale po dwóch miesiącach ta dziewczyna miała do mnie ogromny żal, bo okazało się, że owszem, zapewniono jej tam schronienie, ale jednocześnie namawiano do tego, żeby zrzekła się praw rodzicielskich i oddała dziecko do adopcji. Tylko pod takim warunkiem dostała dach nad głową i jedzenie – opowiada Wolski. – Jeśli więc chodzi o takie sytuacje, to jest już kompletny dramat.

 Dziecko musi wiedzieć, gdzie jego łóżeczko

 Według Katarzyny Łagowskiej przez brak DMD osobom w przemocowych relacjach trudno przerwać pętlę przemocy. – Kobiety przeraża perspektywa, że jeśli wyjdą z domu, czeka je dom dla bezdomnych – zauważa. – Myślą, że to jedyne miejsce, do którego mogą trafić. Nie, choć jest zdecydowanie za mało placówek, które udzieliłyby pomocy osobom uciekającym przed przemocą. A przemoc ma taką specyfikę, że są lepsze i gorsze momenty. Dynamika takich relacji jest różna i kobiety często tłumaczą sobie, że nie zawsze jest źle, więc od przemocowców nie odchodzą.

"Z danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika, że w 2018 r. w Polsce funkcjonowało 31 DMD, które dały schronienie w sumie nieco ponad 1 300 osobom. Główny Urząd Statystyczny, na podstawie otrzymanych sprawozdań doliczył się 63 DMD (łącznie z filiami), z których oferty skorzystało prawie 3 200 osób, czyli niemal trzy razy więcej niż wykazało ministerstwo" – podała NIK w 2019 r.

Agata przyznaje, że rozumie kobiety, które w obawie przed noclegownią nie decydują się na opuszczenie domu. – Lęk o to, dokąd się pójdzie, jest ogromny. Z początku nie przyznawałam się nikomu, gdzie mieszkam. Później się przełamałam, ale i tak było mi trudno i wstyd. Jak najwięcej czasu spędzałam z dziećmi poza schroniskiem, żeby dać im namiastkę "normalnego" świata.

 W radomskim Ośrodku Interwencji Kryzysowej zgodnie z regulaminem można przebywać maksymalnie pół roku, ale Włodzimierz Wolski do czasu uregulowania sytuacji życiowej nikogo nie wyprosi za drzwi. Jedna z kobiet w jego hostelu mieszkała przez trzy lata. Wolski uważa jednak, że długotrwałe przebywanie w placówce jest rzeczą niewskazaną, a wręcz szkodliwą. – Taka osoba zaczyna się przyzwyczajać do życia w hostelach, tuła się po różnych ośrodkach – zwraca uwagę. Istnieje też ryzyko "dziedziczenia bezdomności". – Dziecko musi wiedzieć, gdzie jego łóżeczko, gdzie jego dom, a nie tułać się z matką po różnych placówkach i w przyszłości powielać ten schemat – zaznacza.

 Włodzimierz Wolski sumuje: – Z jednej strony Polska jest krajem, w którym mówi się, że kobiety powinny rodzić. Z drugiej strony bezdomnym kobietom w ciąży czy matkom nie daje się żadnych możliwości na normalne funkcjonowanie. Przepisy istnieją tylko na papierze. Ci wszyscy, którzy decydują o ważnych sprawach dla Polek i Polaków, nie znają tych spraw, które są najważniejsze. Tworzą problemy z powietrza wzięte, a kwestie istotne dla ludzi, sytuacje z życia wzięte, są u nas od lat nierozwiązane. I nikt nie ponosi za to żadnych konsekwencji.

 Imię bohaterki zostało zmienione

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (630)
Zobacz także