"Kobiety, których nie ma". Dlaczego nie mówimy o bezdomności kobiet w Polsce?
Według ostatnich danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej z 2019 roku w Polsce z kryzysem bezdomności zmaga się 5 tys. kobiet. W rzeczywistości jest ich znacznie więcej. Sylwia Góra, jako jedna z niewielu, postanowiła oddać im głos. W książce "Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce" opisała ich poruszające, często nieprawdopodobne historie - związane z przemocą psychiczną, fizyczną, seksualną czy ekonomiczną.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Bezdomność kobiet w Polsce to temat, o którym jako społeczeństwo wiemy naprawdę niewiele.
Sylwia Góra: Kryzys bezdomności w Polsce nigdy nie był "problemem okładkowym". Mam wrażenie, że mainstream nigdy nie zainteresował się nim na tyle, żebyśmy jako społeczeństwo mieli poczucie, że to problem, który dotyczy nas wszystkich - że my także za niego odpowiadamy. Popularny mit mówi: "każdy jest kowalem własnego losu". Jak sobie nie radzisz, to jest to twoja wina. Z tego względu nie było to dla nas ważne, żeby o tym rozmawiać, wymuszać podjęcie tego tematu przez władze.
Dlaczego wzięłaś na tapet akurat kobiety?
Jeżeli chodzi o kobiety w kryzysie bezdomności, możemy mówić o dodatkowym problemie, związanym z traktowaniem przez państwo kobiet w ogóle. Figura Matki Polki, która ma się świetnie w ostatnich latach, także ze względu na obecny rząd, bardzo na to wpłynęła. Jako społeczeństwo mamy wyobrażenie, że kobieta powinna radzić sobie ze wszystkim i być oddana rodzinie. Kiedy widzimy ją w ten sposób, w naszej wyobraźni nie mieści się to, że może "wylądować" na ulicy. Siłą rzeczy staje się na tej ulicy niewidzialna, bo nie chcemy jej tam widzieć. To by zaburzyło obraz kobiety, który niektórzy wciąż usilnie próbują nam w Polsce narzucić.
Zdecydowałaś się podjąć ten temat jako jedna z nielicznych, a przy tym musiałaś pozbyć się wszelkich uprzedzeń i stereotypów. Bałaś się tych rozmów?
Starałam się pamiętać o tym, że wszyscy jesteśmy obciążeni stereotypami, które są związane z bezdomnością. Najczęściej pojawia się ten, że "osoby bezdomne nie chcą wyjść z kryzysu bezdomności". Tego bałam się najbardziej - żebym sama nie podeszła w ten sposób do którejś z bohaterek. Ale po blisko dwóch latach pracy nad tą książką wydaje mi się, że udało mi się zachować obiektywizm - na tyle, na ile jest to oczywiście możliwe.
Trudno było zdobyć zaufanie tych kobiet?
Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie wejść w relacje z moimi bohaterkami, podchodząc do nich na ulicy. W ten sposób nie mogłyby mi zaufać. Wiedziałam, że muszę się zabrać do tego zupełnie inaczej. W Polsce jest sporo streetworkerek i streetworkerów. Streetworking (praca prowadzona na ulicy - przyp. red.) jest u nas dosyć rozwinięty, przede wszystkim w dużych i średnich miastach. Dzięki niemu dociera się do najbardziej potrzebujących ludzi, którzy często nie wiedzą, że mogą uzyskać jakąkolwiek pomoc. Bez tych osób ta książka by nie powstała.
A emocje? Pozwalałaś sobie na nie w trakcie rozmów?
Do rozmów starałam się podejść bez oczekiwań. Na początku było trudno, bo bezdomność to ogromne cierpienie. Trzeba wyłączyć nadmierne emocje, żeby porozmawiać o tym z osobą, która się z nią zmaga. Po pierwszym wyjściu na ulicę mocno to przepracowałam - co mogę, czego nie mogę, co nie należy już do moich kompetencji.
A bohaterki?
Większość moich bohaterek to kobiety, które pokazywały emocje. Niewiele z nich opowiadało o sobie z kamienną twarzą. Natomiast kiedy padały pytania, które przywoływały najróżniejsze wspomnienia, najczęściej wywoływały u nich łzy. Jedna z kobiet, kiedy opowiadała mi historię swojej bezdomności, która wynikała m.in. z alkoholizmu córki i samobójstwa syna, nie potrafiła trzymać w sobie emocji.
Twoje rozmówczynie to często jednak młode kobiety. Już na początku książki piszesz: "B. ma 35 lat". Tylko 35 lat. Można powiedzieć, że całe życie jest jeszcze przed nią.
B. miała bardzo trudną sytuację rodzinną. Miała 17 lat, kiedy spędziła pierwszą noc na ulicy. Była molestowana przez starszego brata, ale nikt z rodziny nie chciał jej uwierzyć. Wyszła za mąż za mężczyznę, który stosował na niej przemoc. Gdy urodziła dziecko, usłyszała od teściów, że na pewno nie jest ich syna, że się "puszcza". Później było już tylko gorzej. Pojawił się alkohol, a dziecko zostało z ojcem. Teraz mieszka w bunkrze.
W przypadku młodych kobiet zła sytuacja rodzinna to duży problem. Młode kobiety często trafiają na ulicę ze względu na uzależnienie rodziców od alkoholu czy narkotyków albo przemoc seksualną. Nie każda z nich powtarza schemat, który zna z domu, natomiast, niestety, często tak się dzieje. Wchodzą w związki przemocowe czy popadają w nałogi.
Historie, które przedstawiasz w książce, są przerażające. Pojawia się przemoc domowa i seksualna. Piszesz, że kobiety w bezdomności godzą się na przemoc, kiedy wiążą się z bezdomnym mężczyzną, aby mieć przy nim jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa.
Często jest tak, że kobieta trafiła na ulicę w wyniku przemocy domowej i znów wchodzi w ten sam schemat. Większość pomyśli teraz: "Jak to? Uciekła od agresora i godzi się na przemoc?". Dla nas jest to niewyobrażalne. Jednak kobieta trafia na ulicę do środowiska, gdzie żyją w większości mężczyźni. Musi jakoś przetrwać i wie, że samej będzie jej o wiele trudniej, bo wtedy jest narażona na przemoc seksualną z wielu stron. "Oswojona" przemoc ze strony jednej osoby jest czymś, na co woli się zgodzić i spać w miarę spokojnie, niż mieć styczność z przemocą, związaną z atakiem z każdej strony, w każdym momencie.
Domyślam się, że przemoc seksualna nie jest zgłaszana przez bezdomne kobiety, a z gwałtów "rodzą się" ciąże, które, jak piszesz, należą do najtrudniejszych sytuacji.
Jako społeczeństwo słyszymy o tym najczęściej, kiedy widzimy nagłówki, że "znaleziono dziecko na śmietniku". Wtedy nas to porusza i zaczynamy dyskutować, podkreślając, "co z niej za matka?". Nie interesujemy się tym na etapie, kiedy można byłoby uniknąć takiego dramatu. Organizacje nie mają żadnego rozwiązania systemowego w tej sytuacji. Bywa, że kobieta trafia na ulicę, będąc w ciąży lub zachodzi w nią, będąc już na ulicy. Sytuacje są bardzo różne.
Co czeka w takim razie bezdomną kobietę w ciąży?
Ciężarnej kobiecie w bezdomności ulicznej możemy tak naprawdę zaproponować tylko dom samotnej matki. Ale ona może powiedzieć: "nie, dziękuję, nie chcę". Dziecka na świecie jeszcze nie ma, więc streetworkerki i opiekunki z pomocy społecznej nie mogą nic zrobić, bo nie mają żadnego wachlarza rozwiązań. Wszystko zależy od osoby, która zetknie się z bezdomną kobietą w ciąży.
Kiedy dziecko się urodzi, sytuacja jest inna. Jeżeli warunki mieszkalne zagrażają jego życiu i zdrowiu, zostaje odebrane matce. Fakt, jest taka osoba, jak kurator dla dziecka poczętego, lecz nienarodzonego, ale tego typu sprawy trwają tygodniami albo miesiącami. Kobieta najczęściej zdąży już urodzić.
Co w przypadku, kiedy kobieta w ciąży jest uzależniona od alkoholu bądź narkotyków?
Część kobiet, kiedy dowiaduje się, że jest w ciąży, faktycznie odstawia używki. Wiele kobiet jednak tego nie robi. Dzieci rodzą się wtedy najczęściej z wieloma wadami, ale nie ma wcześniej żadnych narzędzi prawnych, aby tego uniknąć.
Innym problemem jest kwestia pomocy, opieki medycznej.
To jest największy problem osób, które przebywają na ulicy. Pracując nad książką, spędziłam dużo czasu z Mateuszem Gajdą z Przystani Medycznej w Krakowie. Rozmawiałam też z Moniką Madalińską, lekarką-wolontariuszką w Przychodni dla Bezdomnych Stowarzyszenia "Lekarze Nadziei". Oboje opowiedzieli mi o tym, jak taka opieka wygląda systemowo.
Są takie miejsca, gdzie osoby bezdomne, najczęściej nieubezpieczone, otrzymują pomoc medyczną - albo są rejestrowane jako osoby bezrobotne i wtedy mają ubezpieczenie lub otrzymują pomoc ze strony organizacji, które załatwiają im ubezpieczenie. To jest oczywiście bardzo trudne. Osoby w kryzysie bezdomności czasem trafiają także do szpitala, najczęściej z gruźlicą. Ale gdy wychodzą, wracają do miejsca, które najczęściej jest przyczyną ich choroby.
Co z osobami, które cierpią na nowotwory?
Te osoby często nawet nie wiedzą, że chorują, bo nie mają żadnego kontaktu z lekarzem. My też często narzekamy, że zajmują nam miejsce w szpitalu, bo wydaje nam się, że karetka przyjedzie do nich szybciej, a my siedzimy i czekamy kilka godzin na SOR-ze. Wynikiem ich pobytu nie zawsze jest jednak upadek czy uderzenie w głowę, będące wynikiem nietrzeźwości, a właśnie bardzo ciężkie choroby i to nie tylko nowotwory.
A co jeszcze?
Kobiety, o czym słyszałam naprawdę często, borykają się także z chorobami natury psychicznej. I to również one doprowadzają je do bezdomności. To kobiety, które miały mieszkanie, rodzinę, leczyły się. Kiedy bliskie osoby zmarły, przestały radzić sobie z codziennością i trafiły na ulicę. Spędzają na niej często kilka, a nawet kilkanaście lat, zanim ktoś do nich dotrze. Wówczas wymaga to ogromnej pracy z dwóch stron, bo pomoc takiej osobie polega zupełnie na czymś innym, niż kiedy mamy do czynienia z osobą, która może podjąć pracę i zawalczyć o samodzielne mieszkanie.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski.
Premiera książki "Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce" 27 kwietnia.
Sylwia Góra - kulturoznawczyni, literaturoznawczyni, doktorka nauk humanistycznych, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, autorka książki "Ewa Kierska. Malarka melancholii" (2020), animatorka kultury, współorganizatorka Festiwalu Dekonstrukcji Słowa Czytaj!, miłośniczka literatury pisanej przez kobiety oraz biografii nieznanych i zapomnianych artystek. Stale współpracuje z Kulturą Liberalną.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.