Modo-polo, czyli o upiornych ubraniach, które wracają na polskie ulice w każde wakacje
O niektórych "modowych wpadkach", jak tytułują nieumiejętnie zaadaptowane trendy kobiece magazyny, pisze się co roku. Kamizelki na ryby, koszule z krótkim rękawem i legginsy zamiast spodni wyśmiali już wszyscy. Bierzemy pod lupę pięć mniej oczywistych wakacyjnych paskudztw, prosto z polskich ulic.
23.08.2018 | aktual.: 23.08.2018 19:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W rozmowach dotyczących gustu trudno nie popaść mimowolnie w januszostwo. Bo januszowe jest chociażby ucinanie dyskusji hasłem "o gustach się nie dyskutuje" (ach, więc o czym o innym, jak nie o gustach – tych zbieżnych i nie – dyskutują ze sobą ludzie przez większość czasu?).
Pod tę kategorię podchodzi też podjęcie dyskusji w tonie żartobliwym. Takie tam rzucanie w przestrzeń, że ktoś zapomniał "portki ubrać" albo komentowanie, że nienaturalnie wyprofilowane "buty sezonu" są obrzydliwe (czyli inne od kształtu do jakiego przywykliśmy). Wszak szpilki w szpic też nie mają za wiele wspólnego z anatomią stopy. Mimo trudów, do dyskusji o tym, co stylowe, a co jakby mniej, wracać warto. Choćby po to, żeby na ulicach nie oglądać cudów takich jak poniższe.
Silikon pierś trzyma
Ktoś, kto przekonał do tego kuriozalnego produktu kobiety, był geniuszem marketingu na miarę Drapera Danielsa. Człowieka, który sprzedał Amerykanom w latach 60. palenie jako nieodłączny element stylu życia buntownika.
Zamysł silikonowych ramiączek polega na tym, żeby nie było ich widać na ciele. Gorzej z realizacją.
Mniej widoczne byłoby już chyba przyklejenie miseczek stanika do klatki piersiowej taśmą klejącą. Silikonowe ramiączka świecą z daleka jak miliony monet i to pomimo wyjątkowo taniego wyglądu.
Do tego większości kobiet, które nie balansują na granicy niedowagi, ten cud sztuki bieliźniarskiej wbija się boleśnie w ramiona. To już nawet nie tyle nieestetyczne, co po prostu niewygodne.
Często okazuje się też, że bluzka jest bardziej wycięta niż biustonosz i zamiast prawilnych ramiączek, dostajemy widoczne na 10 metrów białe rąbki wystające zachęcająco spod pach.
Przeczytaj także:
Zobacz także
Cieliste rajstopy + sandały
Gdyby zebrać w jednym tomie wszystkie żarty i żarciki dotyczące noszenia skarpet do sandałów, powstała by z tego księga o gabarytach "Biblii Tysiąclecia". Ale ja nie o tym. Nie mniejszą tragedią naszych ziem są bowiem cieliste rajstopy. Z tajemniczych powodów wybierane przez Polki po 40. znacznie chętniej niż ich czarne siostry bliźniaczki. Mają wyrównywać koloryt, czasem zastępować samoopalacz, a w praktyce wyglądają jak marna parodia skóry, i to w odcieniu zupełnie nie pasującym do noszącej.
Do mrożącego krew w żyłach kombo dochodzi jednak dopiero latem. Wówczas panie wychodzą na ulice w swoich ulubionych rajstopach noszonych do butów z odkrytymi palcami lub – o zgrozo – sandałów. Polska ulica widziała już niejeden fabryczny szew podkreślony subtelnym paskiem sandała i niejedne palce u nóg rysujące się pod pończochą 15 DEN jak parówki w osłonkach.
Białe nogi królowej
Uznawanie białych spodni za "szykowną" część garderoby ma z pewnością sporo wspólnego z bodajże jedynym klasycznym białym ciuchem (nie licząc sukni ślubnej) – białą koszulą. No bo skoro biała koszula jest taka elegancka, wydaje się logiczne, że takie są i białe spodnie, czyż nie? Tymczasem,żeby być eleganckim, trzeba przede wszystkim dobrze wyglądać. Zaś w białych spodniach, podkreślających każdą fałdkę i bynajmniej niewyszczuplających optycznie, dobrze prezentują się tylko dziewczyny bardzo szczupłe.
Pomijając już fakt, że dobranie do białych spodni butów, które w zestawie nie stanowiłyby jakiejś kuriozalnej wariacji na temat "garden party w latach 50.", graniczy z cudem.
Przekonanie kobiet w pewnym wieku, że białe spodnie są eleganckie ma sporo wspólnego z czasami, w których tanie ciuchy nie były powszechnie dostępnym dobrem i przez lata nosiło się to samo. Jeśli ktoś mógł sobie pozwolić tylko na dwie pary spodni, to raczej nie wybierał bieli.
Do tego bieli, w którą nie zainwestowało się majątku, nie da się nosić latami. Żeby godnie się prezentować, musi być względnie nowa. Skojarzenie bieli z bogactwem jest tu dość oczywiste.
Białe spodnie dobrze wyglądają przede wszystkim w swoim naturalnym środowisku – na marinach i w portach. Na morzach i jeziorach. W autobusach miejskich radzą sobie bez porównania gorzej.
Przeczytaj także:
Zobacz także
Byle były Hawaje
Moda na hawajskie koszule to temat-rzeka. Powstały w latach 20. w małych zakładach chińskich i japońskich osadników, którzy szyli ze "swoich" materiałów, ale na zachodnią modłę. Nie były wówczas bynajmniej noszone przez tubylców. Kupowali je turyści. I jak na nadmorskie souveniry przystało – stosownie kiczowate, bo pierwsze prawo sprzedawania pamiątek brzmi: "tanio i dużo".
Tyle że dzisiejsze hawajskie koszule nie są już straganowe, a co za tym idzie, nie jest problemem wybranie takiej, której kolory się nie gryzą, materiał ładnie się układa i jest przyjemny w dotyku.
No i tu, a nie na samych Hawajach, jest pies pogrzebany. W Polsce panów, którzy budzą się z letargu "jeansy + tiszert" i chcą w jakiś sposób korzystać z mody, jest coraz więcej. Początkowe rezultaty tych poszukiwań stylistycznych bywają przerażające. Bo oto dandys sieciówek, któremu coś tam świta w kwestii trendów, ale z umiejętnością zestawiania stylów wzorów i kolorów, jest jeszcze w lesie widzi taki hawajski busz i myśli "Biorę!". No a potem zakłada swoje najeczki, porwane jeansy i jak tę wisienkę, na zdecydowanie zbyt ozdobnym torcie, dodaje hawajskie impresje.
Zamiast miłośnika golfa w Honolulu, w jednolitych, prostych spodniach i lekkich półbutach, mamy efekt "Król podwarszawskich dyskotek atakuje". Nic, tylko dołożyć na szyję złoty łańcuch i czekać, aż dziewczyny zaczną nucić za równie egzotyczną, co wzór na koszuli. Violettą Villas. " Hawaj jest piękny, Hawaj uroczy, Hawaju powiedz mi, czy kochasz mnieeeee".
Sandały, które nosił sam Mojżesz
Skórzane sandały to świetna inwestycja. Stopa nie poci się tak jak w ordynarnym plastiku, materiał rozciągliwy, więc dopasowują się do stopy. Tyle że bynajmniej nie jest to inwestycja na lata, jak wydaje się aż nazbyt wielu rodakom płci obojga.
Porządne, skórzane buty można reanimować latami: wymieniając sznurówki, używając prawideł, odwiedzając szewca i pastując z miłością. W przypadku sandałów termin przydatności do użycia jest znacznie krótszy.
A już zwłaszcza, jeśli to jedyne buty zakładane w sezonie i kilka razy już zmokły. Tymczasem w komunikacji miejskiej wyzierająca spod palców przepocona wkładka i odbarwione paski z podkręconymi ku górze zakończeniami to częsty widok. Tym osobliwszy, że buty rodaków noszone w pozostałych porach roku prezentują się nieporównywalnie lepiej. Niefrasobliwość sandalarska dziwi tym bardziej, że przecież zarówno półbuty i czółenka, jak i śniegowce i kozaki, są znacznie droższe niż kilka pasków skóry. Czyżby inspiracja biblijna?
Jedna z rad dotyczących komunikacji, którą usłyszeć można od psychoterapeuty, a w porywach nawet od Beaty Pawlikowskiej, mówi, żeby o odczuciach związanych ze światem zewnętrznym opowiadać ze swojej perspektywy. Czyli w praktyce: "mnie się to nie podoba", zamiast "to jest beznadziejne". Można to przełożyć gładko na dyskusję o gustach i guścikach.
Nie trzeba od razu z neoficką zapalczywością kapłanów dobrego smaku dzielić ludzi na blogerki modowe i wieśniaków. Zamiast wypluwać z siebie słowa z prędkością wprost proporcjonalną do przeskoków impulsów między synapsami, można pokusić się o wysnucie teorii, dlaczego coś nam się podoba. Z tej perspektywy zaczyna się rozmowę jeszcze inaczej. A nuż okaże się, że kochasz swoją zatłuszczoną "żonobijkę", bo nadaje ci męskiego sznytu, jak z reklamy bielizny Dolce&Gabbana? To znacznie ciekawszy storytelling niż konkluzja, że jesteś po prostu fleją.
Gusta na dyskusji mogą jedynie zyskać - stać się mniej prostolinijne i kształtowane bardziej świadomie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl