"Moim mężem jest Jezus". Oto jak żyje dziewica konsekrowana
- Podejmowałam świadomą decyzję, że rezygnuję z bycia żoną i matką, ale czułam, że wiem, dla kogo to robię - dla Jezusa. Dla mnie to było kluczowe – mówi Agnieszka Cichowicz OV, pierwsza dziewica konsekrowana z diecezji bydgoskiej.
"Czy chcesz aż do końca życia trwać w dziewictwie poświęconym Bogu i w służbie Bogu oraz Kościołowi? Czy chcesz w duchu Ewangelii naśladować Chrystusa, aby twoje życie w szczególny sposób świadczyło o miłości i było znakiem przyszłego Królestwa? Czy chcesz być konsekrowana i zaślubiona naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi, Synowi Bożemu?" - biskup wypowiada formułę związaną z obrzędem.
Agnieszka potwierdza. W białej albie kładzie się krzyżem przed ołtarzem. Jest 8 grudnia 2019 roku. Właśnie została dziewicą konsekrowaną.
Dominika Frydrych, Wirtualna Polska: Nosi pani obrączkę, co sugeruje, że jest pani mężatką. Pojawiają się pytania, kim jest pani mąż?
Agnieszka Cichowicz OV (Ordo Virginum – Stan Dziewic): Jestem trzy lata po konsekracji i szczerze mówiąc, cały czas czekam na takie pytanie (śmiech). Wprost nigdy go jednak nie usłyszałam. Może ludzie są tak delikatni, że nie pytają o męża, z którym fizycznie się przecież nie pojawiam.
Dużo osób, które mnie znają, po prostu wie o moim wyborze. A ci, którzy dopiero niedawno pojawili się w moim życiu, jeszcze nie zdążyli zadać tego pytania. Naprawdę na nie czekam.
A gdyby wreszcie się pojawiło, co by pani odpowiedziała?
Powiedziałabym, że moim mężem jest Jezus. Prosto z mostu.
Pewnie większość byłaby bardzo zaskoczona.
Myślę, że tak. Dla mnie ważniejsze jest, żeby ludzie najpierw poznawali mnie, jak poznaje się każdą inną osobę. Mówienie od razu, że jest się konsekrowaną, mogłoby się skończyć przylepieniem mi etykietki, natychmiastowego zaszufladkowania, że jestem świętoszkowata i tak dalej.
Wolę, żeby ludzie widzieli mnie taką, jaką jestem, jak żyję, a dopiero potem dowiadywali się, że jestem osobą konsekrowaną. Zupełnie inaczej to wtedy przyjmują.
Jak zareagowali na konsekrację znajomi czy też ludzie w pracy?
Pracuję w administracji szpitala, w kancelarii dyrekcji. Kilka osób z bliższego grona wiedziało o mojej decyzji i nawet było na konsekracji. A znajomi przyjęli ją bardzo dobrze. Po godzinach działam w stowarzyszeniu Charyzmatyczna Bydgoszcz. Trzymam się tego środowiska, chociaż to nie oznacza, że jestem cały czas tylko wśród ludzi głęboko wierzących. Wcześniej rzeczywiście tak było, ale teraz to się zmieniło.
To znaczy?
Odpowiem opisowo. Od roku mam psa. Dzięki temu, że muszę z nim wychodzić, poznaję różne osoby. To wiąże się z moim powołaniem jako dziewicy konsekrowanej. W naszym stanie najważniejsze jest to, żeby być świadectwem, a nie o to, żeby robić coś konkretnego. To przecież nie wygląda tak, że oni wiedzą, że jestem osobą konsekrowaną. Niektórzy dowiadują się po pewnym czasie.
Nie kryję się z tym i jeśli czuję, że to w danej sytuacji ważne, mówię, kim jestem. Chodzi bardziej o to, żeby w trakcie rozmowy, kiedy ktoś poznaje moje podejście do życia i wartości, wiedział, że jestem trochę inna.
A czy ktoś zareagował sceptycznie, gdy dowiedział się, kim pani jest?
To może zaskakujące, ale z większym dystansem podeszli do tego księża. W mojej diecezji nie było wcześniej żadnej takiej osoby i kiedy podzieliłam się swoim zamiarem, reakcje były mało przychylne.
Jedynym kapłanem, który szczerze się ucieszył, był pewien jezuita, który jest teraz w Łodzi. Znaliśmy się i współpracowaliśmy. Widział mnie nieraz w kościele podczas modlitwy i kiedyś powiedział, że przypuszczał, że tak się stanie. Na szczęście mam też dobrą relację z moim obecnym biskupem, Krzysztofem Włodarczykiem.
Ale od księży najczęściej słyszałam pytania: "Po co to pani?", "O co właściwie chodzi?", "A dlaczego nie zakon?". Wtedy niewielu kapłanów w naszej diecezji wiedziało, z czym się wiąże stan dziewictwa konsekrowanego. To było trudne, teraz jest już trochę lepiej.
Jeśli nawet księża pytali, "o co właściwie chodzi", wyjaśni to pani?
To trudne pytanie, bo nasz stan nie ma konkretnego celu do zrealizowania. Chodzi w nim o bycie osobą poświęconą Bogu, ale żyjącą w świecie. To pytanie "o co właściwie chodzi" padało w kontekście tego, co będę teraz robić, co będzie się ze mną działo, jak będzie wyglądało moje życie.
Tłumaczyłam księżom, że nic się nie zmieni. Będę żyć tak, jak dotychczas, pracować, sama się utrzymywać, podejmować posługi w Kościele. Będę spotykać się ze znajomymi i z przyjaciółmi, i nikogo nie będę pytać, czy mogę. Sama będę decydować o mojej ścieżce rozwoju duchowego.
W sieci, pod informacjami o konsekracji dziewic, często pojawiają się komentarze wyrażające nie tyle niezrozumienie, ile będące ordynarnym hejtem. Pod tą rozmową może być podobnie. Nie obawia się pani tego?
Podchodzę do tego z dużym dystansem. Po mojej konsekracji "Gazeta Wyborcza" umieściła o tym notkę, którą zobaczyłam później. Zaskoczyło mnie to, ale stwierdziłam, że bardzo dobrze - jeśli uważają, że jest w tym temat, jestem jak najbardziej za. Nie byłam złamana komentarzami. Po prostu wydawało mi się, że może być z tego większe dobro.
Więc nie, hejtu się nie boję, ale też specjalnie go nie śledzę i nie czytam. W ten sposób się chronię, choć oczywiście nie jest tak, że to zupełnie mnie nie rusza. Ale nie uważam, że to powód, żeby rezygnować. Część ludzi może mnie nie szanować i dawać temu wyraz, ale ktoś może też pomyśleć: kurczę, to jest ciekawe.
W swojej diecezji była pani pierwszą dziewicą konsekrowaną. Kiedy zetknęła się pani z kobietami, które wybrały taką drogę i wzięła pod uwagę, że może do nich dołączyć?
Usłyszałam o nich jakieś 10 lat temu podczas rekolekcji ignacjańskich w Porszewicach pod Łodzią. Tam poznałam kilka kobiet, które mnie zachwyciły - radosne, normalne, piękne. Chciało się z nimi być. Dopiero ostatniego dnia dowiedziałam się, że są dziewicami konsekrowanymi. To wtedy pierwszy raz się z nimi zetknęłam, ale zupełnie nie brałam pod uwagę, że mogę do nich dołączyć. W tamtym czasie bardzo chciałam mieć rodzinę, męża i dzieci. Chciałam być też matką zastępczą. Byłam tego pewna.
Po roku znów pojechałam na rekolekcje. Wtedy mogłam przyjrzeć się swojemu powołaniu albo podjąć rewizję życia, popatrzeć na nie, podsumować jego etapy i zobaczyć, jak działał w nich Bóg. Ponieważ nie byłam pewna, jakie jest moje powołanie, zostawiłam ten temat.
Ale od tamtej pory Bóg zaczął zapraszać mnie, żeby jeszcze raz zastanowić się nad powołaniem. A ja odsuwałam to od siebie.
Minęły dwa-trzy lata. W Wielki Czwartek modliłam się w kościele. I wyszłam stamtąd z jednym słowem, które dla mnie samej było zaskakujące: konsekracja. Potem doszło w moim życiu do różnych zdarzeń, które były dla mnie jasnymi znakami, żeby iść dalej w tę stronę.
Opowie pani o jakimś?
Jeden z najbardziej wyrazistych znaków dotyczył mojej znajomej, która związała się z mężczyzną, wdowcem. To był bardzo wierzący człowiek. Byli już po zaręczynach, kiedy on powiedział jej, że nie może podjąć z nią tej drogi, bo bardziej ma w sercu Jezusa. Poszedł do seminarium dla późnych powołań.
To był dla mnie mocny moment, bo bardzo dobrze go zrozumiałam i poczułam, że zrobiłabym to samo. Z jednej strony chciał mieć ponownie żonę, ale jednak nie mógł uciec przed wewnętrznym i, jak wierzę, Bożym zaproszeniem do bycia kapłanem. Wtedy zobaczyłam, że moje serce też należy tylko do Boga, nawet jeśli mam różne pragnienia o domu i rodzinie. I zrozumiałam, że w innym powołaniu niż konsekracja nie będę szczęśliwa.
Wiedziałam więc już, że chcę zmienić mój plan. Podejmowałam świadomą decyzję, że rezygnuję z bycia żoną i matką, ale czułam, że wiem, dla kogo to robię - dla Jezusa. Dla mnie to było kluczowe. Od strony formalnej to nie była łatwa droga, ale często słyszałam, że przecieram szlak.
I udało się? Pojawiło się więcej dziewic konsekrowanych?
W naszej diecezji są dwie – jedna tutaj mieszka i pracuje, a druga wyjechała do innego miasta do pracy, ale wróci do diecezji. Jest też kilka kandydatek.
Jak takie przygotowanie wygląda?
Trzeba iść do kurii na rozmowę i złożyć podanie o przyjęcie na formację dziewic konsekrowanych. Ja przygotowywałam się do złożenia ślubów niecałe trzy lata. Teraz to trwa około dwóch lat dłużej. Ale ważne jest podejście indywidualne.
Sama zaczęłam formację, gdy miałam 40 lat, więc zdążyłam już sporo przeżyć. Inaczej jest, kiedy przychodzi 25-latka, ona będzie potrzebować więcej czasu.
Chodzi o to, że żeby w konsekrację wejść jako osoba wolna. Trzeba mieć za sobą przejście przez zakochanie, przeżyć związek. Dopiero wtedy wiem, że jestem gotowa i będę mogła wytrwać.
O to też chciałam spytać. Była pani w związkach?
Oczywiście. Zakochiwałam się, byłam w związku, miałam różne rozterki. Trzeba to przeżyć, żeby zweryfikować swoje powołanie.
Dlaczego?
Możemy się zakochać po konsekracji i nie będziemy wiedzieć, jak to przeżyć. Mnie też może się to przytrafić, ale poznałam to. Wiem, z czym się to wiąże. I mam świadomość, z czego zrezygnowałam, to była moja decyzja. W innym wypadku to mogłaby być ucieczka przed związkiem, bliskością fizyczną czy emocjonalną.
Zastanawiam się, czy możliwe jest wyłączenie pociągu seksualnego, kiedy poznaje pani kogoś, kto się fizycznie pani podoba, z kim ma pani dobry kontakt. Odczuwa pani pożądanie?
Nie chodzi o to, żeby nie czuć pożądania. Przeciwnie, myślę, że każda zdrowa kobieta je odczuwa, nieważne, czy jest dziewicą konsekrowaną, czy nie. Emocje, pragnienia są normalnie i oczywiście pojawiają się też u mnie.
Nie zdarzyło mi się w kimś poważnie zakochać. Ale zdarza się, że widzę fajnego mężczyznę - i może mi się spodobać, mogę być nim zauroczona. I dziękuję Bogu, że są we mnie takie odruchy.
Zdecydowanie gorzej, gdyby miało to być tłumione, myślę, że to byłoby niezdrowe. Jednocześnie, nawet jeśli ktoś mi się podobał, nie czułam wobec niego zniewalającego pociągu. Wierzę, że sprawia to łaska konsekracji.
Co czuje pani na myśl, że nie będzie uprawiać seksu?
Na pewne nie mam w sobie poczucia straty. To nie zostało mi odebrane, bo to był mój wybór. Powtórzę: wiem, na co się zdecydowałam. Znów porównam to do małżeństwa - jedna osoba decyduje się na drugą i wie, z czym to się wiąże. Mężowi czy żonie może spodobać się inna osoba i może za nią pójść, ale wcześniej podjęli decyzję. I mogą być jej wierni albo nie.
Wydaje mi się, że ludzie zakładają, że brak współżycia oznacza brak bliskości fizycznej w ogóle. Ale ja jestem w kontakcie z innymi. Mogę uścisnąć kogoś na powitanie, przytulić się do przyjaciół i pielęgnować tę nieerotyczną bliskość. Ludziom "spoza" wydaje się, że tak nie da się żyć. Da się.
Tylko tak, jak powiedziałam, to musi być przemyślane i wypływać z wolności. Wiem, że mogłabym żyć inaczej, ale decyduję się na to ze względu na Jezusa.
Pytam, bo właśnie to może być dla wielu osób niezrozumiałe - jak to jest, że kobieta, która mogłaby wchodzić w seksualne relacje, decyduje się pozbawić tego aspektu w życiu?
Prawdopodobnie wiele osób po prostu nie wyobraża sobie życia bez seksu. Nie umiem tego wytłumaczyć. Dla mnie to jest kwestia decyzji i łaski powołania, w którą wierzę. A przy tym normalność w odczuwaniu emocji i pragnień, również tych emocjonalnych czy seksualnych.
Wspomniała pani o pytaniu: "dlaczego nie zakon". Więc dlaczego?
Dla mnie to zupełnie inna forma życia. Nasz stan daje dużą wolność. Widzę to w ten sposób, że Bóg, wiedząc, jaka jestem, jaką mam osobowość i charakter, wiedział też, że nie wytrzymałabym w zakonie.
Osoby konsekrowane mogą podejmować swoje decyzje odnośnie do sposobu życia, miejsca zamieszkania czy pracy – to pełna wolność. To odwrotnie niż w zakonie, w którym trzeba być posłusznym i iść tam, gdzie wysyłają przełożeni.
Z czym się dokładnie wiąże dziewictwo konsekrowane? Do czego się pani zobowiązała?
Jedyny ślub, jaki składałam, to ślub czystości. Nie składałam ślubów posłuszeństwa ani ubóstwa. To obejmuje mnie tylko jako tzw. rada ewangeliczna tak jak każdą osobę wierzącą. Nasz stan wiąże się też z tym, że jesteśmy zobowiązane do odmawiania brewiarza, jutrzni i nieszporów, do uczestnictwa we mszy, w miarę możliwości codziennie, i do podejmowania zaangażowania w Kościele, jeśli to możliwe.
Jak pani wspomina same śluby?
W dniu konsekracji byłam bardzo spokojna i szczęśliwa. Towarzyszyła mi radość z pewności, że to moja droga. Tak przeżywałam ceremonię w kościele, wesele z przyjaciółmi i z bliskimi. To był piękny i uroczysty dzień, czułam wyjątkową bliskość Jezusa.
Uważa pani, że to analogiczne do przeżyć w dniu zwykłego ślubu i wesela?
Myślę, że tak. Wcześniej wydawało mi się, że będę cała w emocjach, że nie zasnę. Ale ten dzień był idealny. Nic mnie nie rozpraszało, nawet jeśli zdarzały się jakieś potknięcia - to w końcu była pierwsza msza z konsekracją w diecezji. Nie umiem tego ubrać w słowa, ale czułam, że wszystko jest na swoim miejscu. I że Bóg się tym zajmuje.
A jak jest dziś? Czuje się pani szczęśliwa?
Tak. Czasem pytam samą siebie, czy chciałabym coś zmienić, ale odpowiedź brzmi: podjęłabym tę samą decyzję. Oczywiście są różne trudności, najczęściej związane z życiem codziennym. Musimy same dbać o siebie – o pracę, mieszkanie, wydatki.
To jest też duża różnica między nami a zakonem czy księżmi - oni mają wsparcie wspólnoty czy parafii albo biskupa, a my jesteśmy same. Naprawdę trzeba być pewnym, że chce się żyć w tym stanie, nie tylko niezrozumianym i nieprzyjętym, ale też związanym z praktycznym radzeniem sobie na co dzień.
Na pewno trzeba też mieć dobrze przepracowaną samotność. Dla mnie było ważne to, że sama ze sobą czuję się dobrze. Nigdy nie miałam problemu, żeby czuć się źle sama w domu, w ciszy.
Może dlatego, że na ogół jestem aktywna, dużo działam, przebywam z ludźmi, to do domu wracam jak do azylu. Czasem pojawia się smutek związany z samotnością, ale to nie jest złe. Mija. Ważne są też relacje przyjacielskie i koleżeńskie.
W Polsce jest prawie 400 dziewic konsekrowanych. Jak to wygląda od strony formalnej w Kościele? Macie jakąś strukturę?
To trudny temat (śmiech). Spotkania w diecezji są raz na miesiąc lub dwa, biorą w nich udział kandydatki i kobiety po konsekracji. Jesteśmy też zobowiązane do dbania o swój rozwój duchowy. Dla mnie ścieżką od wielu lat są tu rekolekcje ignacjańskie.
W przyszłym roku będzie ogólnopolskie sympozjum dla dziewic konsekrowanych plus dwa-trzy razy w roku mamy rekolekcje dla wszystkich dziewic w Polsce. Formalnie podlegamy biskupowi. Jeśli mam jakiekolwiek sprawy, kontaktuję się z nim.
Kim są kobiety, które decydują się na dziewictwo konsekrowane?
Trudno włożyć nas do jednego worka. Znam kilka dziewczyn z Łodzi i z Pelplina - rozpiętość wiekowa jest szeroka, od 25-latek wzwyż. Są przedstawicielki bardzo różnych zawodów - laborantki, lekarki weterynarii, pracownice biurowe.
A kto nie może do was dołączyć? Domyślam się, że nie chodzi tu o brak dziewictwa w znaczeniu fizjologicznym.
Nie, tego nikt nie sprawdza i to nie jest przeciwwskazanie. Ale dziewicą konsekrowaną nie może zostać kobieta, która żyła w sposób jawny przeciwko czystości - czyli na przykład żyła w konkubinacie. Za to może być wdową - wtedy dołącza do stanu wdów konsekrowanych.
Podczas formacji bada się też indywidualne emocjonalne przeciwwskazania, zastanawiamy się nad motywacjami, nad kondycją psychiczną. Kluczowe dla nas jest to, żeby być świadectwem, więc to musi być gruntownie przemyślane. To nie jest droga dla każdego.
Ten stan ma długą, starożytną tradycję. Kościół wrócił do niego dopiero po Soborze Watykańskim II. W Polsce z roku na rok widać, że zainteresowanie nim rośnie. Dlaczego, jak pani myśli?
Dobre pytanie. Nie wiem. Sama widzę, że to się rozwija, jako kandydatki coraz częściej przychodzą fajne, dojrzałe osoby. Czasem miewałam wrażenie, że trafiały tu kobiety, którym nie wyszło gdzieś indziej. Pytałam o to nawet biskupa. Czy tak to powinno być, że mamy być zlepkiem osób, którym nie wyszło w innych sferach życia, czy przekonanych, świadomych? Mam z tym problem.
Może to jest takie powołanie na te czasy? Nie jesteśmy zakonnicami, żyjemy w świecie, możemy robić dużo rzeczy, wcale niekoniecznie mówiąc, kim jesteśmy, a świadcząc o żyjącym Jezusie.
Rozmawiała Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski