Monika Ciesielska opracowała diety oparte na produktach ze znanych supermarketów. Mówi, jakie błędy popełniają Polacy
Monika Ciesielska promuje pozytywne odchudzanie. Z wykształcenia jest dietetykiem, prowadzi bloga Dr Lifestyle. Opracowała diety oparte na produktach z popularnych w Polsce supermarketów. Zainspirowało ją do tego to, co zobaczyła w koszykach Polaków.
21.06.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Pamiętam jak dziś sytuację przy kasie w Biedronce. Kto bywa tam w piątkowe popołudnie, ten wie, że w kolejce można spędzić kilkanaście minut. Można też przyjrzeć się zawartości koszyków współczekających i zobaczyć chleb tostowy pomiędzy serem żółtym, paszetową schowaną pod parówkami przykrytymi paczką chipsów i zestawem dań gotowych na cały tydzień. A na końcu taśmy kusząco brzęczące butelki piwa" – przywołała wspomnienia Monika Ciesielska w opisie diet z Lidla i Biedronki.
To właśnie ten widok był dla niej inspiracją. Przygotowała jadłospisy oparte na produktach łatwodostępnych w supermarketach. Choć nie podaje konkretnych sum, bo koszt zakupów zależy od kaloryczności diety, przyznaje, że najdroższy jest pierwszy tydzień. Wtedy trzeba skompletować pełne opakowania produktów, które będą potrzebne przez kolejne tygodnie. W rozmowie z WP Kobieta wyjaśnia, czym jest "dieta z Lidla" i "dieta z Biedronki".
Klaudia Kolasa, WP Kobieta: "Diety z Lidla i z Biedronki" brzmią intrygująco. To coś pomiędzy odżywianiem się jak Matka Boska Fitnessowska, a jedzeniem na szybko przetworzonych produktów z supermarketów?
Monika Ciesielska, dr Lifestyle: Diety z marketów to naturalna odpowiedź na potrzeby moich klientek. A to właśnie ich potrzeby i możliwości powinny być kluczowe przy planowaniu strategii odchudzania, nie widzimisię dietetyka.
Dieta ma szanse być skuteczna tylko wtedy, gdy będzie stosowana na co dzień. To oczywiste, ale rzadko praktykowane. Utożsamiamy zdrowy styl życia z czymś bardzo trudnym, wymagającym, wywracającym życie do góry nogami.
Ja nie stworzyłam "autorskiego sposobu żywienia". Opierając się na podstawowych zasadach zdrowego odżywiania, opracowałam plany żywieniowe, które bazują na produktach dostępnych w sklepach najczęściej odwiedzanych przez moje pacjentki.
Do diety dołączam konkretną listę zakupów na cały tydzień. Dzięki temu, że bazuję na asortymencie konkretnego marketu, w tych dietach nic się nie marnuje: pod koniec tygodnia w lodówce nie zostaje 50g twarogu czy 2 łyżki jogurtu.
Oprócz tego do diet dołączam kurs wideo, w którym uczę, jak jeść w sytuacjach, w których korzystanie z diety jest niemożliwe (wakacje, wyjazdy, jedzenie poza domem). Nie chcę uzależniać klientek od diety – dieta to tylko narzędzie, które ma ułatwić realizację celu.
Napisała pani na stronie, że lubi pani hamburgery i czekoladę, ale mimo to udało się pani schudnąć.
Z perspektywy czasu oceniam, że z moją sylwetką wszystko było w porządku. Niestety młodsza ja była innego zdania. Jako nastolatka popełniłam sporo błędów, szukając "diet cudów", które pomogłyby mi pozbyć się kilku kilogramów. Co straciłam, to odrobiłam z nawiązką.
Sympatia do hamburgerów czy czekolady nie wyklucza posiadania szczupłej sylwetki. Nie chodzi o to, żeby do końca życia rezygnować z ulubionych produktów. Wystarczy nauczyć się świadomie zarządzać swoim jadłospisem.
Czy to właśnie od swojej sylwetki rozpoczęła pani przygodę z dietetyką?
Pomyślałam, że to niemożliwe, żeby jedyną drogą do odchudzania były dziwaczne metody, których nikt nie jest w stanie praktykować przez całe życie. Zaczęłam studiować dietetykę, żeby dowiedzieć się, jak jest naprawdę.
Polacy kupują mnóstwo przetworzonego jedzenia, co widzę w sklepie, gdy obserwuję koszyki innych klientów. Jakie jeszcze popełniamy błędy w żywieniu?
Zero-jedynkowe podejście do jedzenia jest jednym z największych problemów. Wydaje nam się, że kiedy jesteśmy na diecie, musimy dać z siebie 120 proc. A później "chwilowo odpuszczamy" i to przecież się nie liczy.
Znacznie bardziej opłaca się wprowadzić mniejsze zmiany na dłuższy czas. W zmianie nawyków wytrwałość jest ważniejsza niż intensywność.
Dla kogo przeznaczona jest dieta z supermarketu? Czy to prawda, że aby trzymać się diety, trzeba mieć na to czas? Ja sama zniechęcałam się do diet po przeczytaniu przykładowego jadłospisu. 5 posiłków dziennie, pieczenie, duszenie, blendowanie. To brzmi, jakby cały dzień trzeba było spędzić w kuchni. Dla osób, które są zabiegane, to duże wyzwanie.
Diety z marketów to rozwiązanie, które sprawdzi się u osób zabieganych. Po zakupie klient dostaje dokładną rozpiskę posiłków ze szczegółowymi przepisami, jasną listę zakupów do realizacji w jednym sklepie. Dania nie są skomplikowane. W dni robocze obiady gotuje się raz na dwa dni, posiłki są bardzo łatwe w wykonaniu.
Mam wrażenie, że wiele osób myśli, że jeśli dieta nie jest drastyczna, to nie działa. "Dieta z Lidla i z Biedronki" cieszy się powodzeniem czy jednak ludzie ostrożnie do niej podchodzą?
Diety z marketów cieszą się ogromną popularnością. Klientki są z nich bardzo zadowolone. Czasami dostaję maile ze zdjęciem dania i pytaniem: "czy ja naprawdę mam to wszystko zjeść?". Te diety odczarowują złe skojarzenia z odchudzaniem. Porcje są duże i sycące.
Można sobie przy tej diecie pozwolić na małe odstępstwa?
Zdrowe podejście do zdrowego stylu życia polega na jedzeniu tego, co służy naszemu ciału i temu, co sprawia przyjemność, ale w odpowiednich proporcjach. W diecie powinno być miejsce na wszystko, co lubimy. Ja nie traktuję tego jako "odpuszczanie", "występki" czy "grzeszki". Zdrowe życie nie musi być idealne, by było wystarczająco dobre.
Jakie produkty w takim razie znajdują się w pani jadłospisie w codziennym życiu?
Minimum 80 proc. moich wyborów żywieniowych zawiera zdrowe opcje. Jem mnóstwo warzyw, owoców, orzechów, nasion, pestek, ryb, nabiału, używam porządnych olejów, dbam o to, by dieta dostarczała wystarczająco dużo białka. Mój codzienny jadłospis jest urozmaicony.
Nie liczę kalorii, jem w ilościach pozwalających na uzyskanie sytości, ale nie przeżarcia. Jest mi z tym zdrowym jedzeniem bardzo dobrze, potrafię przyrządzać smaczne dania, nie czuję żalu.
Jednak w moim życiu nadal jest miejsce na produkty, które nie mają żadnych wartości dla sylwetki, kondycji czy zdrowia, ale mają wartość dla komfortu głowy. To ściąga ze mnie presję żywieniowych ideałów, która mogłaby utrudnić rodzinne spotkania, podróże czy inne okoliczności, w których nie ja odpowiadam za gotowanie.