Prawda o średniowiecznej kuchni. Dzisiaj niewielu o tym wie

Najbardziej charakterystyczną cechą średniowiecznego jadłospisu nie był ani niedobór mięsa, ani ogólne ubóstwo zaopatrzenia. Badacze tematu podkreślają, że zjawiskiem najbardziej typowym była monotonia.

Średniowieczni chłopi przy posiłku. Miniatura z epok
Średniowieczni chłopi przy posiłku. Miniatura z epok
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Wiele produktów, które dzisiaj spożywamy na co dzień, w średniowieczu w ogóle jeszcze nie dotarło do Europy. Przed epoką kolonialnej ekspansji w Starym Świecie nie znano chociażby ziemniaków, kukurydzy czy papryki.

Zapachowe reperkusje średniowiecznego żywienia

Oparcie diety ściśle o produkty zbożowe miało też niewątpliwie konsekwencje zdrowotne i… zapachowe.

Jeśli człowiek średniowiecza w 70-80 proc. żywił się przetworzonym ziarnem, to w efekcie pochłaniał nawet ponad 150 lub w przypadku przedstawicieli elity ponad 200 gramów błonnika dziennie. W świetle współczesnej nauki zalecana ilość to maksymalnie kilkadziesiąt gramów. Skutkiem takiego nadmiaru były zapewne względnie powszechne wzdęcia, skurcze mięśni brzucha i gazy.

Także pod innymi względami średniowieczny jadłospis trudno uznać za zbilansowany. Nawet członkowie elit zmagali się chociażby z chronicznym niedoborem witaminy C.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Średniowieczne chrześcijaństwo. Zaskakujące, czym różniło się od dzisiejszej religii

Jak radzono sobie z postem w średniowieczu?

Szkodliwą monotonię pogłębiały jeszcze obowiązujące ograniczenia religijne. Nakazy postne należały do najbardziej surowych i najsilniej egzekwowanych norm codziennego życia. W kościele zachodnim zakaz spożywania mięsa obowiązywał zaś nie tylko w okresie 40 dni przed Wielkanocą.

Przykładowo w XIII-wiecznej Polsce dni postnych w roku było około 150 – aż 40 proc. wszystkich. Ograniczenia dotyczyły także spożycia jaj, nabiału czy wreszcie liczby posiłków: w czasie wielkiego postu należało spożywać tylko jeden w ciągu doby.

Najmniej restrykcje odczuwali ludzie zamożni, oni bowiem mogli zastąpić mięso rybami. Dla szerokich mas, przynajmniej tych żyjących z dala od morza, taki sposób nie wchodził jednak w rachubę. Jak podaje Melissa W. Adamson, ryby były w późnym średniowieczu realnie 32 razy mniej opłacalne od chleba.

Nie tylko kosztowały, na wagę, 16 razy więcej niż pieczywo, ale też zawierały w każdym kilogramie dwa razy mniej kalorii. Konsekwencje najintensywniejszego okresu postnego, poprzedzającego Wielkanoc, były tym poważniejsze, że przypadał on na wczesną wiosnę – czas, gdy brakowało świeżych owoców i warzyw, a wszelkie zapasy były na ukończeniu.

Rekonstrukcja wnętrza średniowiecznej kuchni na zamku w Toskanii
Rekonstrukcja wnętrza średniowiecznej kuchni na zamku w Toskanii© Domena publiczna | Simone Letali

Jedyne przyprawy zwykłego człowieka

Przedstawiciele elit mniej byli też narażeni na monotonię smaku. W całym społeczeństwie średniowiecznej Europy powszechnie używano soli, nieodzownej w celu konserwacji żywności. Jedyną szeroko dostępną substancją słodzącą był z kolei miód.

W chłopskich chatach czy domach miejskiego pospólstwa na tym właściwie kończyły się przyprawy, nie licząc różnych polnych oraz ogrodowych ziół.

Tylko wśród warstw uprzywilejowanych niemal obowiązkowo sięgano też po inne, często niezwykle drogie dodatki, które sprowadzano z krajów tak dalekich, że więcej krążyło na ich temat legend niż faktów.

Źródło artykułu:WielkaHISTORIA.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (1)