Monika jest kelnerką na stypach. "Zdarza się, że po powrocie do domu wyję w poduszkę"
Widziała łzy, miłość i "pijane jak messerschmitt" wdowy. Pracuje w cateringu, który organizuje stypy. Zdradza, że śmierć bliskich wywołuje wachlarz skrajnych emocji. Czasami nawet niebezpiecznych.
Ma 21 lat, na co dzień studiuje sinologię i szacuje, że była już na ponad pięćdziesięciu stypach. Monika Mielcarek pracuje w cateringu, który zajmuje się głównie poczęstunkami po pogrzebach. Zdradza nam, jak przyglądanie się z bliska ludzkim tragediom wpływa na jej codzienne życie.
WP Kobieta: Dlaczego akurat stypy? Cateringi zajmują się przecież pełnym przekrojem rodzinnych spotkań?
Monika Mielcarek: My niby też, ale siedziba firmy, w której pracuję, dzieli budynek z dużym domem pogrzebowym. Rodzina, załatwiając formalności, często od razu przychodzi i zamawia poczęstunek na stypę. "Przy okazji", brzydko mówiąc. Dlatego wesel i chrztów robimy tyle, co kot napłakał. Najczęściej muszę pracować w mało optymistycznych warunkach.
Nie jest ci trudno? Towarzyszyć ludziom w takich momentach?
Dla mnie to jest tylko praca i staram się pilnować emocji. Chociaż zdarza się, że po powrocie do domu wyję w poduszkę. Miałam tak kiedyś po pogrzebie 5-letniego chłopca, który umarł na raka. To chyba było dla mnie za dużo.
Zobacz też: Zachowanie po rozstaniu. Mężczyźni inaczej, kobiety inaczej
Czemu akurat ta stypa tak cię poruszyła?
Mam 8-letniego brata. Patrząc na zdjęcie tego zmarłego chłopca, widziałam Rafałka. Niewinne dzieci nie zasługują na taki los, to niesprawiedliwe.
Brzmisz jak bardzo empatyczna osoba. Pełnisz czasami rolę "pocieszycielki"?
Nawet nie wiesz, jak często ktoś płacze mi w ramię w kuchni. Raz żona zmarłego przyszła poprosić o dokładkę ziemniaków i tak od słowa do słowa przeszła w opowieść o swoim małżeństwie. Przez pół godziny usiłowałam ją uspokoić. Najlepiej jest jednak słuchać i potakiwać. Mam wrażenie, że nic, co bym powiedziała, nie byłoby w stanie pomóc takiej osobie.
Jaka była najgorsza stypa jaką obsługiwałaś? Taka, po której pomyślałaś sobie "nigdy więcej"?
To było tak ze dwa lata temu. Rodzina żegnała kierowcę TIR-a, który zginął w wypadku w Niemczech. Było dużo płaczu, ale jeszcze więcej wódki. Nikt za kołnierz nie wylewał, nawet młoda wdówka. Maryla jej było, miała może niecałe 40 lat. Straszliwie się upiła. Musiałam ją wyciągać z toalety, w której wcześniej wymiotowała, bo nie była w stanie sama wyjść. Chyba w ten sposób chciała stłumić emocje, tak mi się wydaje.
Jak zareagowała na to jej rodzina?
Tutaj dopiero się zaczęło. Jak teść Marylki ją zobaczył, wściekł się i wyleciał z łapami do jej ojca. Że niby córki nie umie wychować, bo nie wie, jak żałobę przeżywać. Co zabawne, sam był pijany w sztorc. Ale wiesz, jak to mówią: "belki w swoim oku nie widzisz".
Właśnie, alkohol. Jak to jest z tym piciem na stypach?
Powiem tak, na żadnej rodzinnej imprezie, jakie dotychczas obskakiwałam, jedzenie nie schodzi tak wolno, a procenty tak szybko. Nie wiem, może to wynika z regionu, bo na Śląsku lubią sobie wypić jednak, a może chcą utopić smutek. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile było styp bezalkoholowych, wśród tych wszystkich, na których pracowałam.
Mówisz o topieniu smutków. Faktycznie to właśnie on dominuje na takim spotkaniu?
Wiesz co, w sumie to nie. Rodzina często wspomina dobre momenty z życia zmarłego, zbliża się do siebie i jest całkiem miło. Raz nawet byłam na takiej stypie, gdzie dwójka ludzi się poznała, a pół roku później brali ślub.
Jak to?
Normalnie. Chowali faceta po zawale. On był jego kuzynem, ona koleżanką z pracy. Już na stypie zaiskrzyło. Widziałam, że dużo gadali ze sobą i jakaś chemia była między nimi. W sumie to było takie jakieś pokrzepiające, że w takich okolicznościach wydarzyło się coś dobrego.
Miłość na pogrzebie, brzmi prawie jak z filmu.
To jeszcze nic. Pamiętam jedną stypę, to był już szczyt bezczelności. Obsługiwałam stypę pod Bytomiem. Zmarł biznesmen, zostawił żonę i dwóch nastoletnich synów. Stypa była u nich w domu. Wielka willa, basen. Wracają z konduktu, atmosfera była naprawdę gęsta. Nikt prawie nic nie mówi. Okazało się, że wdowa na pogrzeb przyszła z kochankiem. Podobno jej mąż wiedział i chcieli się rozstać, ale nie zdążyli. Myślałam, że rodzina ją wzrokiem rozszarpie.
Mam wrażenie, że bardzo to wszystko przeżywasz. Zamierzasz odejść z tej pracy? Nie wywiera na ciebie za dużego wpływu?
Studiuję, teraz to jest dla mnie dobry i łatwy zarobek. Jak skończę studia, pewnie się zwolnię, ale na razie nie jest źle, nie zamierzam nic zmieniać. To wszystko ma na mnie wpływ, musiałam nauczyć się obojętności. Bez niej bym oszalała.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl