Musiała zamienić buty i torebki na chusty. Ale humoru Darii rak nie odbierze
Są trzy możliwe reakcje: autopilot, czarna rozpacz, czarny humor. Teraz Darii najbliżej jest do tej trzeciej. Ale kiedy usłyszała diagnozę, to czarna rozpacz była jej najbliższa. Daria Andryszczyk ma nowotwór, chłoniaka Hodgkina. Mówi o nim, że to pasażer na gapę, którego musi się pozbyć.
O tym, że jest chora, dowiedziała się w lutym. - Błąkałam się od szpitala do szpitala. Dopiero na którymś SOR-ze dostałam zalecenie, żebym zgłosiła się lekarza pierwszego kontaktu. Miał mi założyć kartę szybkiej diagnostyki onkologicznej - opowiada Daria.
Musiała znaleźć sposób na to, by jakoś postawić się chorobie. Żeby nie dać się psychicznie. - Bo jak człowiek podda się psychicznie, to już jest stracony - tłumaczy. - Bardzo starałam się, żeby czarna rozpacz nie zdominowała mojego życia. I żeby ten autopilot mnie nie wyłączył - mówi Daria.
Rodzinie zabroniła się nad sobą użalać, bo wtedy czuje się bardziej chora. - Musiałam pokazać bliskim, że ze mną można rozmawiać normalnie. Że ja jestem cały czas tym samym człowiekiem. I mam ten swój humor. Ja mam tylko dodatkowego pasażera na gapę. I muszę się go jakoś pozbyć - opowiada.
Nie pozwoliła, by chłoniak zabrał włosy. Sama zdecydowała, że już czas je obciąć. Najpierw długie, bujne loki skróciła do połowy szyi. A resztę maszynką zgolił tata. - To było po drugiej chemii, w święta wielkanocne, które spędziłam w domu z maseczką na twarzy, bo miałam praktycznie zerową odporność. Poprosiłam tatę, żeby wziął maszynkę i mnie ogolił. Kiedy już miałam łysą głowę, spojrzałam w lustro i pomyślałam sobie: "ok, to nadal ty. Nic się nie zmieniło" - opowiada.
Musiała zamienić buty, torebki i inne dodatki na kolorowe chusty, które wiąże na głowie na różne sposoby. Więcej siebie rakowi nie odda. - Zbyt wiele mam do zrobienia w życiu, by sobie odpuścić - mówi Daria.