Musiały zastąpić młodszemu rodzeństwu rodziców. Było ciężko, ale nie żałują
Rodzice Klaudii zmarli na nowotwór. Najpierw matka, sześć lat później ojciec. W wieku 29 lat stała się prawnym opiekunem swojego 16-letniego brata. - Nigdy mu matki nie zastąpiłam i nie zastąpię – wyjaśnia. - Bardzo się jednak starałam.
Wszystko spadło na jej barki
Klaudia miała 29 lat, kiedy została opiekunem brata. Ich tata zmarł na nowotwór prostaty, a mamę sześć lat wcześniej pokonał nowotwór płuc i macicy. Ma jeszcze dwóch młodszych od siebie braci, którzy wtedy byli pełnoletni, ale jeden pracował za granicą, a drugi miał zaledwie 20 lat, więc to ona zajęła się Mateuszem. Nie widziała innej opcji.
W praktyce zaczęła się opiekować Mateuszem i drugim młodszym bratem jak miała 25 lat. Ojciec pracował i leczył się, więc miał mało czasu, żeby zająć się domem i dziećmi. Ale nie to było najgorsze. Po śmierci żony i zdiagnozowaniu u niego nowotworu mężczyzna kompletnie się załamał. – Stracił grunt pod nogami, nie myślał o chłopcach. Zaczął zaglądać do kieliszka – opowiada. Zdarzało się, że Mateusz płakał i błagał widząc ojca przy kieliszku: "Tato, nie pij teraz".
Kiedy nagle z siostry zamieniasz się w matkę
To Klaudia chodziła na zebrania do szkoły i pilnowała, czy jej młodsi bracia mają odrobione lekcje. Codziennie przyjeżdżała do rodzeństwa i gotowała obiady. Sprawdzała, czy mają się w co ubrać. To do niej dzwoniła nauczycielka, gdy coś się działo. – Kiedy Mateusz skręcił sobie nogę szkole, to ja jechałam, a nie ojciec – opowiada. – Gdy zmarł tata było ciężko, bo byłam świeżo po ślubie. Moje życie miało wyglądać inaczej. Żałuję, że nie poszłam na studia magisterskie, bo nie miałam na to czasu - wyjaśnia.
Po śmierci ojca Klaudii, 16-letni Mateusz jako jedyny z rodzeństwa był niepełnoletni. Zapytał wtedy ze łzami w oczach: "A co ze mną? Pójdę do domu dziecka?". "Dzieciaku, przecież nikt cię tam nie wyśle. Masz mnie" – uspokoiła go wtedy. – Chcieliśmy z mężem zostać rodziną zastępczą, ale nie spełnialiśmy warunków. Mateusz musiałby mieć swój pokój, a my mamy małe mieszkanie – tłumaczy.
Kiedy dostała prawną opiekę nad Mateuszem, była w ciąży i miała już 4-letniego syna. - Sąd zadecydował, że zostanie ze starszym bratem u siebie w mieszkaniu, a ona będzie tzw. "opiekunem dochodzącym". Na szczęście mieszkam dwie ulice dalej - opowiada Klaudia.
Zaczyna się matkowanie
Kiedy przejęła opiekę nad Mateuszem, to relacje brat-siostra już nie miały racji bytu. – To nie wychodzi. To się zmienia. Pojawiło się takie matkowanie, krzyczenie, darcie: "Szkoła, szkoła, szkoła. Ucz się" – jak matka do syna. Nie jak siostra dla brata – wspomina. Ale nigdy nie usłyszała od brata słów: "Nie będę się ciebie słuchał, przecież nie jesteś moją matką". To do niej przychodził, jak pojawiały się problemy w szkole, pierwsza miłość, dylematy.
Rodzinie automatycznie został przydzielony kurator. – Tłumaczyłam bratu: "Musisz się pilnować, musisz wziąć odpowiedzialność za to, co będziesz robił, bo jesteśmy na świeczniku. Żadnych wybryków" – opowiada. "Skończy 18 lat, już będzie inaczej, lepiej. Już się nie będę tak martwiła" – mówiła sobie Klaudia. Teraz Mateusz jest już pełnoletni, ale Klaudia wciąż czuje się za niego odpowiedzialna. A on ciągle pyta się Klaudii, czy może sobie kupić grę, nowe buty czy pojechać do dziewczyny.
Psycholog Maria Rotkiel w rozmowie z WP Kobieta mówi, że przejęcie opieki młodych ludzi nad niepełnoletnim rodzeństwem to przyśpieszony kurs dorosłości - niezależnie od tego, czy mają oni już swoje dzieci czy nie. – To jest rola, do której często nie są przygotowani, stawia ich przed bardzo trudnymi wyzwaniami. Jeżeli otoczenie potrafi dać odpowiednie wsparcie, to często z tej roli doskonale się wywiązują – mówi. Podkreśla, że ważna jest pomoc ze strony rodziny, szkoły czy sąsiadów, ale kluczowa może się okazać też rozmowa z psychologiem. - Uznać autorytet starszego rodzeństwa jest także sporym wyzwaniem, być autorytetem dla młodszego równie ciężką próbą - dodaje.
Decyzja o przejęciu opieki starszego rodzeństwa nad młodszym musi być zawsze dobrze przemyślana. Nie można robić niczego na siłę i wbrew sobie. – Stanie się opiekunem czy rodzicem wbrew woli, z pełną świadomością, że się nie chce być w tej roli, jest udręką dla całej rodziny – mówi.
Miała na nową spinkę, ale dla dziecka brakowało pieniędzy
28-letnia Martyna Wójcik-Cichocka ma przyrodnią siostrę Olę. Choć dziewczyny miały innych ojców, czuły od zawsze bardzo bliską więź. Po rozstaniu matki dziewczynek z partnerem kobiety, Bogdanem, sąd przyznał jej pełną opiekę nad młodszą córką Olą.
Z czasem u matki Oli i Martyny wykryto zespół Aspergera i schizofrenię dwubiegunową. – Wszystkie swoje frustracje zaczęła wyładować na Oli. Siostra była bita za uwagę w dzienniczku, za niezjedzenie kanapki w szkole. Za dwóję dostawała zeszytem po twarzy – opowiada Martyna. Tłumaczy, że kobieta dostawała alimenty i brała pieniądze z MOPS, ale na dziecko wciąż jej brakowało.
– Brała 500 zł i wydawała je z dnia na dzień. Nie myślała o tym, za co będzie żyć następnego dnia. Nie zastanawiała się, z czego zrobi kanapkę Oli do szkoły – tłumaczy. Co kupowała zamiast tego? Nową spinkę do włosów, ciastko w cukierni, nowe kapcie, ciuchy w lumpeksie. A Ola nie miała w czym chodzić – mówi Martyna. Dziewczynka była pod opieką kuratora, który po interwencji Martyny wniósł wniosek o odebranie matce praw rodzicielskich.
Ojciec twierdził, że podpaski są jej niepotrzebne
12-letnią dziewczynkę chciała wziąć pod opiekę ciocia, ale teściowa, która z nią mieszkała nie wyraziła na to zgody. Trafiła więc do ojca. Mieszkał na wsi, utrzymywał się z roli. Miał alimenty, 500 plus i emeryturę swojej matki. Ale na podstawowe potrzeby córki nie miał pieniędzy. – Były głupie kłótnie o pieniądze na podpaski, o szampon do włosów. Twierdził, że te rzeczy nie są jej potrzebne – tłumaczy Martyna. Jak próbowała się o nie upomnieć, to słyszała od ojca wyzwiska. – Mówił, że trzeba było łopatą upierdzielić jej łeb i ją zakopać – opowiada. Dziewczynka na ubrania i podręczniki dorabiała sobie u siostry - na stoisku z owocami na targu.
Kiedy Ola była w pierwszej klasie technikum, Martyna złożyła wniosek do sądu, że władza rodzicielska nie jest wykonywana tak, jak powinna. – Kiedy zobaczyłam po raz kolejny, że ma mokre całe skarpetki, nawet butów nie ma i jak zwykle przyszła do mnie, kiedy miała okres i pytała, czy mam podpaski, to uznałam, że to przegięcie – opowiada. Ojciec wtedy sam zrzekł się władzy rodzicielskiej i Martyna wzięła 16-letnią siostrę pod swoją opiekę. 26-latka miała już trójkę swoich dzieci, kiedy stała się rodziną zastępczą dla siostry.
– Musieliśmy dostosować warunki mieszkaniowe do Oli, bo mieliśmy wtedy jeden duży pokój. Zrobić remont, wygospodarować miejsce. I jednak podzielić tę swoją uwagę na czwórkę, nie na trójkę – wyjaśnia Martyna. Trzeba było też załatwić sprawy w szkole i dać poczucie wsparcia. I stać się autorytetem dla przyrodniej siostry.
– Inaczej buduje się relacje z rodzeństwem, a inaczej budujemy relacje jako opiekun osoby niepełnoletniej. To osoba decyzyjna, która wyznacza granice, ustala zasady i egzekwuje wywiązywanie się z umów i dotrzymywanie tych umów. Może też wprowadzać system konsekwencji i nagród. To jest zupełnie inna rola, dużo trudniejsza – podkreśla psycholog Maria Rotkiel.
W zeszłym roku Ola skończyła 18 lat, teraz wynajmuje mieszkanie ze swoim chłopakiem. Rodziców spotyka tylko podczas świąt, ale unika wtedy z nimi kontaktu. – Myślę, że na pewno pewnych rzeczy uniknęła, do czegoś doszła dzięki temu, że cały czas nad nią czuwałam – mówi z dumą Martyna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl