Musiały zastąpić młodszemu rodzeństwu rodziców. Było ciężko, ale nie żałują
Rodzice Klaudii zmarli na nowotwór. Najpierw matka, sześć lat później ojciec. W wieku 29 lat stała się prawnym opiekunem swojego 16-letniego brata. - Nigdy mu matki nie zastąpiłam i nie zastąpię – wyjaśnia. - Bardzo się jednak starałam.
17.10.2019 | aktual.: 23.10.2019 14:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wszystko spadło na jej barki
Klaudia miała 29 lat, kiedy została opiekunem brata. Ich tata zmarł na nowotwór prostaty, a mamę sześć lat wcześniej pokonał nowotwór płuc i macicy. Ma jeszcze dwóch młodszych od siebie braci, którzy wtedy byli pełnoletni, ale jeden pracował za granicą, a drugi miał zaledwie 20 lat, więc to ona zajęła się Mateuszem. Nie widziała innej opcji.
W praktyce zaczęła się opiekować Mateuszem i drugim młodszym bratem jak miała 25 lat. Ojciec pracował i leczył się, więc miał mało czasu, żeby zająć się domem i dziećmi. Ale nie to było najgorsze. Po śmierci żony i zdiagnozowaniu u niego nowotworu mężczyzna kompletnie się załamał. – Stracił grunt pod nogami, nie myślał o chłopcach. Zaczął zaglądać do kieliszka – opowiada. Zdarzało się, że Mateusz płakał i błagał widząc ojca przy kieliszku: "Tato, nie pij teraz".
Kiedy nagle z siostry zamieniasz się w matkę
To Klaudia chodziła na zebrania do szkoły i pilnowała, czy jej młodsi bracia mają odrobione lekcje. Codziennie przyjeżdżała do rodzeństwa i gotowała obiady. Sprawdzała, czy mają się w co ubrać. To do niej dzwoniła nauczycielka, gdy coś się działo. – Kiedy Mateusz skręcił sobie nogę szkole, to ja jechałam, a nie ojciec – opowiada. – Gdy zmarł tata było ciężko, bo byłam świeżo po ślubie. Moje życie miało wyglądać inaczej. Żałuję, że nie poszłam na studia magisterskie, bo nie miałam na to czasu - wyjaśnia.
Po śmierci ojca Klaudii, 16-letni Mateusz jako jedyny z rodzeństwa był niepełnoletni. Zapytał wtedy ze łzami w oczach: "A co ze mną? Pójdę do domu dziecka?". "Dzieciaku, przecież nikt cię tam nie wyśle. Masz mnie" – uspokoiła go wtedy. – Chcieliśmy z mężem zostać rodziną zastępczą, ale nie spełnialiśmy warunków. Mateusz musiałby mieć swój pokój, a my mamy małe mieszkanie – tłumaczy.
Kiedy dostała prawną opiekę nad Mateuszem, była w ciąży i miała już 4-letniego syna. - Sąd zadecydował, że zostanie ze starszym bratem u siebie w mieszkaniu, a ona będzie tzw. "opiekunem dochodzącym". Na szczęście mieszkam dwie ulice dalej - opowiada Klaudia.
Zaczyna się matkowanie
Kiedy przejęła opiekę nad Mateuszem, to relacje brat-siostra już nie miały racji bytu. – To nie wychodzi. To się zmienia. Pojawiło się takie matkowanie, krzyczenie, darcie: "Szkoła, szkoła, szkoła. Ucz się" – jak matka do syna. Nie jak siostra dla brata – wspomina. Ale nigdy nie usłyszała od brata słów: "Nie będę się ciebie słuchał, przecież nie jesteś moją matką". To do niej przychodził, jak pojawiały się problemy w szkole, pierwsza miłość, dylematy.
Rodzinie automatycznie został przydzielony kurator. – Tłumaczyłam bratu: "Musisz się pilnować, musisz wziąć odpowiedzialność za to, co będziesz robił, bo jesteśmy na świeczniku. Żadnych wybryków" – opowiada. "Skończy 18 lat, już będzie inaczej, lepiej. Już się nie będę tak martwiła" – mówiła sobie Klaudia. Teraz Mateusz jest już pełnoletni, ale Klaudia wciąż czuje się za niego odpowiedzialna. A on ciągle pyta się Klaudii, czy może sobie kupić grę, nowe buty czy pojechać do dziewczyny.
Psycholog Maria Rotkiel w rozmowie z WP Kobieta mówi, że przejęcie opieki młodych ludzi nad niepełnoletnim rodzeństwem to przyśpieszony kurs dorosłości - niezależnie od tego, czy mają oni już swoje dzieci czy nie. – To jest rola, do której często nie są przygotowani, stawia ich przed bardzo trudnymi wyzwaniami. Jeżeli otoczenie potrafi dać odpowiednie wsparcie, to często z tej roli doskonale się wywiązują – mówi. Podkreśla, że ważna jest pomoc ze strony rodziny, szkoły czy sąsiadów, ale kluczowa może się okazać też rozmowa z psychologiem. - Uznać autorytet starszego rodzeństwa jest także sporym wyzwaniem, być autorytetem dla młodszego równie ciężką próbą - dodaje.
Decyzja o przejęciu opieki starszego rodzeństwa nad młodszym musi być zawsze dobrze przemyślana. Nie można robić niczego na siłę i wbrew sobie. – Stanie się opiekunem czy rodzicem wbrew woli, z pełną świadomością, że się nie chce być w tej roli, jest udręką dla całej rodziny – mówi.
Miała na nową spinkę, ale dla dziecka brakowało pieniędzy
28-letnia Martyna Wójcik-Cichocka ma przyrodnią siostrę Olę. Choć dziewczyny miały innych ojców, czuły od zawsze bardzo bliską więź. Po rozstaniu matki dziewczynek z partnerem kobiety, Bogdanem, sąd przyznał jej pełną opiekę nad młodszą córką Olą.
Z czasem u matki Oli i Martyny wykryto zespół Aspergera i schizofrenię dwubiegunową. – Wszystkie swoje frustracje zaczęła wyładować na Oli. Siostra była bita za uwagę w dzienniczku, za niezjedzenie kanapki w szkole. Za dwóję dostawała zeszytem po twarzy – opowiada Martyna. Tłumaczy, że kobieta dostawała alimenty i brała pieniądze z MOPS, ale na dziecko wciąż jej brakowało.
– Brała 500 zł i wydawała je z dnia na dzień. Nie myślała o tym, za co będzie żyć następnego dnia. Nie zastanawiała się, z czego zrobi kanapkę Oli do szkoły – tłumaczy. Co kupowała zamiast tego? Nową spinkę do włosów, ciastko w cukierni, nowe kapcie, ciuchy w lumpeksie. A Ola nie miała w czym chodzić – mówi Martyna. Dziewczynka była pod opieką kuratora, który po interwencji Martyny wniósł wniosek o odebranie matce praw rodzicielskich.
Ojciec twierdził, że podpaski są jej niepotrzebne
12-letnią dziewczynkę chciała wziąć pod opiekę ciocia, ale teściowa, która z nią mieszkała nie wyraziła na to zgody. Trafiła więc do ojca. Mieszkał na wsi, utrzymywał się z roli. Miał alimenty, 500 plus i emeryturę swojej matki. Ale na podstawowe potrzeby córki nie miał pieniędzy. – Były głupie kłótnie o pieniądze na podpaski, o szampon do włosów. Twierdził, że te rzeczy nie są jej potrzebne – tłumaczy Martyna. Jak próbowała się o nie upomnieć, to słyszała od ojca wyzwiska. – Mówił, że trzeba było łopatą upierdzielić jej łeb i ją zakopać – opowiada. Dziewczynka na ubrania i podręczniki dorabiała sobie u siostry - na stoisku z owocami na targu.
Kiedy Ola była w pierwszej klasie technikum, Martyna złożyła wniosek do sądu, że władza rodzicielska nie jest wykonywana tak, jak powinna. – Kiedy zobaczyłam po raz kolejny, że ma mokre całe skarpetki, nawet butów nie ma i jak zwykle przyszła do mnie, kiedy miała okres i pytała, czy mam podpaski, to uznałam, że to przegięcie – opowiada. Ojciec wtedy sam zrzekł się władzy rodzicielskiej i Martyna wzięła 16-letnią siostrę pod swoją opiekę. 26-latka miała już trójkę swoich dzieci, kiedy stała się rodziną zastępczą dla siostry.
– Musieliśmy dostosować warunki mieszkaniowe do Oli, bo mieliśmy wtedy jeden duży pokój. Zrobić remont, wygospodarować miejsce. I jednak podzielić tę swoją uwagę na czwórkę, nie na trójkę – wyjaśnia Martyna. Trzeba było też załatwić sprawy w szkole i dać poczucie wsparcia. I stać się autorytetem dla przyrodniej siostry.
– Inaczej buduje się relacje z rodzeństwem, a inaczej budujemy relacje jako opiekun osoby niepełnoletniej. To osoba decyzyjna, która wyznacza granice, ustala zasady i egzekwuje wywiązywanie się z umów i dotrzymywanie tych umów. Może też wprowadzać system konsekwencji i nagród. To jest zupełnie inna rola, dużo trudniejsza – podkreśla psycholog Maria Rotkiel.
W zeszłym roku Ola skończyła 18 lat, teraz wynajmuje mieszkanie ze swoim chłopakiem. Rodziców spotyka tylko podczas świąt, ale unika wtedy z nimi kontaktu. – Myślę, że na pewno pewnych rzeczy uniknęła, do czegoś doszła dzięki temu, że cały czas nad nią czuwałam – mówi z dumą Martyna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl