Blisko ludzi"Na co dzień kulturalni ludzie, a na imprezie bydło." Cała prawda o firmowych wigiliach

"Na co dzień kulturalni ludzie, a na imprezie bydło." Cała prawda o firmowych wigiliach

Idą święta i świąteczne imprezy firmowe. Uwielbiam te spotkania, bo mogę się po nich nasłuchać najbardziej żenujących historii roku. Śledzik, pierożek i "coś mocniejszego" wyzwalają w nas pierwotne instynkty. Tańce na stole, zwierzenia, flirty. A następnego dnia wstyd. Oto cała prawda o służbowych wigiliach.

"Na co dzień kulturalni ludzie, a na imprezie bydło." Cała prawda o firmowych wigiliach
Źródło zdjęć: © 123RF
Paulina Brzozowska

05.12.2018 | aktual.: 19.12.2018 17:05

Wymiociny na schodach

Pamiętam taką jedną akcję jeszcze z poprzedniej firmy. Impreza świąteczna była w biurze. Zarząd załatwił hektolitry alkoholu wszelkiej maści. I skończyło się tak, jak się skończyło. Nie dość, że jedna z dziewczyn na kierowniczym stanowisku, na co dzień przykładna żona i matka, zaczęła rozbierać się na parkiecie, to impreza skończyła się o 5 nad ranem. Kiedy następnego dnia przyszliśmy skacowani do pracy, powitały nas czyjeś wymiociny na schodach. Wesołych świąt, nie ma co.

Nie ja jedna mam takie wspomnienia. O historie, które najbardziej zapadły im w pamięć, zapytałam kilka osób pracujących w różnych branżach i firmach. Większość z nich pamięta dokładnie to samo. Czyli niewiele. A jeśli już, to w ich wspomnieniach dominuje jedno: żenada.

- Oczywiście mnóstwo alkoholu. Większość z nas była w stanie wskazującym na znaczne spożycie. Niewiele osób się hamowało, wszyscy świetnie się bawili i było w porządku. Do tego stopnia, że impreza przeniosła się do klubu – opowiada mi Arek, księgowy, który pracował w jednej z największych korporacji w Warszawie. - Na parkiecie nie było już granic. Macanki, jednoznaczne propozycje. Nikt nie przejmował się tym, co wypada, a co nie. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby później kilka "par" wróciło razem do domu kontynuować zabawę – dodaje.

Tak się "zintegrował", że zostałam rozwódką

Podobne zdanie ma Anita, pracująca w telekomunikacji 32-latka. - Mój mąż tak się "zintegrował" z koleżanką na imprezie świątecznej, że teraz jestem rozwódką. Na początku mówił, że nie chce mu się tam iść, bo nie lubi takich spędów. A ja głupia mu powiedziałam, żeby poszedł, bo to fajna okazja, żeby poznać ludzi i wyrobić sobie kontakty. To wyrobił. Łóżko hotelowe, w którym wylądował z koleżanką. Upili się prawie do nieprzytomności i skończyli imprezę razem. Tak że nie polecam – kończy gorzko swoją wypowiedź.

Druga strona medalu

Oczywiście każdy kij ma dwa końce, a medal dwie strony. Tuż obok obserwatorów są ci, którzy na firmowych wigiliach zaliczają najgorsze wpadki swojego życia. Do ich grona należy Weronika. 25-latka pracuje w marketingu w warszawskim Mordorze. Jedną ze świątecznych imprez wspomina jak przez mgłę. Doskonale pamięta jednak wstyd, jaki towarzyszył jej jeszcze długo, długo później.

- Aż wstyd się przyznać, ale to ja byłam obiektem plotek po jednej firmowej wigilii. Nie wiem co się wtedy stało, że tak strasznie się upiłam. To, co tam wyprawiałam, to rynsztok. Albo nawet gorzej. Tańczyłam na stole, ocierałam się w tańcu o swojego kierownika… a na koniec porzygałam się na środku parkietu – wspomina kobieta. To jednak nie był koniec jej upokorzeń.

- Do domu wróciłam uberem, do którego wsadził mnie prezes. Kierowca musiał mnie odprowadzić do mieszkania, bo nie byłam w stanie wysiąść z samochodu. W życiu nie było mi tak wstyd, jak po tej imprezie. Powrót do pracy po weekendzie to był koszmar. Myślałam, że się pod ziemię zapadnę – dodaje Weronika.

Żelazne zasady

Imprezy służbowe powinny się jednak rządzić pewnymi prawami. O to, jakie to prawa, zapytałam specjalistkę do spraw savoir-vivre'u Jagnę Grzeszczyk. - Zdarza się, że okazję do nawiązywania relacji i integracji ktoś traktuje zbyt dosłownie i zaczyna zbytnio spoufalać się z szefem i współpracownikami. Po spożyciu alkoholu niektórzy współpracownicy pozwalają sobie też na flirty. Zbytni luz w rozmowach, poklepywanie po ramieniu czy nadmierne przytulanie się zawsze jest źle odbierane – mówi ekspertka.

- Podobnie jest z rozmowami na drażliwe tematy, takie jak polityka, pieniądze czy religia. Podczas imprez firmowych zazwyczaj rozmawia się o pracy i o sprawach prywatnych czy społecznych. By nie narazić się na kłótnie wywołane różnicą zdań, lepiej unikać tematów kontrowersyjnych. Dużym problemem spotkań integracyjnych jest także nadmierne spożycie alkoholu. Zdecydowanie lepiej wypić 1-2 kieliszki wina i zachować pełnię formy. Nie przekraczajmy granicy, by nie zrobić czegoś nieodpowiedniego lub nie powiedzieć zbyt dużo – dodaje specjalistka.

- Pamiętajmy, że impreza firmowa to zawsze spotkanie zawodowe – należy trzymać klasę i umiar, bez względu na to, czy mowa o stroju, spożyciu alkoholu i jedzenia czy nawiązywaniu relacji – wyjaśnia.

Ława sędziowska

Kiedy ktoś nie zastosuje się do zaleceń płynących z podręczników dobrych manier, musi liczyć się z tym, że po imprezie jego współpracownicy będą rzucać mu krzywe spojrzenia, a szefostwo będzie rzucać w windzie tylko chłodne "dzień dobry". Po stronie "sędziów" jest Robert, który ma dosyć tego, jak na służbowych imprezach zachowują się jego koledzy i koleżanki z pracy.

- Strasznie zażenowany jestem co roku. Na co dzień kulturalni ludzie, a na imprezie bydło. Bo inaczej się ich nazwać nie da. Naj..ani do granic możliwości, rzygają w kiblu, tańczą na stole, podrywają kogo popadnie. Jakby ich ze smyczy spuścili. I po co to? Żeby później przez tydzień w robocie chodzić z opuszczoną głową? Bo wstyd? Trzeba się było zastanowić zanim się odwaliło manianę – mówi 36-latek pracujący w branży IT.

Zastrzyk odwagi

Przesadna swoboda i brak kontroli nie biorą się jednak znikąd. Mechanizm naszego działania w takiej sytuacji wyjaśniła mi psycholog biznesu Marta Regulska. - Na imprezach firmowych pozwalamy sobie na więcej przez atmosferę, jaka tam panuje. Uznajemy, że skoro to spotkanie de facto towarzyskie, to nie obowiązują nas normy ustalone w biurowych ścianach. Do tego dochodzi oczywiście alkohol, który wzmaga w nas odwagę do robienia rzeczy, których później możemy żałować – tłumaczy.

- Nie możemy jednak zapominać, że nasz szef na imprezie firmowej to dalej szef. To, że spotkanie ma swobodny charakter, nie zmienia faktu, że to osoba, która decyduje o naszej pracy w firmie. Na podstawie naszych ekscesów może wyrobić sobie o nas niepochlebną opinię, która będzie powodem naszych problemów w pracy – mówi psycholog.

Ho, ho, ho, jesteś zwolniony

Czy naprawdę ktoś może nas wyrzucić za to, że upiliśmy się na służbowej wigilii? Może. Tak było w przypadku Igora, pracownika firmy logistycznej. – Strasznie się upiłem. Wszyscy dobrze się bawiliśmy, aż do momentu, kiedy puściły mi hamulce. Nie dość, że latałem po parkiecie bez koszuli, to jeszcze zwyzywałem szefa i jego żonę. Rzuciłem o jeden chamski żart za dużo. Kiedy wróciłem do pracy po weekendzie, szef wziął mnie na rozmowę. Powiedział, że taka osoba jak ja psuje wizerunek firmy i musimy się pożegnać.

Świąteczna impreza firmowa to świetna okazja, żeby zacieśnić więzi ze współpracownikami, lepiej ich poznać i spędzić wspólnie miły wieczór. Jednak zanim zaczniemy pić kieliszek za kieliszkiem i klepać szefa po plecach, weźmy pod uwagę, że ten facet płaci nam pensję, a nie jest naszym kumplem od butelki.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: ''Firmowa gwiazdka'': wywiad z Jennifer Aniston

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (196)