Na czym polega zespół złamanego serca?
Walentynki to szczególnie ciężki dzień dla osób nieszczęśliwie zakochanych, mówiących: mam złamane serce. Ale czy ich serce naprawdę jest złamane?
12.02.2015 | aktual.: 05.06.2018 15:52
Walentynki to szczególnie ciężki dzień dla osób nieszczęśliwie zakochanych, mówiących: mam złamane serce.
„Zespół złamanego serca to opisana w literaturze medycznej jednostka chorobowa, z którą mamy do czynienia, gdy jakiś silny czynnik emocjonalny, np. stresujące rozstanie, śmierć współmałżonka, zdiagnozowanie groźnej choroby lub duże problemy finansowe, powodują objawy podobne do zawału serca" - wyjaśnia dr Sara Sirna z uczelni w Maywood (USA).
"Innymi słowy, jest to grupa symptomów charakterystycznych dla ostrej niewydolności serca, nie mająca jednak podłoża fizjologicznego, miażdżycowego".
Inne określenia tego schorzenia to kardiomiopatia stresowa, kardiomiopatia Takosubo lub przemijający zespół balotującego koniuszka. Dokładny mechanizm jego przebiegu nie jest do końca znany, ale uważa się, że może być spowodowany nadmiernym uwalnianiem adrenaliny i innych hormonów stresu, które mają szkodliwy wpływ na serce.
Jak tłumaczy dr Sirna, objawy zespołu złamanego serca obejmują zazwyczaj ból w klatce piersiowej i trudności w oddychaniu, dlatego tak łatwo pomylić je z atakiem serca. Choroba ta dotyczy najczęściej osób po 50 roku życia oraz kobiet, choć spotykana jest także u ludzi młodszych i u mężczyzn.
„Tak jak prawdziwy zawał, zespół złamanego serca może być dla pacjentów bardzo niepokojący. Nie wiedzą, co się dzieje z ich ciałem" - mówi Sirna.
"Jednak w odróżnieniu od zawału, kardiomiopatia stresowa jest zwykle całkowicie odwracalna i nie wywiera żadnego długotrwałego wpływu na mięsień sercowy. Większość dotkniętych nią pacjentów odzyskuje pełną sprawność w bardzo krótkim czasie”.
Problemem, jak tłumaczy kardiolog, jest jedynie to, że zespół złamanego serca i zawał trudno od siebie odróżnić. „Jeśli więc nagle wystąpią u ciebie objawy, takie jak ból w klatce piersiowej i trudności z oddychaniem, nie zrzucaj winy na miłość. Lepiej od razu zadzwoń pod numer 112” - żartuje specjalistka.
(PAP), kap/ krf