Najszybsza Polka na motocyklu
Jej świat pachnie benzyną, ale nie ma w nim ryku ukochanych motocykli. Zamiast słuchu w prezencie od stwórcy dostała żelazny upór, który razem z jej pasją do wyścigów stworzył mieszankę wybuchową – niesłysząca od urodzenia 32-letnia Monika Jaworska „Katanka” jest najbardziej utytułowaną i najszybszą Polką ścigającą się na torach motocyklowych Europy.
04.04.2016 | aktual.: 06.04.2016 08:51
Jej świat pachnie benzyną, ale nie ma w nim ryku ukochanych motocykli. Zamiast słuchu w prezencie od stwórcy dostała żelazny upór, który razem z jej pasją do wyścigów stworzył mieszankę wybuchową – niesłysząca od urodzenia 32-letnia Monika Jaworska „Katanka” jest najbardziej utytułowaną i najszybszą Polką ścigającą się na torach motocyklowych Europy.
Najlepiej, kiedy leje. Wtedy wszyscy się boją, a ona jest szczęśliwa, bo kocha ścigać się w deszczu. Nie słyszy tego, że mokry asfalt potęguje huk silników, motocykle ryczą głośniej od startującego odrzutowca, a rywale dyszą pod kaskami spłyconym oddechem jak Lord Vader. Ma jakieś nadnaturalne wyczucie balansu, które pozwala jej składać motocykl na wirażach mocniej niż inni zawodnicy. Przy prędkości 250 km/h opony tracą przyczepność, maszyny ślizgają się po wodzie, a Monika w strugach deszczu zostawia za sobą 18 zawodników szóstej rundy Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski 2007. I wygrywa – jedyna startująca pośród mężczyzn kobieta, 164 centymetry pasji, uporu i atomowej energii, otoczone kokonem ciszy.
Wyścig na poznańskim torze uważa za swoje największe osiągnięcie. Bo wygrała w najtrudniejszych warunkach, z samymi facetami. Wyzwania lubi od dziecka, a uparta jest jak cholera. – Miałam cztery lata, uciekłam od dziadków, żeby na rowerku wrócić do mamy i Krakowa – 43 kilometry. Po czterech spotkała mnie ciocia i kazała wsadzić na furmankę jadącą w stronę domu babci. Z wściekłości tak mocno trzymałam kierownicę rowerka, że musieli włożyć mnie na wóz razem z nim.
Mama Moniki Anna Jaworska usiłowała chuchać i dmuchać na córkę, zwłaszcza gdy dowiedziała się, że jej dziecko nie słyszy. Jak mówi, nie mieli szczęścia do lekarzy, ale i sama Monika sprawy nie ułatwiała. Była trudnym pacjentem, od małego robiła tylko to, na co miała ochotę. Do logopedki dosłownie ciągnęłam ją od tramwaju. Kolejna zrezygnowała, twierdząc, że z Moniką nie da się pracować.
Języka migowego nie chciała się uczyć, twierdziła, że jej niepotrzebny. Generalnie chuchanie i dmuchanie za bardzo nie wychodziło, bo Monika na lalki się wściekała i kradła starszemu bratu samochodziki, a najszczęśliwsza była, siedząc na baku ojcowskiego simsona i odkręcając manetkę gazu w drodze do przedszkola. Gdy miała sześć lat, umiała już zmieniać biegi i operować sprzęgłem w rodzinnym maluchu, a jako 12-latka rozłożyła na części ojcowski motorower i wymieniła tłok. Całkiem sama, tak jak sama dojeżdżała simsonem do szkoły. Ujeżdżała i rozkręcała motorowery, gokarty, skutery, wreszcie motocykle. Jeździła coraz szybciej, na coraz większych pojemnościach i w coraz ostrzejszych zakrętach. Mając 17 lat, zdawała prawo jazdy na kategorię A i B. Ale lekarz nie dopuścił jej do egzaminów na motocykl. – Trzy dni płakała. Krzyczała, że się z Polski wyprowadza, że to niesprawiedliwe. Kazała mi pisać do ministerstw, bo wyczytała, że w Stanach jeździ dziewczyna niesłysząca, a u nas jest dyskryminacja.
Po dwóch latach instruktor, u którego zrobiła prawo jazdy na samochód i z którym się bardzo polubiła, przysłał wiadomość, żeby stawiła się we wrocławskim szpitalu wojskowym. Załatwił jej tam badania. Badali ją cały dzień, jakby w kosmos miała polecieć. Ale dostała zgodę na kategorię A! Lekcji jazdy na motocyklu nie brała, bo już na pierwszej instruktor stwierdził, że to on mógłby się od niej uczyć, i kazał iść na egzamin. Zdała najlepiej ze wszystkich. A kilkanaście miesięcy później zajęła III miejsce w Pucharze Hondy CBR 125 na torze w Poznaniu. Jechała wtedy na torze pierwszy raz w życiu i stało się jasne, że właśnie do tego jest stworzona.
Szósty zmysł do motocykli
Jeździ po swojemu, inaczej niż wszyscy. Ostrzej niż kobiety, precyzyjniej, bardziej intuicyjnie niż mężczyźni. – Widać od razu, że to ona jedzie. Tworzy całość z motocyklem. Przez to, że nie słyszy, inaczej czuje maszynę – tłumaczy Magda Stankiewicz, przyjaciółka Moniki, też motocyklistka. To, że Katanka ma jakiś szósty zmysł do motocykli, widać też, kiedy testuje maszynę. Jest w tym tak dobra, że gdzie się nie pojawi, ktoś prosi, żeby przejechała się na jego sprzęcie i sprawdziła, co jest nie tak.
– Mechanik z POLand POSITION, zespołu Adama Badziaka, w którym się ścigała, mówił mi: „Pani Aniu, jak ona mnie czasem denerwuje, zrobię jej ten motocykl, poświęcam się, żeby było super, a Monika przejedzie 10 metrów, wraca i pokazuje, że coś jest źle. Ja się wtedy złoszczę i sprawdzam, sprawdzam. I okazuje się, że ona ma rację! To dla mnie fenomen, jak ona mogła to wyczuć!”. Ma też lepszą od słyszących orientację przestrzenną i fascynującą pamięć do map. Przed pierwszym wyścigiem na torze w Misano przez awarię motocykla nie miała czasu na trening. Więc usiadła nad mapą toru i jechała na sucho, zmieniając biegi w powietrzu. Na mecie Mistrzostw Europy Kobiet zameldowała się jako czwarta, a rozkochani w sportach motorowych Włosi oszaleli na jej punkcie. Mimo że od zeszłego roku nie startuje już w barwach włoskiego Rayo Racing Team, nadal zapraszają Monikę na motocyklowe imprezy i szkolenia.
Raz włoski mechanik przyszedł i powiedział do mnie po polsku: „Dziękuję pani za Monikę. Ona jest zajebista. Przepraszam, tyle umiem” – wspomina Anna Jaworska.
Monika łamie stereotypy nie tylko na torze. To, że nie słyszy, nie przeszkadza jej być gadułą. Zaraża energią, a chęcią kontaktu przełamuje barierę między słyszącymi a słuchu pozbawionymi.
– Zawsze jest tak samo, najpierw spięcie i „chodź, Magda, przetłumacz, co ona mówi”, a po pół, najdalej godzinie już wszyscy ją rozumieją. A wtedy ona nie pozwala nikomu dojść do słowa! – mówi Magda Stankiewicz, wspominając wspólny wyjazd na zlot na Węgrzech.
Monika nie znosi określenia „głuchoniema” i zakazuje używać go w wywiadach. – Przecież ja mówię! – denerwuje się. A kiedy jest wkurzona, mówi najwyraźniej, wtedy pięknie wybrzmiewa jej francuskie „r”. Słowa rozmówcy odczytuje z ruchu warg, a jeśli ktoś nie rozumie jej odpowiedzi, wspomaga się pisaniem. Nie miga, choć zna podstawy języka głuchoniemych. Ale nigdy nie chciała go używać. – Niesłyszący mieli do Moniki bardzo duże zastrzeżenia, uważali, że skoro nie chce używać migowego, to się od nich odcina i ich nie akceptuje – dodaje kolejna przyjaciółka Katanki Monika Pierzchała. – A według mnie ona, wchodząc w migowy, zamknęłaby się na słyszących. A tak może kontaktować się z każdym. Innego zdania są lekarze, na przykład prof. Jadwiga Cieszyńska z Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Według jej wypowiedzi [„Polityka” nr 8/2006] Monika jest „zawieszona” między światami słyszących i głuchych i nie potrafi porozumieć się ani z jednymi, ani z drugimi. I może dlatego zajęła się sportami
ekstremalnymi. – Jaka zawieszona?! – złości się Monika. – Mam przyjaciół niesłyszących i słyszących, dogaduję ze wszystkimi. Wśród znajomych i na zlotach motocyklowych jestem taką maskotką, wszyscy chcą ze mną pogadać, zrobić zdjęcie. I nie uciekam w motocykle, po prostu je kocham. To całe moje życie. To fakt. Nawet jej pies nazywa się Imola, a koty taty ochrzciła Misano i Monza – to nazwy włoskich torów.
Ma oddaną grupę przyjaciół i fanów (jej profil na Facebooku śledzi pięć tysięcy osób), którzy tworzą filmiki na jej urodziny i nawet z Węgier przyjeżdżają na krakowską premierę dokumentu „Katanka”. Przez kilka lat prowadziła motocyklową szkołę jazdy (doszkalał się u niej m.in. Rafał Sonik), która czeka na nowe miejsce, tymczasem Monika organizuje wyjazdy szkoleniowe na tor w Radomiu. Bierze udział w akcjach charytatywnych, m.in. w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy i Motomikołajach, odwiedza przedszkola, ostatnio była na spotkaniu w swojej podstawówce dla dzieci niesłyszących. Jest administratorką forum dla motocyklistek, które założyła dziewięć lat temu. I jeszcze się nie zdarzyło, żeby nie zatrzymała się na widok innego kierowcy w potrzebie. – Monika jak widzi na poboczu samochód czy motocykl, musi stanąć. Ostatnio przy polonezie, którego naprawiał starszy pan, a obok stały dwie panie. Okazało się, że wracali z grzybów. Monika odwiozła obie pod dom do Krakowa – mama Moniki jest
przyzwyczajona do takich sytuacji. – Organizuje też zbiórki dla schronisk i zbiera z drogi wszystkie bezpańskie psy, husky Imolę znalazła w lesie. Do mnie się kiedyś nie odzywała dwa dni, bo byłam strasznie zmęczona i nie zgodziłam się zatrzymać przy psie, który według Moniki potrzebował pomocy...
Mama głównym sponsorem
Największym problemem Katanki jest brak sponsora na starty. Paradoksalnie gdyby urodziła się we Włoszech, dzięki swojej ułomności miałaby o wiele większe szanse rozwoju niż słyszące, równie uzdolnione motocyklistki. A ona przecież nigdy tak naprawdę nie trenowała, do wszystkiego doszła sama, co mogłaby osiągnąć pod okiem profesjonalistów? Dotąd jej głównym sponsorem była prowadząca aptekę mama, wykładała co roku tysiące złotych na sprzęt, wpisowe na wyścigi i przejazdy do Włoch. W tym roku wsparcie pasji Moniki okazało się zbyt trudne dla domowego budżetu, więc nie wyjechała na tor. Co będzie za rok? Nie wie. Jeśli nie będzie się ścigać, pewnie więcej czasu poświęci na szkolenie innych. I jazdę dla przyjemności. Prywatnie dosiada motocykla Panigale 1299, pieszczotliwie zwanego „czerwonym potworem”. Ale po ulicach jeździ wyjątkowo bezpiecznie. Gdy jadą grupą, zawsze prowadzi, bo z jej wyostrzonym postrzeganiem jako pierwsza zauważa niebezpieczeństwo.
– Uratowała mi życie. Skręcałyśmy w lewo i jechał na nas samochód, dobre 100 na godzinę. Monika w ułamku sekundy skręciła i położyła motocykl, raniąc sobie nogę. Wszyscy oniemieli, bo byli pewni, że zginiemy obie, a już na pewno ja, siedząca z tyłu. Nikt inny nie zdążyłby zrobić takiego manewru – mówi Monika Pierzchała. – Szaleć można na torze, w mieście trzeba uważać. Mandaty dostaję tylko za jazdę samochodem, na motocyklu złapali mnie raz, zapłaciłam 500 zł za przekroczenie prędkości – dodaje Katanka. – Często wychodzę pojeździć, jak mam jakiś problem albo chcę coś przemyśleć. Najfajniejsze w motocyklu są widoki, szybkość i zakręty.
– I wolność, zawsze mówiłaś, że wolność – dodaje Pierzchała. – Jaka wolność, jak mama zaraz pisze „Za ile wrócisz?” – śmieje się Monika. Opiekuńczość Anny Jaworskiej jest legendarna wśród motocyklowej ferajny, otaczającej Katankę. Mama bardzo mocno przeżywa każdy wyjazd córki, pisze, dzwoni, dopytuje. Ale sama kibicuje tylko, oglądając relacje w internecie.
– Tata Moniki raz był na wyścigu we Włoszech, zadzwonił do pani Ani i powiedział: „Nie chciałabyś nigdy tego oglądać”. Kiedyś Monia startowała rano w Wielkanoc i jej kuzyn zerkał ukradkiem na transmisję w telefonie w kościele. Gdy zobaczył, że Monika ma wypadek, upuścił telefon, żeby tylko patrząca mu przez ramię jej mama tego nie zobaczyła. Pasja Moniki bardzo dużo kosztuje jej mamę. Nie tylko pieniędzy. Monika mieszka z mamą i pracuje jako asystentka w jej aptece. – Jesteśmy bardzo związane, jeśli córka jest szczęśliwa, to i ja mam dobry humor, jak ona gaśnie, łapię doła. A tym, co ją najbardziej uszczęśliwia, są motocykle, jak więc mogłabym jej w tym nie wspierać? – wzrusza ramionami Anna Jaworska.
Ostatni wybór Moniki był dla jej mamy chyba najcięższy do zaakceptowania. Na co dzień jej córka używa aparatu słuchowego. Podczas kręcenia „Katanki” reżyserka Maja Turek zapytała, czy Monika nie chciałaby poddać się badaniom w Światowym Centrum Słuchu w Kajetanach. Lekarze orzekli, że mogą wszczepić do jej czaszki implant ślimakowy, który przywróciłby słuch. W finale filmu Monika, wychodząc na tor, mówi do mamy, że nie chce być emerytką z implantem. – Gdyby się zgodziła, nie mogłaby dłużej jeździć motocyklem – tłumaczy Monika Pierzchała. – Bo wtedy każdy wypadek, każde uderzenie kaskiem o asfalt oznaczałoby, że implant może się rozpaść w głowie Moniki i spowodować jej śmierć. „Katanka” czyta słowa z ust przyjaciółki i potakuje głową.
– To moja świadoma decyzja. Wolę jeździć niż słyszeć.
Monika Jaworska urodziła się i mieszka w Krakowie. Na swoich pierwszych wyścigach motocyklowych w 2004 roku zdobyła III miejsce w Pucharze Hondy CBR 125. Dziś na koncie ma m.in. tytuły Wicemistrzyni Włoch Kobiet Superstock 600 (2009), Wicemistrzyni Europy Kobiet (2009), Wicemistrzyni Włoch Kobiet Trofeo Femminile (2011) i Mistrzyni Włoch Trofeo Femminile Stock 600 (2011). Zdobyła także złoto podczas Mistrzostw Polski Honda.
Materiał pochodzi z kwietniowego numeru miesięcznika „Zwierciadło”. Autorem tekstu jest Agata Brandt.
Polecamy w numerze
Temat miesiąca: Jak dobrze zakończyć związek
Spotkania: Grażyna Błęcka-Kolska, mama Zuzi – dwa lata po tragicznym wypadku – o stawianiu małych kroków i pielęgnowaniu pamięci o córce
Akcja Niezła Sztuka!: Bezpłatne wejściówki do muzeów i galerii w całej Polsce (9-10 kwietnia)