Nauczyciele dorabiają w wakacje. Dla wielu to czas, aby reperować budżet, a nie odpoczywać
Wanda zbiera owoce na polach w rodzinnej miejscowości. Ramię w ramię z niektórymi uczniami i ich rodzicami. Joanna przez dwanaście godzin dziennie sprzedaje bilety wstępu na miejską plażę, z kolei Anna wynajmuje kajaki.
23.07.2020 16:08
Wakacje to niewątpliwie okres, którego wyczekują zarówno uczniowie, jak i nauczyciele. Młodzież cieszy się, bo może odpocząć od nauki, a nauczyciele w końcu mają czas, aby… dorobić do wypłaty.
Pani z okienka
Joanna Karwowska z Bydgoszczy jest nauczycielką języka polskiego już od 29 lat. Mimo długiego stażu pracy kobieta od sześciu lat spędza wakacje w okienku biletowym przy miejskiej plaży. – Dostaję umowę zlecenie na dwa miesiące i dzięki temu mogę podreperować swój budżet – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Bydgoszczanka przyznaje, że praca nie należy do najwdzięczniejszych. – Pracuję co drugi dzień, od godziny 8 do 20. Jestem blisko plaży, ale słońca czy wody nie widzę, więc nie mogę korzystać z uroków lata. Ponadto trafiają się bardzo roszczeniowi klienci, którzy mają do mnie pretensje o ceny biletów czy o to, że pobieramy opłaty pomimo brzydkiej pogody – dodaje.
Na plażę przychodzą również uczniowie Joanny, ale to w żaden sposób nie krępuje nauczycielki. – Ja jestem kobieta pracująca i żadnej pracy się nie boję – mówi z uśmiechem. – Chociaż to nie zmienia faktu, że po tych dwóch miesiącach jestem wyczerpana i cieszę się, że to już koniec – dodaje.
Główną motywacją Joanny jest chęć zarobku, dlatego zaciska zęby. – Jestem samotną matką i muszę sobie jakoś radzić. Nauka w szkole to moja pasja i gdybym miała jeszcze raz wybrać kierunek studiów, to podjęłabym dokładnie taką samą decyzję. Nie da się jednak ukryć, że z pasji człowiek nie wyżyje, dlatego latem zarabiam na węgiel – tłumaczy.
Zobacz także
Borówkobranie
Wanda ze Skierniewic również łata budżet w wakacje. Kobieta zgodziła się porozmawiać ze mną chwilę po tym, jak zeszła z pola. 57-latka na co dzień jest nauczycielką w jednej z pobliskich wiejskich szkół. Mieszkańcy bardzo dobrze ją znają, bo pracuje tam od 33 lat. – Uczę już drugie pokolenie – przyznaje z nieskrywaną radością. – Ta praca jest moją pasją i czasem żartuję, że jestem nauczycielem od urodzenia, bo przyszłam na świat 14 października – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
57-latka dorabia przy zbiorach borówek. Co drugi dzień, po 8-9 godzin. – Robię tak już od kilku sezonów, bo zaczynam się obawiać, gdy myślę o swojej przyszłości. Nie mogę powiedzieć, że brakuje mi do pierwszego, ale kokosów z pracy nauczyciela nie ma – zaznacza. – Właśnie sprawdziłam informację z ZUS o mojej emeryturze z zeszłego roku, z sierpnia. Gdy przejdę w wieku 60 lat, to mam prognozowaną 2330 zł brutto, czyli niecałe dwa tysiące na rękę. To nie jest dużo, bo przecież zdrowia mi nie przybywa – zauważa.
Dzięki dorywczej pracy do budżetu Wandy wpada latem tysiąc złotych. – I to już jest coś w moim budżecie! – podkreśla. Zresztą robię dokładnie to, co doradził nam pan minister – śmieje się.
Wanda ma na myśli słynną już wypowiedź Krzysztofa Ardanowskiego, ministra rolnictwa, który dwa miesiące temu stwierdził, że nauczyciele powinni latem zatrudnić się przy zbiorach truskawek, jeśli obawiają się o swoje finanse.
Joanna Karwowska również pamięta słowa ministra. – W sumie to zasugerował coś, co część nauczycieli robi już od dawna. Jedni zbierają owoce, inni wyjeżdżają za granicę, czy tak jak ja szukają dorywczej pracy w swoim mieście – wylicza. – W ubiegłym roku szczególnie mi na niej zależało, bo straciłam całą pensję przez udział w strajkach nauczycieli – dodaje.
Wanda również odczuwa niesprawiedliwe traktowanie. – Niskie zarobki w szkołach to jedno, a drugie to podejście rządzących do nas. Tutaj nie ma szacunku. Patrzą na nas przez pryzmat 18-godzinnego tygodnia pracy, wolnych ferii i wakacji. Nieustannie dokładają nam papierkowej roboty i przeprowadzają niepotrzebne kontrole. To nie buduje dobrej atmosfery w szkole – dodaje.
57-latka nie wstydzi się, że pomimo wyższego wykształcenia zbiera owoce. I to ramię w ramię z niektórymi uczniami czy ich rodzicami. – Nikt nie docina mi z tego powodu, bo ludzie wiedzą, że ja jestem normalna i pracowita. Nie narzekam, że jestem zmęczona po całym dniu. Jednak teraz muszę już kończyć i kłaść się spać, bo od 8 rano czeka na mnie borówka – podkreśla przed godziną 21, jednocześnie prosząc, aby nie wyjawiać jej nazwiska. – Nie chcę narobić sobie ani mojemu pracodawcy problemów. Nie wiem do końca, jak on ma uregulowane kwestie prawne, a mnie zależy tylko na tym, aby móc sobie dorobić – dodaje.
Kajakowy interes
Anna z województwa pomorskiego, podobnie jak Joanna i Wanda, latem również nie odpoczywa. Nauczycielka mieszka w miejscowości, w której są idealne warunki do organizacji spływów, dlatego postanowiła, że będzie prowadzić wypożyczalnię kajaków. Robi to już od 16 lat. – Nie jest lekko, bo w weekendy pracuję bez chwili wytchnienia nawet przez 12 godzin dziennie. Na szczęście to zajęcie od maja do września, więc w czasie, gdy nie muszę być w szkole – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Nauczycielka z 27-letnim stażem lubi swoją pracę w szkole i spełnia się, przekazując wiedzę dzieciom, lecz wie, że z nauczycielskiej pensji nie byłaby w stanie niczego się dorobić. – Z nami nauczycielami to jest tak, że z jednej strony jesteśmy w stanie wyżyć, więc nie powinniśmy narzekać, ale z drugiej te wypłaty są zbyt niskie, żeby móc np. zadbać o dom czy pomóc dorastającym dzieciom. Ja nie dostaję żadnych "plusów" od rządu, a mam córki, które studiują. Bez mojej dodatkowej pracy nie miałabym za co wynająć im pokoi, czy zrobić choćby najmniejszego remontu u siebie – podkreśla.
– Mówienie, że my wszyscy odpoczywamy latem, to kompletna bzdura. Jeśli chce się być nauczycielem i jednocześnie nie oglądać każdej złotówki dwa razy, to trzeba się poświęcić i jakoś sobie dorabiać – dodaje Anna i pokazuje zdjęcie swoich kajaków.