Blisko ludziNie każdy kto ma struny głosowe, musi zostać piosenkarzem. Podobnie jest z macierzyństwem – macica to nie zobowiązanie

Nie każdy kto ma struny głosowe, musi zostać piosenkarzem. Podobnie jest z macierzyństwem – macica to nie zobowiązanie

Nie każdy kto ma struny głosowe, musi zostać piosenkarzem. Podobnie jest z macierzyństwem – macica to nie zobowiązanie
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Helena Łygas
06.09.2018 20:25, aktualizacja: 06.09.2018 22:06

"Nie mam dzieci. Nie mam też pantery śnieżnej, choć niewątpliwie wyglądałabym z nią ekscentrycznie. Na szczęście status osoby bezdzietnej z wyboru jest na tyle ekstrawagancki, że już nie muszę się wygłupiać. I tak pół życia robię za cudaka" – mówi Edyta, autorka pierwszego w Polsce bloga o życiu bez dzieci.

Są nazywani egoistami, pasożytami społecznymi, przypisuje się im zaburzenia psychiczne, niedojrzałość, oziębłość, a wreszcie ubezwłasnowolnia tekstami z rodzaju: "nie wiesz, co mówisz", "jak urodzisz, to zrozumiesz".

Edyta te krzywdzące oceny słyszy od ponad 20 lat. Bywało, że ją raniły, bywało, że drażniły. Łączyło je jedno – przeważnie były wygłaszane przez osoby, które dzieci mają lub planują je mieć. Bezdzietni, z wyboru czy nie, są przyzwyczajeni do milczenia. W myśl zasady od lat pozwalającej zejść dulszczyźnie z oczu: "A dajcie mi wszyscy święty spokój". Tyle że to wszystko nie do końca da się tak sprawnie zamieść pod dywan. I stąd blog Edyty – Bezdzietnik.

Pewnie słyszałaś to pytanie już setki, jeśli nie tysiące razy, ale – dlaczego nie masz dzieci?

Nie chcę i nigdy nie chciałam zostać matką. Podobnie mój mąż, z którym w tym roku obchodziliśmy 21 rocznicę ślubu – też nie czuje potrzeby posiadania dziecka.

Po co w ogóle opowiadać o tym, że jest się bezdzietną z wyboru?

Bo mało kto to robi. Bezdzietni są chyba ostatnią grupą, która nie zrobiła jeszcze zbiorowego coming-outu. Tymczasem bezdzietność na różnych etapach życia dotyczy większości z nas. Nie tylko osób, które świadomie z rodzicielstwa zrezygnowały i tych, które o nim marzą, ale z różnych przyczyn nie mogą mieć dzieci.

Proszę sobie wyobrazić kobietę na emeryturze, która odnalazła się w macierzyństwie, za to jej córka dzieci nie ma i mieć ich nie zamierza.

Fajnie, gdyby ta kobieta, która czuje się zmuszona do tłumaczenia się z decyzji córki przed koleżankami i sąsiadkami, miała miejsce w sieci, gdzie o bezdzietności można otwarcie pogadać, nie narażając się na krytyczne uwagi. Gdzie może powiedzieć o tym, że szanuje decyzje córki i jest szczęśliwa bez wnuków. Fakt, że bezdzietność jest kwestią, która dotyczy również starszego pokolenia, był dla mnie odkryciem.

Jak to jest być bezdzietną w polskim społeczeństwie świetnie wiedzą też kobiety, które odsuwają ten moment w czasie i czują się z tego powodu oceniane. Problem piętnowania bezdzietności rozumieją również dziewczyny, które mają "tylko" jedno dziecko i muszą wysłuchiwać komentarzy na ten temat czy pytań "a kiedy braciszek?".

Jeśli cały czas słyszysz i czytasz o tym, jakie to twoje życie bez dziecka jest puste, jałowe i w ogóle bezsensowne, to masz tego serdecznie dość.

Osoby, które świadomie podjęły tę decyzję, trochę się poirytują, ale koniec końców machną ręką. Tyle że w przygniatającej większości przypadków nie mamy pojęcia, dlaczego dana osoba nie ma dzieci. Negatywne sądy ranią osoby, dla których bezdzietność to konieczność, a nie wybór.

Przeczytaj także:

Mam wrażenie, że ludzie decydują się czasem na dzieci, bo "wszyscy je mają i sobie chwalą, więc może i nam się spodoba". Mówiąc o bezdzietności, mówimy tak naprawdę również o powodach powoływania dzieci na świat.

Oczywiście. Z partnerem można się rozstać, pracę można zmienić, a decyzja o dziecku to decyzja od której nie ma odwrotu. Matką czy ojcem zostaje się na całe życie. Dlaczego nie możemy spokojnie i otwarcie rozmawiać o tej ważnej, jeżeli nie najważniejszej, decyzji w życiu? Dlaczego ludzie od razu muszą wkurzać się i dzielić na dwa obozy, w zależności od tego, jakie decyzje sami podjęli?

Zdarzyło się, żeby ktoś napisał na blogu, że żałuje decyzji o posiadaniu dzieci?

Nie raz i nie dwa. Dobrze byłoby, gdyby dzieci rodziły się z "dobrych powodów". Nie po to, żeby spełnić czyjeś oczekiwania, ratować kończący się związek, czy podać tę nieszczęsną "szklankę wody na starość". Myślę, że bylibyśmy szczęśliwszym społeczeństwem, gdyby dzieci były po prostu chciane i kochane, a nie służyły "do czegoś". Odrobina refleksji na temat powodów posiadania potomstwa przyda się wszystkim.

Kobieta bezdzietna to stereotypowo kobieta "nieprawdziwa", w końcu nie wykonała zadania do którego "została stworzona". A kim jest dla społeczeństwa mężczyzna nieposiadający dzieci?

Parafrazując Glorię Steinem – to że posiadamy struny głosowe, nie oznacza, że musimy być śpiewakami operowymi; to, że kobiety mają macice, nie oznacza, że muszą mieć dzieci.

Co do mężczyzn, myślę, że społeczeństwo tych bezdzietnych traktuje jako mniej dojrzałych i stabilnych. Wymagając od nich posiadania dzieci, wymaga, by się ustatkowali i „dorośli”. Ale oczywiście nie ma co porównywać – nacisk na mężczyzn jest w tej kwestii dużo słabszy niż ten wywierany na kobiety.

Przeczytaj także:

Dlaczego wszyscy tak ochoczo wojujemy o to, jak "powinna wyglądać" rodzina? To zjawisko jest widoczne przecież nie tylko w przypadku decyzji o posiadaniu dzieci, ale też w kwestiach wychowawczych, a nawet w kuriozalnych dyskusjach o tym, czy kobiety, które rodziły naturalnie, są lepszymi matkami.

Szczerze powiedziawszy sama często się nad tym zastanawiam i nie mam jeszcze dobrej odpowiedzi. Wydaje mi się, że to temat, który dotyczy nas wszystkich, niezależnie od tego czy wybieramy macierzyństwo lub ojcostwo, czy bezdzietność. Polityką można się nie interesować, ale jeżeli chodzi o sprawy rodzinne, wszyscy jesteśmy ekspertami.

Do tego my, kobiety – bo te wojny toczą się jednak głównie między kobietami – jesteśmy uwikłane w wiele ról i czasami te role wchodzą ze sobą w konflikt. Pracownica nie będzie solidarna z matką, bo może sądzić, że to nie leży w jej interesie. I odwrotnie. A przy tym oczekiwania wobec kobiet są tak absurdalnie wielkie, że łatwo o gwałtowne emocje.

Byłoby nam wszystkim łatwiej, gdybyśmy umiały o tych wymaganiach i modelach życia tak zwyczajnie pogadać, bez strachu, zahamowań i kompleksów. Wówczas kobiety, które stoją przed wyborem: mieć albo nie mieć dzieci, byłyby może mniej zdezorientowane i śmielej wchodziłyby do tych ciemnych pokoi: rodzicielstwa lub bezdzietności.

Rozumiem oczywiście, że opowieść o życiu bez dzieci w niczym nie ustępuje opowieści o życiu z dziećmi, jest po prostu inna. Mam jednak wrażenie, że jeśli ktoś już wychodzi przed szereg i zaczyna opowiadać o powodach swojej bezdzietności, słyszy przeważnie, że "to jego sprawa i nie wiadomo, po co o tym mówi", albo że "dorabia ideologię do swojego egoizmu".

Czytałam nie raz i nie dwa komentarze mówiące o bezdzietności jak o zaraźliwej chorobie albo problemie psychicznym. Na litość Boską! Przecież bezdzietność to nie jest żółtaczka ani choroba psychiczna, tylko ważna życiowa decyzja. Osoba, która ją podejmuje, może mieć potrzebę mówienia o niej tak samo jak ktoś, kto właśnie zdecydował się powiększyć rodzinę.

Często słyszę, że nikt nie zabrania mi nie mieć dzieci. Owszem. Ale zabrania mi się o tym mówić. Mam udawać, że moja bezdzietność nie istnieje. A przecież prawdziwa tolerancja nie polega na udawaniu, że tego, czego nie akceptujemy, nie ma.

Przyszli i obecni rodzice o swoich decyzjach mogą swobodnie dyskutować, między sobą, ale również na blogach, w prasie czy w telewizji. Osoby bezdzietne też mają prawo do wolności wypowiedzi, jednak przez część społeczeństwa jest to źle przyjmowane, dlatego na ogół się autocenzurują. A przecież nie robią nic złego. Nie wyrządzają nikomu krzywdy.

Z tym „nierobieniem niczego złego" pewnie wiele osób by dyskutowało. Kiedyś model małżeństwa bezdzietnego był zjawiskiem marginalnym, dziś już niekoniecznie. Nie było niżu demograficznego.

Oczywiście, w interesie społeczeństwa czy narodu jest, żeby rodziło się jak najwięcej dzieci. Ale czy mamy prawo żądać od kogoś, kto nie chce mieć dzieci, żeby naginał swoje pragnienia do cudzych koncepcji? Czy naprawdę marzy nam się społeczeństwo, które uzależnia wartość człowieka od tego, ile ma dzieci?

Każdy z nas, i rodzic, i bezdzietny, wkłada bardzo wiele do tej społecznej puli – pracujemy, płacimy podatki, jesteśmy aktywistami, wolontariuszami, konsumentami, opiekunami, wreszcie przyjaciółmi i znajomymi. Ludzie bezdzietni też są społeczeństwu potrzebni, chociaż wciąż trudno nam to głośno przyznać.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (744)
Zobacz także