Nie ma na co czekać. Pary, które odrzuciły konwenanse i szybko zrobiły duży krok
Przyjęło się, że zaręczyny, ślub i dziecko powinny pojawiać się stopniowo, bez zbędnego pośpiechu. Historie Marzeny i Gabrieli są całkowitym zaprzeczeniem tej teorii i pokazują, że czasem nie warto czekać, gdy czujemy miłość w sercu.
21.12.2021 | aktual.: 05.08.2022 12:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie ma badań, które wskazywałyby idealne momenty na zaręczyny, ślub czy ciążę. To indywidualne kwestie, ale większość osób woli dmuchać na zimne i wnikliwie analizuje każdy plus i minus relacji, zanim odważy się zacieśniać więzi.
Nic dziwnego, statystycznie 70 proc. związków rozpada się w ciągu dwóch lat. Socjolog Michael Rosendeld twierdzi, że w tym czasie pary przechodzą przez trzy znaczące fazy – projekcji, rozczarowania i walki o władzę. Tylko nielicznym udaje się wyjść z nich, trzymając się za ręce.
Są jednak i tacy, którzy słuchają wyłącznie głosu serca i w mgnieniu oka podejmują kluczowe decyzje.
Dobrym przykładem są Aneta i Robert – uczestnicy ostatniej edycji programu "Ślub od pierwszego wejrzenia". Para poznała się wczesną wiosną, a w połowie grudnia kobieta pokazała wyraźnie zaokrąglony brzuszek ciążowy. W sieci momentalnie pojawiły się docinki, że to tzw. wpadka. Dopytywał o to nawet Marcin Prokop podczas wywiadu na żywo. Jednak Aneta i Robert stanowczo zaprzeczyli. "Myślę, że w naszym wieku nie może być mowy o wpadce. Mamy po 30 lat i jesteśmy dojrzałymi ludźmi" – wyjaśnił uczestnik programu, a jego ukochana przytaknęła, dając znać, że była to ich świadoma decyzja o powiększeniu rodziny.
Magiczne święta
Równie spontanicznych par nie brakuje. Marzena i jej partner poznali się przez portal randkowy. Po trzech miesiącach doszło do spotkania, a po dwóch tygodniach on przeprowadził się do domu rodzinnego Marzeny. Mieli wówczas po 22 lata. – Wcześniej non stop rozmawialiśmy przez internet. Z nikim nie dogadywałam się tak dobrze, jak z nim. Nie wystraszył się ani faktu, że mam pięcioletniego syna, ani tego, że dzieli nas 600 kilometrów – wspomina.
Zauroczeni sobą postanowili spotkać się w przerwie świąteczno-sylwestrowej. Chłopak kupił bilety na pociąg i wyczekiwał podróży. Tuż przed Wigilią pokłócił się z rodziną, a Marzena uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli to z nią spędzi święta. – Anulował bilet na wcześniej zaplanowaną podróż, kupił nowy i zapukał do moich drzwi w wigilijny poranek – mówi, jednocześnie dodając, że zdaje sobie sprawę, jak bardzo nieprawdopodobnie brzmi jej historia.
Ojciec Marzeny był zdziwiony niespodziewanym gościem, ale uznał, że skoro chciało mu się przemierzyć kilkaset kilometrów w zimną noc, to rzeczywiście musi mu zależeć. Pozytywnie zareagował również pięciolatek. – Bardzo go polubił, już pierwszego dnia bawili się wspólnie i przytulali – zapewnia.
Na początku stycznia para uznała, że nie ma na co czekać, związek na odległość może się nie udać, dlatego chcą zamieszkać razem. - Wrócił na jeden dzień do rodzinnej wioski, aby zabrać resztę rzeczy i pozałatwiać sprawy urzędowe, a później szybko znalazł nową pracę w moim mieście i zaczęła się proza życia – mówi Marzena, która ani przez moment nie żałowała swojej decyzji i twierdzi, że po prostu trafiła na właściwą osobę. Pokierowała się sercem, a nie tym, "co wypada samotnej dziewczynie z dzieckiem".
Pół roku później nastąpiły oświadczyny. – W tej kwestii też nie miałam wątpliwości, bo czułam pozytywne nastawienie zarówno ze strony moich bliskich, jak i jego rodziny. Gdy minął u nich pierwszy szok, że tak szybko znalazł sobie partnerkę na życie, zaczęli traktować mnie z dużą serdecznością – opowiada.
Po trzech latach życia w Warszawie cała trójka przeniosła się do rodzinnej miejscowości partnera Marzeny i mieszka tam już prawie rok. – Szkoda, że wcześniej nie wpadliśmy na ten pomysł, bo jest mi tu lepiej niż w mieście – twierdzi. Para planuje ślub, ale na razie bez konkretnych ustaleń. – Co chwilę są inne wydatki, ale ten krok jest wyłącznie kwestią czasu – zapewnia z uśmiechem.
Świąteczna rewolucja
Przełomowy czas w życiu Gabrieli również przypadał na okres bożonarodzeniowy. To właśnie wtedy 30-letnia kobieta, zdecydowała, że zostawia męża i chce zamieszkać z innym mężczyzną, dla którego straciła głowę.
- Pracowaliśmy razem od kilku lat, nie zwracając na siebie uwagi, mijając się czasem na korytarzu. W maju 2007 byłam z mężem na Kubie. Taka ostatnia wielka podróż. Mieliśmy się zabrać za robienie dziecka. Miesiąc po powrocie mieliśmy wypadek samochodowy i złamałam kręgosłup. Mogłam być sparaliżowana, miałam operację i prawie pół roku nie było mnie w pracy – opowiada nam Gabriela.
Po powrocie do biura czekało na nią mnóstwo niedokończonych projektów i przy niektórych potrzebowała pomocy informatyka, którym był jej przyszły partner.
- Mariusz przeszedł na to stanowisko niedawno. Żadnych dłuższych rozmów. A w naszej firmie nie ma żadnej stołówki, miejsca socjalnego, nie spotykamy się poza pracą – wyjaśnia, dodając, że akurat przed świętami ktoś zorganizował wspólne wyjście dla pracowników. - Spotkaliśmy się w kilkanaście osób. Przegadałam z nim cały wieczór. Iskrzyło. Później rozmawialiśmy na wówczas popularnym Gadu-Gadu – wspomina.
- 12 grudnia pocałowaliśmy się. Jakby ziemia się zatrzęsła, cały świat przestał istnieć – przyznaje, a wspólny weekend w hotelu sprawił, że już nie miała żadnych wątpliwość, że to miłość.
Gabriela chciała porozmawiać o wszystkim z mężem, pamiętała ich umowę sprzed lat: "Jeśli ktoś zdradzi, to koniec małżeństwa", ale ten dowiedział się wcześniej. Zajrzał do jej skrzynki mailowej i odczytał wiadomość od kochanka żony. Zrobił awanturę, ale w głębi serca liczył, że kobieta dalej z nim będzie.
Jednak ona już nie chciała. Podobnie jak nowy ukochany. - Zadzwoniłam do niego, powiedziałam, że się wydało i zapytałam, co on zamierza zrobić. Stwierdziłam, że nie będę się narzucać. Jeśli uzna, że zostaje z żoną, to niech siedzi cicho, a jak chce być ze mną, to niech powie prawdę od razu – tłumaczy nam. Jeszcze tego samego dnia, w wigilijny poranek, w dwóch domach zapanowała fatalna atmosfera.
Wieczorem Gabriela sama pojechała na kolację wigilijną do rodziny. Mąż zdecydował, że woli spędzić czas nad kieliszkiem wódki. Później, na progu jej rodzinnego domu, stanął Mariusz. Przegadali całą noc. - Rano mąż przyjechał prosić o jeszcze jedną szansę. On wchodził drzwiami, a Mariusz uciekał ogródkiem – przyznaje się.
Gabriela widziała, że mąż chciałby ją odzyskać, ale czuła, że nie ma sensu próbować sklejać czegoś, co i tak od dłuższego czasu rozpadało się. Wybrała Mariusza. Para zamieszkała razem po dwóch tygodniach, a po pół roku Gabriela zaszła w ciążę. Dzisiaj są razem już 14 lat, a ona nadal uważa, że podjęła najlepszą decyzję.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!