Nie miała za co żyć. Rekordowa zbiórka dla pani Pelagii
Pani Pelagia Głogowska ciężko choruje. Przeszła dwa udary, jest po zawale serca, ma tętniaka i miażdżycę tętnic kończyn dolnych. Nie ma pieniędzy na życie, dlatego postanowiła poprosić o pomoc obcych ludzi. Jej decyzja nie wszystkim się spodobała. - Przychodziło mi do głowy nawet samobójstwo. Ludzie mogą tak człowieka zbesztać, znienawidzić - powiedziała w rozmowie z WP Kobieta.
Zbiórka, którą założyła pani Pelagia Głogowska, obiegła ostatnio media społecznościowe. 65-letnia kobieta jest ciężko chora i nie ma za co żyć. Postanowiła poprosić o pomoc obcych ludzi, bo sama nie daje już rady. Nie ma dzieci ani bliskiej rodziny, która w jakikolwiek sposób mogłaby ją wesprzeć.
- Jestem po dwóch udarach mózgu i zawale serca. Mam tętniaka aorty brzusznej i miażdżycę tętnic kończyn dolnych. Grozi mi amputacja lewej nogi. Bardzo się boję, błagam o pomoc. Nadciśnienie tętnicze krwi i lewa nerka są mało sprawne. Mam też bezwładną lewą stronę. Jak zachorowałam, popadłam w długi. Bardzo proszę o wsparcie finansowe i będę bardzo wdzięczna z całego serca – napisała w opisie zbiórki pani Pelagia. Pierwotnym celem było uzbieranie 60 tys. zł. Obecnie udało się zebrać blisko 150 tys. zł.
Zbiórka dla Pelagii Głogowskiej
Zbiórka pani Pelagii Głogowskiej przybrała na sile dwa dni temu. Internauci byli zbulwersowani tym, jakie wiadomości otrzymywała emerytka od ludzi, o czym sama poinformowała za pośrednictwem Facebooka. W jej postach można było przeczytać, że niektórzy nie rozumieją, jak można pomagać osobom starszym.
- Kochani, ja bardzo przepraszam, że kogoś uraziłam, że tak do mnie piszecie. Że stara baba, to do piachu. Ale ta stara baba chce jeszcze żyć i prosi o pomoc, i wsparcie – pisała pani Pelagia.
Dzięki licznym udostępnieniom zbiórki w 48 godzin udało się zebrać kilkadziesiąt tysięcy złotych.
- Udało się zebrać dużo więcej. Jestem bardzo zszokowana, nawet się tego nie spodziewałam. Miałam cel 60 tys. zł, a uzbierało się ponad 140 tys. zł. W ciągu dwóch dni to tak bardzo ruszyło do przodu. Wszystko przeznaczę na leczenie i remont. To jest najważniejsze. Jestem bardzo wdzięczna wszystkim, którzy mi pomogli. To, co zostanie, odłożę sobie na później, żeby już mi nigdy nie zabrakło. Żebym mogła godnie żyć. Teraz udostępniam inne zbiórki, żeby też inni mogli dostać pomoc – mówi w rozmowie z WP Kobieta Pelagia Głogowska.
- Piszą też do mnie ludzie oferujący pomoc. Napisała do mnie pani, która chce mi wysłać paczki żywnościowie, ubrania. Choć ja ubrań tak bardzo nie potrzebuję, bo mało wychodzę – dodaje.
Obraźliwe wiadomości
Pani Pelagia Głogowska nie mogła uwierzyć w niektóre wiadomości od ludzi, w których były wyzwiska i życzenia śmierci. Do głowy przychodziły jej najgorsze myśli.
- Przychodziło mi do głowy nawet samobójstwo. Ludzie mogą tak człowieka zbesztać, znienawidzić. To jest nieprawdopodobne. Gdybym nie potrzebowała pomocy, to bym nie zbierała. Chętnie pomagałabym innym, ale byłam już na skraju i zdecydowałam się założyć zbiórkę. Dużo ludzi mi pisało, że nie powinnam się przejmować i jakoś to wszystko poszło – mówi.
Kiedy pani Pelagia założyła zbiórkę, jej skrzynka w mediach społecznościowych była pełna wiadomości.
- Zaraz je usuwałam, bo jak przeczytałam, to aż człowiekowi się przykro robiło. Nie życzę nikomu, żeby przeszedł takie choroby, żeby coś takiego przeżywać. Nikt nie powinien tego doświadczać, obojętnie czy młody, czy stary. Takich rzeczy się nie robi, ale niektórzy ludzie nie mogą tego zrozumieć.
65-letnia emerytka z Knurowa nie może liczyć na pomoc rodziny, ponieważ jej bliscy nie żyją. Nie ma też dzieci, które zaoferowałyby jej pomoc finansową.
- Zbierałam na leczenie. Chciałam zrobić sobie remont łazienki, bo nie jestem w stanie wejść do wanny. Remont jest potrzebny, żebym mogła się normalnie kąpać. Zdarza się, że dwa tygodnie nie wchodzę do wanny, bo nie mogę. Mam bezwładną lewą stronę i nie daję rady. Bywało, że musiałam się myć w misce.
Poza tym pani Pelagia chciała spłacić zadłużenie u komornika, które pojawiło się, kiedy zaczęła ciężko chorować. Kobieta otrzymuje blisko 2 tys. zł emerytury, dlatego nie może liczyć na pomoc od gminy. Według norm przekracza próg finansowy, który nie kwalifikuje się do tego, aby otrzymać pomoc socjalną.
- Kiedy się rozchorowałam, wszystko się posypało. Zadłużyłam się, żeby jakoś przeżyć. Jestem na emeryturze i dostaję 1900 zł. To wystarcza na rachunki i leki. Chodziłam też na rehabilitację. Teraz próbuję ćwiczyć sama w domu. Przychodzi do mnie znajoma, która mi pomaga.
Obecna sytuacja w kraju i na świecie też nie jest najłatwiejsza dla pani Pelagii Głogowskiej. W związku z pandemią koronawirusa coraz mniej wychodzi z domu.
- Nie wychodzę teraz z domu, bo się boję. Wychodzę czasem na balkon, mam kotka, do niego się czasem odzywam, oglądam telewizję. Pomalutku jakoś idzie. Przyzwyczaiłam się do braku towarzystwa, bo dość długo żyję samotnie - kończy.