Nie pajacuj, tylko żyj jak większość
Dyskusja na temat związków partnerskich w Polsce nieco ucichła, największa fala komentarzy i głosów oburzenia już się przelała. Jednak cała ta afera z „nietrwałymi, jałowymi związkami”, „absurdalną fanaberią” ich rejestrowania i z modą na homoseksualizm przesłania trochę inny problem.
26.02.2013 13:10
Dyskusja na temat związków partnerskich w Polsce nieco ucichła, największa fala komentarzy i głosów oburzenia już się przelała. Jednak cała ta afera z „nietrwałymi, jałowymi związkami”, „absurdalną fanaberią” ich rejestrowania i z modą na homoseksualizm przesłania trochę inny problem.
Chodzi o to, że zawsze wszyscy wiedzą lepiej, jak powinieneś żyć. Ty, ja, oni, wszyscy. Homoseksualiści – samotnie albo na kocią łapę, zdecydowanie bez dzieci. Kobiety – tylko w związku, najlepiej takim „legalnym”, konkordat się kłania, dzieci – absolutny mus. Panowie – podobnie, chociaż potomstwo nie jest od nich aż tak wymagane.
Jeśli te związki się nie udają, to też wiadomo dlaczego. Uświadomiła mi to kiedyś Fundacja Mamy i Taty, która rozkręciła w 2011 roku akcję „Rozwód? Przemyśl to”. Akcji towarzyszą filmiki, których bohaterami są on i ona. Pobrali się, żyli sobie szczęśliwie, ale nie za długo w tym szczęściu wytrwali, bo się znudzili sobą. Troszeczkę. I oczywiście ucierpiało na tym dziecko. W jednym ze spotów mówi ono nawet: „Moi rodzice się rozwiedli. Mamo, tato, co zrobiłam źle?”.
Rozwód, nawet kulturalny, to nigdy nie jest dobre rozwiązanie – przekonują autorzy akcji. Właściwie nie wiem, o co im dokładnie chodzi. Nigdy się nie rozstawać, żeby się waliło i paliło? Niezależnie od tego, co się w związku dzieje? Bo zazwyczaj rozwodzimy się z nudów? Wiem, że akcja wynika z dobrych chęci, ale wyszła okropna manipulacja, szkaradny twór z aroganckim przesłaniem – podejmujesz tak ważną decyzję bezmyślnie, nie patrząc na konsekwencje. I własnemu dziecku robisz taką straszną krzywdę. To znaczy, że wytrwanie w tym wypalonym, pełnym gryzącego dymu tworze zwanym nieszczęśliwym małżeństwem jest dobre? Szczególnie dla dziecka? Śmiem wątpić. Kolejnym hasłem towarzyszącym akcji było „Dotrzymaj słowa”. Chodzi pewnie o to, że już zawsze, aż do śmierci razem, na dobre i na złe. A co jeśli złe przeważa? Myślę, że znalazłoby się trochę dzieci, które barwnie by o tym opowiedziały...
Przeciwnicy ustaw regulujących życie w związku partnerskim też wiedzą lepiej. Że takie życie – to nie życie, tylko jakieś nie-wiadomo-co, fanaberia właśnie, bo normalni ludzie to biorą ślub i mają dzieci i w ogóle nie protestują przeciwko czemukolwiek ani nie domagają się czegokolwiek. Taki normalny, niejałowy człowiek, to bierze ślub, uruchamia produkcję i potem zasuwa na utrzymanie rodziny. I tyle. O tych teoriach spiskowych dotyczących wprowadzenia „tylnymi drzwiami” małżeństw homoseksualnych celowo nie piszę, bo po pierwsze – to nie rubryka science fiction, a po drugie – nie rozumiem, czemu tak ważna sprawa miałaby być wprowadzana tylnymi drzwiami? Oczekuję kiedyś ustawy regulującej otwarcie tę ważną dla wielu osób kwestię.
Skoro już jesteśmy przy związkach partnerskich, to wspomniana przeze mnie wcześniej fundacja gorąco kibicowała wszystkim posłom, którzy głosowali za odrzuceniem projektu ustawy o umowie związku partnerskiego. Ich zdaniem zwolennicy proponowanych rozwiązań to mniejszość, która po prostu lepiej przebija się w mediach i miesza ludziom w głowach, prowadząc „bezpardonową walkę”. I przez to osoby, które nie mają wyrobionego zdania, mogą – o zgrozo! – wyrobić sobie jakieś takie niewłaściwe. Sprzyjające tej „mniejszości”. Proszę, w tym temacie też lepiej się orientują.
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego zdanie mniejszości jest tylko fanaberią, kaprysem i chwilową modą. I kto tę mniejszość oblicza? Do ilu tysięcy, milionów osób jest mniejszość? I jeśli 500 tysięcy osób wysyła maile z protestami do posłów, którzy głosowali przeciwko ustawie, to czy to mało, czy dużo? Dla mnie pół miliona to mnóstwo ludu, z których opinią warto się liczyć. Chociaż pewnie łatwiej jest uznać, że po prostu nie mają oni pojęcia, co jest właściwe.