Nie pójdą do urn. Trend niepokoi ekspertów
"Nie wierzę w uczciwość systemu i wyjeżdżam z Polski. Ale inne zachęcam do głosowania", "Szczerze uważam, że nasze głosy są nic niewarte i nikt nie bierze ich pod uwagę. Naszego – kobiecego – zdania też", "Wszyscy są tacy sami" - piszą internautki. Mówią, dlaczego nie idą na wybory.
22.09.2023 | aktual.: 06.10.2023 13:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W marcu IPSOS na zlecenie OKO.press i TOK FM przeprowadził badanie, w którym spytał respondentów, czy mają stuprocentową pewność udziału w wyborach parlamentarnych. Jeśli chodzi o kobiety w wieku 18-39 lat, zadeklarowało to 55 proc. ankietowanych. W przedziale 46-59 lat – 56 proc.
Z kolei badanie Fundacji SPS przeprowadzone w ramach akcji Wspieram Sukces Kobiet ujawniło powody. Kobietom nie odpowiada program żadnej partii (29 proc.), deklarują brak czasu, możliwości dojazdu etc. (23 proc.), brak zainteresowania polityką (14 proc.), rozczarowanie politykami (11 proc.), poczucie, że głos nie ma znaczenia (5 proc.) oraz inne kwestie (18 proc.).
"Każdy obiecuje gruszki na wierzbie"
- Po prostu nie ma na kogo. Ludzie mówią, że lepiej wybrać mniejsze zło. Ale czy mam wybierać byle kogo, żeby tylko oddać głos? To bez sensu - uważa Agnieszka, 40-letnia mieszkanka województwa wielkopolskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednoznacznie krytykuje to, co dzieje się w państwie obecnie. Ale czy któraś z partii opozycyjnych ma na to remedium? Jej zdaniem, nie. PO nazywa "partią tylko dla bogaczy", a Trzeciej Drodze zarzuca wymyślanie absurdów. - Każdy obiecuje gruszki na wierzbie przed wyborami. A co potem? - pyta.
"Nie widzę opcji dla osób pomiędzy skrajnościami"
Elżbieta będzie wtedy za granicą. - Zarejestrowałam się, ale naprawdę nie wiem, na kogo mogłabym głosować. Zrobiłam test z ostatniego Latarnika Wyborczego, czekam na tegoroczny, zaczęłam przeglądać kandydatów i żaden mnie nie przekonuje - mówi 38-latka. - Będę zastanawiać się nad tym do ostatniego dnia.
Nie jest za PiS-em, choć kiedyś oddała na nich głos. - Pokazali, że dla władzy zrobią wszystko. Nie mogłabym już na nich głosować. Nie jestem też za PO – może dlatego, że reprezentuję w życiu wartości rodzinne. Konfederacja? Chociaż są mi dość bliscy gospodarczo, to też bardzo patriarchalni, więc i z nimi się nie zgadzam - wymienia. Lewica jest z kolei "za bardzo na lewo" z poglądami dotyczącymi aborcji czy in vitro. Trzecią Drogę odrzuca z automatu.
Elżbieta jest też zmęczona tym, jak wygląda narracja partii. - Mam wrażenie, że na scenie politycznej wchodzi się ze skrajności w skrajność. Fajnie, gdyby była opcja, która chce zebrać osoby centrowe, znajdujące się pomiędzy tym wszystkim. Nie widzę czegoś takiego.
Jest osobą z niepełnosprawnością. "Nie traktują nas poważnie"
Ewa ma 35 lat i cierpi na mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe. Właśnie z powodu niepełnosprawności nie zdecyduje się na głosowanie.
- W Polsce troska o życie istnieje w momencie poczęcia, z chwilą porodu mocno słabnie, a potem jest tylko gorzej - ocenia. - Potrzeby osób z niepełnosprawnościami i ich bliskich były wielokrotnie nagłaśniane. Żadna z partii nie traktuje nas poważnie, uważają nas za zbyt małą społeczność.
Ewa ma świadomość, że udział w wyborach jest ważny. Że to obywatelski obowiązek. Jednocześnie czuje, że z czystym sumieniem nie może oddać głosu na nikogo.
Problemem jest też niedostosowanie lokali. - Brałam udział w pierwszej turze wyborów w 2020 roku. Do głosowania korespondencyjnego nie mam zaufania, chciałam to zrobić tradycyjnie. Musiałam wcześniej iść do urzędu, odsiedzieć w kolejce i pobrać zaświadczenie o możliwości głosowania poza swoim obwodem wyborczym, bo lokal, pod który wtedy podlegałam nie był dostępny dla osób poruszających się na dużym i ciężkim wózku elektrycznym - opisuje.
Oddała głos na Hołownię. Dziś tego nie powtórzy. - Wydawało mi się, że to jedyna rozsądna opcja. Ale Polska2050 bardzo się zmieniła. Doszły do niej osoby z innych partii, pojawił się sojusz z PSL. Znów mam poczucie, że to wszystko było.
"Dominująca narracja wojenna nie trafia do wielu kobiet"
Dlaczego kobiety nie głosują? Zdaniem socjolożki Doroty Peretiatkowicz, prezeski agencji badawczej IRCenter, jednym z powodów jest patriarchalny układ społeczny. - Kobiety zajmują się rzeczami w domu, a mężczyzna reprezentuje go na zewnątrz. Tymczasem rola kobiet poza domem jest niezbędna, żeby społeczeństwo szło w lepszą stronę - tłumaczy.
Powtarzanie, że "nie ma na kogo głosować" może być też przejawem głębszego kryzysu w polityce. - To załamanie poczucia realnego wpływu na to, co się dzieje. Trudno też zrozumieć, o co chodzi w polityce. Na przykład podział na PiS i KO, który dla wielu ludzi, zwłaszcza młodych, nie jest jasny. Bardziej czuje go pokolenie 50+ - wyjaśnia. - Mamy też mało młodych, charyzmatycznych polityków. Główni kandydaci to starsi panowie, którzy nie interesują przeciętnej 30-40-latki. Do tego dominująca narracja wojenna nie trafia do wielu kobiet.
Socjolożka przedstawiła też dane z badań IRCenter. Według nich 81 proc. kobiet ma wrażenie, że politycy przestali działać na rzecz społeczeństwa, 79 proc. jest przerażona informacjami o aferach i złodziejstwie rządzących, a 64 proc. uważa, że rząd zajmuje się głównie rozdawaniem pieniędzy.
- Kobiety martwią problemy, które w ogóle nie są poruszane w kampanii. 86 proc. uważa, że młodzi ludzie coraz częściej są uzależnieni od gier komputerowych, 85 proc. jest przerażonych liczbą samobójstw dzieci i młodzieży, 82 proc. uważa, że coraz więcej ludzi jest krok od depresji – wymienia.
Apeluje do niegłosujących. Zaangażowała ponad 60 organizacji
- Kiedy w marcu bieżącego roku zobaczyłam badanie IPSOS, byłam zaskoczona. Pomyślałam, że spróbuję zrobić cokolwiek, żeby zmienić ten wynik - mówi Katarzyna Rozenfeld, liderka, mentorka i coach z ponad 25-letnią praktyką w biznesie. - Ponieważ sama od ponad dziesięciu lat działam w Stowarzyszeniu LiderShe, postanowiłam zjednoczyć środowiska kobiece wokół podjęcia działań na rzecz podniesienia frekwencji.
Tak powstała inicjatywa Kobiety na Wybory – apolityczna, edukacyjna i profrekwencyjna inicjatywa. Organizatorki informują, gdzie głosować, jak pobrać zaświadczenie do głosowania za granicą czy jak wygląda kalendarium wyborcze. Pod koniec września ruszą z cyklem webinarów "Porozmawiajmy o wyborach", podczas których chcą rozmawiać z nieprzekonanymi. W akcję zaangażowało się dziesiątki gwiazd m.in. Julia Wieniawa, Young Leosia, Agnieszka Woźniak-Starak czy Agata Młynarska. Wszystkie zgodnie podkreślają, że idą na wybory i zachęcają do tego obserwatorów.
Na pierwszym spotkaniu organizacyjnym w czerwcu pojawiło się 12 organizacji. Dzisiaj jest ich już ponad 60. Do początku października chcą przekroczyć setkę. - W najśmielszych marzeniach nie sądziłam, że to się tak rozrośnie - przyznaje Rozenfeld.
Przy kampanii pro bono pracuje ponad 60 kobiet. Dlaczego to robią? - Wszyscy, którzy dołączają do akcji, wierzą, że korzystanie z prawa do głosu jest ważne. Piszemy o tym w naszym manifeście - jedyną rzeczą wspólną dla wszystkich partii jest chęć, żeby Polska była silnym, demokratycznym krajem. A my nadal jesteśmy w momencie, w którym co trzecia Polka nie głosuje, mimo że od ponad stu lat mamy prawa wyborcze.
Przekonywanie przekonanych? "Większy kryzys systemu"
- Cały czas zastanawiam się, czy w takich akcjach nie przekonujemy przekonanych - przyznaje Dorota Peretiatkowicz. - Kibicuję im, ale myślę, że to może być niewystarczające. Być może jesteśmy u progu większego kryzysu systemu, a wyborcy mają poczucie, że przestaje on odpowiadać na ich potrzeby. Gdybyśmy odjęli z naszego badania kobiety 55+, zainteresowanie wyborami jest zaledwie na poziomie 40 proc. To większy problem niż aktywizacja.
Katarzyna Rozenfeld nie chce nikogo zmuszać do wyborów. - Rozumiem, że powodów do niegłosowania jest wiele. Dla dużej liczby kobiet słowa takie jak "obywatel", "konstytucja" czy "prawa wyborcze" zderzają się z codziennymi problemami, a one same nie chcą wchodzić w politykowanie, które podczas kampanii jest jeszcze trudniejsze. Jednak warto pamiętać, że choć polityka wydaje się być daleko, przełoży się na nasze życie w postaci przepisów, regulacji, które i tak nas dotkną. Głosowanie to tylko kilka minut - namawiam do ich znalezienia pomiędzy innymi obowiązkami. Trzymam za nas kciuki - kończy.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski