"Niepatriotyczne" zaręczyny w Rzymie? Lepsze to niż polska wpadka
Oświadczyny w Rzymie czy Paryżu to oklepany pomysł. Ale trudno się dziwić facetom, że decydują się na takie, skoro cała odpowiedzialność za romantyzm tej chwili spada na ich barki. A z oczekiwań kobiet wynika tylko tyle, że ma być "romantycznie". Co to znaczy – nikt nie wie.
05.04.2019 | aktual.: 05.04.2019 22:01
Sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji, Adam Andruszkiewicz, jest od niedawna zaręczony. "Taki z niego narodowiec, a wstydzi się Polski" – przedstawił tę informację "Super Express", wytykając dawnemu prezesowi Młodzieży Wszechpolskiej, że oświadczył się nie pod żadnym polskim cudem natury lub architektury, ale pod rzymską fontanną Di Trevi.
Zaczęło się więc tłumaczenie. "Superak" znów rozmawiał z Andruszkiewiczem, a ten przyznał, że tak naprawdę był w Rzymie na pielgrzymce. Oświadczyny były tylko "przy okazji". Jak na tę informację z mediów zareaguje narzeczona wiceministra, Kamila, można się tylko domyślać. Być może będzie to dla niej łyżka dziegciu do beczki miodu romantycznych zaręczyn. Ale nawet ona nie powinna jednak zepsuć smaku całej porcji słodyczy.
Andruszkiewicz tłumaczy się przed czytelnikami gazet, jak tłumaczyłby się przed kumplami: "wiecie, chłopaki, to tak tylko, z tym Rzymem. Wiecie przecież, jakie są dziewczyny. Nie wystarczy takiej dać pierścionek, trzeba się przy tym jeszcze nakombinować". I ma rację, bo tak właśnie jest.
Zaręczyny przy fontannie Di Trevi – oprócz oczywistego dziś kontekstu wielkiego dnia Kamili i Adama – wyskakują dziś w wyszukiwarkach jako element zestawienia najbardziej romantycznych lokacji na powiedzenie "tak". Inne propozycje: taras widokowy Empire State Building, most Rialto w Wenecji, Paryż, Polinezja, Praga Czeska. W bawarskim zamku Neuschwanstein – znanym jako pierwowzór zamków z bajek Disneya – wynająć można specjalny zaręczynowy pakiet – 10 minut tylko we dwoje w sali balowej oraz przejazd dorożką, czekoladki i róże.
Już po samym tym pełnym słodyczy i różu opisie robi się tak mdło, że przydałoby się natychmiast zakąsić śledziem na razowcu. I nic dziwnego: całe to widowisko to kolejna scena spektaklu, w którym wszyscy bierzemy udział. Zmyślonej (czy raczej "wmówionej") tak zwanej kobiecej estetyki i szerzej – kobiecej wrażliwości. Krótko mówiąc: narzeczone mają z romantycznych zaręczyn pierścionek, wspomnienia i fotki na Insta. Narzeczeni – logistykę, stres i koszty.
Nie żebym narzekał. Nie skarżę się i to nie dlatego, że sam mam to już za sobą. Ani też dlatego, że boję się ewentualnej powtórki: kolejnych zabiegów, rozważań, co będzie dobre, właściwe, na miejscu, a co nie. W końcu najważniejsze: czego by chciała ONA. A ona, jak to one, tu kiwną głową, ówdzie pospodziewają się czegoś w swojej głowie, ale nic nie powiedzą, a na koniec o tym, czy spisałeś się dobrze, czy źle, będzie wiedzieć tylko żeńskie pół osiedla.
Ten kobiecy "romantyzm", parametr, którego bardzo wielu mężczyzn nie rozumie wcale lub potrafi rozpoznać jedynie po objawach, to coś, co sprawia, że klasyki takie jak fontanna Di Trevi cieszą się wzięciem. Ich reputacja jako gotowego "produktu" do oświadczyn dodatkowo ułatwia sprawę. Produkt nie jest może zawsze spakowany, ale wiadomo przynajmniej, jak go skompletować: trzeba kupić dwa bilety tanich linii lotniczych do Rzymu, zarezerwować miły (lepszy niż zwykle) hotelik dla dwojga, kupić szampana, iść na kolację do trattorii.
Wreszcie, niby przypadkiem, znaleźć się w pobliżu fontanny, klęknąć i złożyć propozycję, a jeszcze większym przypadkiem mieć przy sobie trzy monety, których wrzucenie do wody ma gwarantować szczęśliwą finalizację małżeńskiego kontraktu. Może właśnie to ostatnie – gotowy rytuał do kompletu – podkreśla, że zaręczyny takie są gotowym towarem na sprzedaż.
I właśnie w tej postaci, jak ikeowski mebel z instrukcją do poskładania, kupują je faceci. Jeśli pierścionek, to nie tańszy niż miesięczne zarobki. Rozmiar pierścionka zaręczynowego najłatwiej ustalisz, podkradając narzeczonej któryś z obecnych z kuferka na biżuterię. Z poradników savoir-vivre'u można wyczytać coś o klękaniu, choć nie wszystkie są zgodne co do tego, czy gest ten jest w dalszym ciągu na miejscu.
Dobrze napisana instrukcja powinna jednak dawać gwarancję powodzenia przedsięwzięcia. Tymczasem pojęcie "romantyczności" przekreśla tę gwarancję, choć znajomość zasad zwiększa prawdopodobieństwo sukcesu. Przykłady można mnożyć. Jak przed Walentynkami donosił portal Daily Mail, młoda dziewczyna (której tożsamość została ukryta) poskarżyła się na inny niż oczekiwała... pierścionek zaręczynowy.
Dziewczyna została głośno skrytykowana, była to bowiem rodzinna pamiątka narzeczonego – a zatem scenariusz był, w założeniu, niezwykle romantyczny w niemal dosłownym sensie. Inne przykłady cytowane przez gazetę obejmują np. chłopaka oświadczającego się... na cmentarzu, przy grobie ojca.
Kiedy indziej okoliczności były problemem innego rodzaju. Mężczyźni desperacko próbowali przełamać – być może nadętą ich zdaniem – instytucję zaręczyn, oświadczając się na przykład w dyskoncie amerykańskiej sieci Kmart. Z cytowanych przez papilot.pl danych Daily Maila wynika, że co czwarta czytelniczka, która odpowiedziała na ankietę, jest rozczarowana oświadczynami, które jej zaproponowano. Tymczasem trzy czwarte facetów zaplanowało ten szczególny moment bez żadnej pomocy, próbując samemu odgadnąć intencje przyszłej narzeczonej.
W tej sytuacji trudno mieć za złe osobom takim jak Adam Andruszkiewicz. Fontanna Di Trevi to nie Wodogrzmoty Mickiewicza ani dziedziniec Zamku na Wawelu. Jego zaręczyny nie były więc w swoim wydźwięku patriotyczne jak "piękna nasza Polska cała". Ale dały jako-taką gwarancję, że wszystko pójdzie po myśli zainteresowanego. Jak wiemy, tak się właśnie skończyło i do mediów społecznościowych "wyciekł" właściwy przekaz: powiedziała tak.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl