Blisko ludziNiesamodzielne czy mądrzejsze? Jak wychowanie przez dziadków wpływa na wnuki

Niesamodzielne czy mądrzejsze? Jak wychowanie przez dziadków wpływa na wnuki

Niejedna z nas została wychowana nie przez rodziców czy "ulicę", a przez babcię i dziadka. Wspomnienia mamy przeróżne – od sielankowego biegania po łące po zmuszanie do chodzenia do kościoła. Wiemy, że lata dziecięce wywierają na nas silny wpływ. Jakie zatem skutki ma wychowanie przez dziadków?

Niesamodzielne czy mądrzejsze? Jak wychowanie przez dziadków wpływa na wnuki
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Katarzyna Chudzik

W województwie lubuskim nadchodzi rewolucja dla seniorów. Wybrane babcie i dziadkowie będą otrzymywać zapłatę – 850 zł miesięcznie – za wychowanie wnuków. Niekoniecznie własnych.

Pomysł budzi dość żywe reakcje. Nie bez przyczyny. Z badań wykonanych w 2016 roku na zlecenie Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej wynika, że obecnie aż 8 procent Polaków powyżej 50 roku życia mieszka z wnukami. Kiedyś, ze względu na wielopokoleniowość i znikome możliwości wynajmu mieszkań przez młodych ludzi w PRL-u, takich rodzin było jeszcze więcej. Dlatego temat wychowywania przez dziadków nie jest dla większości z nas obcy.

Zdaniem pani marszałek z Urzędu Marszałkowskiego w Zielonej Górze Elżbiety Anny Polak zajmowanie się dziećmi przez dziadków jest "rozwiązaniem tańszym i lepszym niż budowa i tworzenie żłobków".

Wiele rodzin nie decyduje się na takie rozwiązanie, bojąc się nadużyć. Z obu stron. W grę może bowiem wchodzić zarówno roszczeniowość rodziców, jak i ignorowanie wyznawanych przez nich wartości przez dziadków.

Dziadek fizyk, babcia grzybiarka

- W życiu nie dałabym mojej mamie dziecka na wychowanie – śmieje się 21-letnia Ola. Dodaje jednak, że to kwestia roztrzepanej osobowości jej mamy, nie zaś braku zaufania do wychowawczej instytucji dziadka i babci.

Sama będąc dzieckiem mieszkała bowiem w bloku naprzeciwko rodziców swojej mamy. I tylko dzięki temu wspomina swoje dzieciństwo jako sielankę. Spędzała z dziadkami całe dnie. I pełne dwa miesiące wakacji. - Moja mama była zmęczona. Dużo pracowała, więc po pracy chętnie z nami rozmawiała, przytulała nas. Niemniej na aktywny wypoczynek i edukację przez naukę już nie miała czasu – opowiada Ola.

Dziadkowie czas za to mieli. Jedno z pierwszych wspomnień Oli? Babcia pokazuje jej grzyby, podczas gdy dziewczynka siedzi w wózku prowadzonym przez nią po lesie. I to pierwsze wspomnienie płynnie przeszło we wszystkie następne; to od niej Ola dowiedziała się, jak rozpoznawać gatunki grzybów i roślin, to ona mówiła jej, po czym rozpoznać ślady dzika.

Dziadek w niczym jej zresztą nie ustępował, był mistrzem w urządzaniu Oli i jej siostrze letnich olimpiad. Kategorii było dziesięć, wszystkie ekscytujące. I jako że siostra mojej rozmówczyni jest od niej trzy lata młodsza, dziadek – fizyk i matematyk – obliczał przelicznik wagi i wzrostu dziewczynek, tak żeby wynik olimpijskiej rywalizacji był bardziej sprawiedliwy.

- To oni mnie wszystkiego nauczyli. Wypełniali mi czas atrakcjami, nie miałam kiedy nudzić się przed telewizorem. Nie chodziłam z kluczem na szyi. Nauczyli mnie, że trzeba być dobrym człowiekiem. Babcia zawsze powtarzała, że człowiek zasługuje na szacunek właśnie dlatego, że jest człowiekiem. A nie dlatego, że sobie wyjątkowo zasłużył – tłumaczy Ola.

Jej zdaniem, gdyby nie dziadkowie, byłaby zupełnie innym człowiekiem. Głupszym, mniej wrażliwym, bardziej roszczeniowym.

To wychowanie zaprocentowało na przyszłość. Przyszłość, która jest dzisiaj.

"U rodziców ma się więcej obowiązków"

Z badań przeprowadzonych przez profesor Catherine Law wynika, że dzieci, którymi zajmują się dziadkowie, w istocie lepiej radzą sobie z nauką i więcej wiedzą o świecie, już w wieku trzech lat wyprzedzając już swoje równolatki. Wskutek przebywania z dziadkami rośnie nie tylko ich zasób słów, ale także zdolności kojarzenia. Zaczynają wcześniej mówić, wcześniej czytać i pisać. Oczywiście – im bardziej wykształceni dziadkowie, tym bardziej ta dysproporcja się zwiększa.

Zgadza się z tym Paulina. 29-latka przez całe dzieciństwo mieszkała w weekendy u rodziców, w tygodniu natomiast u dziadków. Czytać nauczyła się w wieku lat trzech, pisać – niedługo później. Zawsze się dobrze uczyła. Jej zdaniem istotne w tym przypadku były nie tyle intelektualne przymioty dziadków, ile fakt, że miała na naukę i czytanie ciekawiących ją książek dużo więcej czasu niż większość dzieci. - U rodziców ma się więcej obowiązków, bo oprócz odrabiania lekcji, musisz też posprzątać pokój, wyjść z psem, pomóc zmywać naczynia. Ja co prawda tych wszystkich rzeczy nauczyłam się kilka lat później, ale zdobyłam coś cenniejszego wcześniej – opisuje Paulina.

Cenniejsze niż lekcje historii były jej zdaniem wojenne historie babci. Albo fakt, że miała u niej nieskrępowaną swobodę. – Babcia nie narzucała mi niczego i dzięki temu brakowi ograniczeń, paradoksalnie, wyrosłam na ludzi. Nie ciągnęło mnie do jakichś "zakazanych" rzeczy, bo wiedziałam, że nikt mi ich nie zabrania – mówi dziewczyna.

I cieszy się, że nie miała nigdy problemów z wagą - dzieci, które wychowywane są przez dziadków, mają z jej utrzymaniem niemałe kłopoty. Jak wynika z przeprowadzonego przez naukowców z londyńskiego University College badania na grupie dwunastu tysięcy trzylatków, dzieci spędzające dużo czasu z dziadkami mają o piętnaście procent większą szansę na zbyt szybkie przybranie na wadze, jeśli widują się z nimi kilka dni w tygodniu. I aż o trzydzieści cztery procent większą, jeśli dziadkowie opiekują się nimi codziennie.

To dość zrozumiałe. Streotypowa babcia przepada przecież za rozpieszczaniem wnuków, a czym mogłaby umilić im życie lepiej, jeśli nie naleśnikami z dżemem?

"Ty masz na księdza iść"

Artur nie miał tyle szczęścia, co dziewczyny. Choć jego babcia była osobą uczciwą, to nie pozwalała mu grać w piłkę z kolegami ("bo sobie złamiesz nogę i co to będzie"), oglądać filmów ("telewizja ogłupia"), wyjeżdżać na kolonie ("ty masz na księdza iść, a nie się włóczyć nie wiadomo gdzie").

To z księdzem właśnie kojarzy mu się najwięcej codziennych problemów z dzieciństwa. Nie, nie był molestowany. Nie przydarzyło mu się nic złego, musiał jednak codziennie się w kościele pojawić, co bardzo go męczyło. Czasem babcia nalegała na poranną sumę ("zdążysz przed lekcjami"), czasem łaskawie pozwalała mu dłużej pospać i pójść na mszę o 19.00.

I choć Artur jest swojej babci wdzięczny za to, że zaopiekowała się nim po śmierci rodziców, to do tej pory, widząc kościół, przechodzi na drugą stronę ulicy. Wie, że zawiódł babcię, nie biorąc ślubu kościelnego. I wie, że gdyby był wychowywany przez rodziców, jego życie i wspomnienia wyglądałyby zupełnie inaczej. Mimo że dziś robi karierę prawniczą, bo w dzieciństwie swój wolny czas poświęcał wyłącznie nauce, to nie jest szczęśliwy.

- Nigdy nie imprezowałem, nigdy nie podróżowałem. Byłbym ciekawszym i bardziej spełnionym człowiekiem, gdybym się kiedyś zbuntował. Nie umiałem jednak tego zrobić, bo miałem poczucie winy, obowiązku i wdzięczności – kwituje.

Dobrymi chęciami...

Dzieci wychowywane przez dziadków uznawane są czasem za mniej samodzielne i mniej skore do kontaktów z rówieśnikami. Przykład Oli i Pauliny ewidentnie na to nie wskazuje, przykład Artura - jak najbardziej. W każdej z tych historii widać jednak istotny wkład dziadków w ich rozwój intelektualny. Czy zatem warto oddać swojego potomka dziadkom na wychowanie?

Jak mówiła w wywiadzie dla portalu eDziecko psycholog i psychoteraputka Agata Marszałek, "to, czy taki układ wypali, zależy w dużej mierze od wzajemnej umiejętności nieprzekraczania i respektowania wzajemnych granic i zasad, ale też od wzajemnego zaufania i wiary w dobre chęci jednej i drugiej strony".

Bo tak naprawdę to wyłącznie od rodziców powinny zależeć zasady, normy i wartości, które wpoi się dziecku. A dziadkowie – chcąc dobrze – mogą zrobić to, co zrobiła babcia Artura. Całkowicie spartaczyć sprawę.

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (6)