Blisko ludzi"Nigdy nie będziesz szła sama". Dotarliśmy do taty z tego zdjęcia

"Nigdy nie będziesz szła sama". Dotarliśmy do taty z tego zdjęcia

Marcin Biały na głośnej już fotografii trzyma na rękach 2,5-letnią córkę. - Nie pozwolę na to, żeby ktoś podejmował decyzje za nią, tak jak teraz próbuje to zrobić pan z kotem. A dzięki zdjęciu, które przypadkiem obiegło internet, będzie pamiętała, że zawsze walczyłem o wybór dla niej.

Marcin Biały i Lili - to zdjęcie jest symbolem protestów kobiet. Zrobiła je Natalia Sanocz-Biały
Marcin Biały i Lili - to zdjęcie jest symbolem protestów kobiet. Zrobiła je Natalia Sanocz-Biały
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Agnieszka Mazur-Puchała

Zdjęcia dziewczynek, które pojawiają się na proteście, natychmiast obiegają sieć i wywołują największe emocje. Z jednej strony negatywne (dziecko słucha wulgaryzmów, patrzy na zamieszki), z drugiej – wręcz przeciwnie. Podnoszą się głosy, że na naszych oczach właśnie wyrasta nowe pokolenie kobiet. Te dziewczynki niedługo dorosną i będą zupełnie inne niż wcześniejsze pokolenia.

Na jednym z najbardziej symbolicznych zdjęć ze Strajku Kobiet tata obejmuje córkę i trzyma w ręku transparent z napisem "Nigdy nie będziesz szła sama". To Marcin Biały, hokeista Ciarko STS Sanok. Razem ze swoją żoną (to ona jest autorką zdjęcia) wspiera protesty i bierze udział w marszach. Natalia Sanocz-Biały w rozmowie z WP Kobieta tłumaczy, dlaczego na strajki zabierają też swoje dzieci.

Obraz

- Córka, Lili, ma 2,5 roku, mamy jeszcze 18-letniego syna, Maksa – mówi Natalia Sanocz-Biały w rozmowie z WP Kobieta. - On również był na marszu i jest bardzo dobrym i świadomym młodym człowiekiem. Chodzimy na tego typu marsze z dziećmi, ponieważ uważamy, że to my tworzymy dla naszych dzieci historie i wspomnienia, żeby wiedziały, że nigdy nie staliśmy z boku obojętnie w walce o fundamentalne nasze i ich prawa.

W piątek Marcin ma mecz ligowy w Sosnowcu, do tego w Sanoku nie będzie protestu, więc Natalia i Lili zostają w domu.

- Ale będziemy nadal działać, lokalnie i nie tylko – dodaje Natalia. - Będziemy walczyć o prawa człowieka. Nie godzimy się na powiązania Kościoła z państwem. Uważamy, że w państwie świeckim powinien być całkowity rozdział tych dwóch instytucji oraz niefinansowanie ich z budżetu państwa. Walczymy o wybór, nie zakaz. O godność, o dobro, o wolność, o tolerancję. Uważam, że to obowiązek każdego z nas.

W rodzinie Natalii i Marcina protestują wszystkie pokolenia.

- Na proteście ramię w ramię szedł też mój tata – mówi Natalia. - Chciał nas wspierać jako tata, teść i dziadek. Dla niego jest to ważna sprawa. Wie, że nie chciałabym się znaleźć w sytuacji, gdy musiałabym dokonać wyboru, a co dopiero być zmuszana przez rząd do rzeczy, po których nie byłabym już tą samą osobą, gdzie trauma by mnie zabiła od środka. To czysty sadyzm, to przecież tragedia dla całej rodziny. To samo tyczyć się będzie kiedyś przyszłej żony naszego syna, jak i naszej jeszcze maleńkiej córeczki. To takie pokoleniowe koło, które się zatacza. Nie chcemy takiej Polski dla nas (bo jeszcze jesteśmy młodzi) i dla naszych dzieci.

Lili, Natalia i Marcin
Lili, Natalia i Marcin© Archiwum prywatne

Hasło "Nigdy nie będziesz szła sama" poruszyło kobiety w całej Polsce. Spytaliśmy Marcina Białego, co dla niego oznacza.

- Razem z siostrą zawsze mieliśmy wsparcie od rodziców – mówi w rozmowie z WP Kobieta. - Mimo różnych wyborów, które nie zawsze były w zgodzie z ich przekonaniami. Tak zostaliśmy wychowani. Dlatego córka zawsze będzie miała moje wsparcie. W życiu będzie dokonywała różnych wyborów, będzie ich masa... Jedne będą dotyczyły rzeczy błahych, inne bardzo istotnych, ale to będą jej wybory, powtarzam: wybory! Nie pozwolę na to, żeby ktoś podejmował decyzje za nią, tak jak teraz próbuje to zrobić pan z kotem. A dzięki zdjęciu, które przypadkiem obiegło internet, będzie pamiętała, że zawsze walczyłem o wybór dla niej. Mam nadzieję, że tymi marszami zmienimy przyszłość naszych córek i kobiet, na lepszą, w której nie pozostaną bez możliwości wyboru i nikt nie będzie za nie decydował. Dzisiaj już widać, że kobiety nie boją się sprzeciwiać, mają ogromną energię. Głośno walczą o swoje. My, mężczyźni, musimy je mocno wspierać. Bo to jest nasza wspólna walka! Nie możemy pozwolić, żeby ktoś naszym kobietom zrobił krzywdę! – dodaje.

"Dziewczynki dostają teraz przekaz, że sprzeciw ma sens"

Polskie dziewczynki wychowywane są na grzeczne i posłuszne kobiety, które raczej nie powinny się sprzeciwiać, a tym bardziej krzyczeć czy przeklinać. Efekt jest taki, że często pozwalają one naruszać swoje granice, choćby w związkach przemocowych czy w sytuacji, gdy dochodzi do gwałtu. Boją się stawić opór, dzwonić na policję, składać zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa.

A mimo to kobiety wyszły z domu, krzyczą, walczą i przeklinają. Jak do tego doszło? O to pytamy psycholog Joannę Grubą-Luberę.

- Równowaga między tym, co męskie a tym, co kobiece została zachwiana w czasie wojen, które przetoczyły się przez nasz kraj w ubiegłym wieku – tłumaczy Joanna Gruba-Lubera w rozmowie z WP Kobieta. - Kobiety musiały stać się silniejsze, bo mężczyźni ginęli, a ci, którzy wracali z wojny byli już inni. Potem rewolucja feminizmu, który przywędrował do nas z Zachodu. Teraz mamy do czynienia z dużym napięciem w krzyku kobiet na ulicy. Tło polityczne zawsze budzi kontrowersje co do czystości intencji tematu głównego. Rozumiem jednak, że młode dziewczyny – studentki, licealistki - wychodząc teraz na ulice, niosą w sobie gniew autentycznie związany z zagrożeniem wolności (w szerokim tego słowa znaczeniu). Takie niebezpieczeństwo zawsze wzbudzi sprzeciw. Wolność słowa, wolność wyboru – to świętości, których współczesna kobieta nie pozwoli sobie odebrać – dodaje.

Czy obecna sytuacja w Polsce będzie miała wpływ na to, jakimi kobietami będą nasze córki? Wydawać by się mogło, że skoro obserwują teraz, że ich mamy mają prawo stawiać opór, one też nauczą się takiej postawy.

- Jeśli małe dziewczynki (nawet te z przedszkola czy wczesnej podstawówki) dostają od kobiet w swojej rodzinie czy otoczeniu możliwość obserwacji lub wręcz uczestnictwa w tych "spacerach", dostają trwały "wdruk" – mówi Joanna Gruba-Lubera. - Od tego, jak zostanie im wytłumaczone, dlaczego tak się dzieje, zależy, jakie kobiety powołają do życia następne pokolenie. Dziewczynki dostają teraz przekaz, że sprzeciw ma sens, niezależnie od konsekwencji. Jestem przekonana, że to w nich zostanie. Ale zostać też mogą obrazy przemocy, agresji słownej, a to z perspektywy dziecka nie jest właściwy sposób na walkę o cokolwiek. Reasumując, sprzeciw wobec przemocy – tak, zbuduje nowe pokolenie kobiet. Czy takich, które mają moc? Czy tylko siłę? To jest perspektywa, nad którą należałoby się pochylić – konkluduje.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (456)