W piątek wielka mobilizacja kobiet. "Chcę pokazać swój sprzeciw"
W piątek w Warszawie ma się odbyć manifestacja przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Do stolicy mają się zjechać Polacy z całego kraju. - Boję się użycia gazu i pistoletów z gumowymi nabojami. I tego, że zostanę zatrzymana – mówi Kamila, która wybiera się na jutrzejszy marsz w Warszawie.
29.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na piątek zapowiadany jest "marsz na Warszawę". Protestujący w ramach strajku kobiet mają w planie szturmować stolicę. Po mowie wygłoszonej we wtorek przez Jarosława Kaczyńskiego, w demonstrujących kobietach rośnie lęk. Chcą protestować w sprawie ustawy, która jest dla nich nieakceptowalna, jednak boją się przemocy i zatrzymań. Mówią nawet o "drugiej Białorusi", nawiązując do aresztowań i pobić, które mają miejsce za naszą wschodnią granicą.
"Boję się, że mnie spałują"
Kamila Ostrowska chodzi na protesty od dnia, kiedy Trybunał Konstytucyjny ogłosił swój wyrok.
- Nie jestem aktywistką, nie należę do żadnej organizacji – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Podobnie jak większość dziewczyn na marszach jestem tam po to, żeby pokazać swój sprzeciw. Wcale nie jestem radykałem. Nie miałam aborcji i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała jej mieć. Ale dla mnie to niepojęte, że ktoś będzie teraz podejmować taką decyzję w moim imieniu. I o to walczę.
Jak twierdzi Kamila, demonstruje w sposób względnie spokojny.
- Mam ze sobą niecenzuralne transparenty, skanduję razem z tłumem, ale ani niczego nie dewastuję, ani nie wchodzę do kościołów. Jak ogromna większość osób biorących udział w protestach. Moim zdaniem większość takich działań to prowokacje. I to wcale nie nasze, a przeciwników prawa do aborcji. W ten sposób inicjowana jest przemoc, a w mediach mogą krążyć obrazki o tym, jakimi jesteśmy wandalami i "wrogami narodu".
Kamila przyznaje, że ma duże opory przed piątkowym marszem.
- Po tym słynnym "orędziu" prezesa mam poczucie, że robi nam się druga Białoruś. Kaczyński właściwie dał kibolom i narodowcom wolną rękę w stosowaniu przemocy. Boję się, że mnie spałują, boję się użycia gazu i pistoletów z gumowymi nabojami. I tego, że zostanę zatrzymana – tak jak protestujący na Białorusi. Słyszałam, że na ulicach Warszawy ma być wojsko, do tego policja. To ABW, które wjeżdża w strajkujących ludzi… Jakby była wojna. I to tylko dlatego, że chcemy mieć wybór i walczymy o niego dla nas i dla naszych dzieci. Przez tyle lat funkcjonował kompromis aborcyjny, a teraz cofamy się do średniowiecza. I nawet nie możemy się bronić, bo praktycznie wprost grożą nam przemocą i wojną domową – dodaje wzburzona.
Agata też pojawi się na warszawskim proteście. Dla niej nie policja czy wojsko stanowi największy problem.
- Myślę, że o ile ja nie będę zaczepiać policji, to oni i na mnie nie zwrócą uwagi. O ile o policję się nie martwię, to po wczorajszym incydencie we Wrocławiu zastanawiam się, ilu narodowców "ruszy" na Warszawę.... I tu jednak zaczynają się myśli o tym, czy spotkam ich na swojej drodze i czy wtedy policja wkroczy do akcji, aby bronić nas, kobiet.
Policja podkreśla, że będzie działać tam, gdzie pojawi się agresja.
- Ostatnim protestom towarzyszy bardzo dużo emocji, dlatego w pierwszej kolejności zachęcamy do tonowania emocji, a nie zwiększania napięć - komentuje dla WP Kobieta nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik komendanta stołecznej policji. - Za każdym razem, przygotowując się do działań (nawet tych, które mają charakter nielegalny), przyjmujemy różne warianty. Ten pierwszy zawsze zakłada spokojny przebieg. Inne warianty zakładają nasze działania. Tam, gdzie będzie agresja, tam będziemy podejmować zdecydowane działania. Nie wskazujemy na nasze siły.
"Numery do grupy antyrepresyjnej. Zapisz na ręce"
W internecie od kilku dni krąży zdjęcie: "Numery do grupy antyrepresyjnej. Zapisz na ręce, dzwoń, jeśli potrzebujesz pomocy prawnej". To informacja dla osób biorących udział w protestach. W Polsce osoba aresztowana ma prawo do telefonu do pełnomocnika. Uczestniczki marszów przekazywały sobie te dane mówiąc, by w sytuacji zatrzymania skontaktować się właśnie z kimś z tej listy. Numery telefonów należą do koordynatorek pomocy prawnej na poszczególne województwa. Ten na Warszawę zablokowano, ale jutro zostanie uruchomiony nowy. Od małopolskiej koordynatorki dowiedziałam się, na jakiego rodzaju pomoc liczyć mogą dzwoniący.
Zobacz również:
- Mamy listę pomocników – adwokatów i radców prawnych, którzy są gotowi udać się na komendę i reprezentować osoby zatrzymane - mówi w rozmowie z WP Kobieta jedna z małopolskich koordynatorek. - Najpierw trzeba ustalić, gdzie taka osoba została przewieziona, bo policja nie zawsze udziela takich informacji. Następnie obrońca stawia się na komendzie i reprezentuje zatrzymanego. Jesteśmy gotowi interweniować również w sprawach spisywania czy groźby ukarania mandatem.
Zatrzymany, przynajmniej teoretycznie, ma prawo do kontaktu z pełnomocnikiem.
- W praktyce różnie z tym bywa – mówi małopolska koordynatorka. - Policja nie zawsze mówi, kto i gdzie został wywieziony. W takiej sytuacji też staramy się działać, na własną rękę, "kanałami". Ustalamy, gdzie taka osoba się znajduje i wysyłamy do niej pełnomocnika.
Zobacz również:
Czy w piątek w Warszawie faktycznie może dojść do zatrzymań?
- Nie znam nastrojów warszawskich, w Krakowie nie ma eskalacji. Sytuacja jest dynamiczna, ale na ten moment mieliśmy tylko jeden przypadek zatrzymania. Osoba ta spędziła noc w areszcie. Od razu skontaktował się z nią pełnomocnik i po kilkunastu godzinach wyszła na wolność.