Nowe modele rodziny
Czy tradycyjny model rodziny 2+2, która żyje pod jednym dachem, odchodzi do lamusa? Przykłady ze świata pokazują, że to nieuniknione.
Czy tradycyjny model rodziny 2+2, która żyje pod jednym dachem, odchodzi do lamusa? Przykłady ze świata pokazują, że to nieuniknione.
Anne Kristine i Lars są parą od siedmiu lat. Mieszkają w małym miasteczku pod Oslo. Mają dwójkę dzieci i dwa domy. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to tradycyjna rodzina typu 2 plus 2 – dwoje dorosłych, dwoje dzieci. W ich przypadku różnica jest jednak zasadnicza i polega na tym, że każdy z rodziców mieszka… osobno. Weekendy spędzają razem, w dni powszednie spotykają się zawsze wtedy, gdy pozwalają im na to obowiązki zawodowe. Anne i Lars starają się razem odwozić dzieci do szkoły, zabierać je do kina i wspólnie przygotowywać weekendowe obiady. Wieczorami każde wraca do swojego mieszkania. Nie żyją w separacji, są kochającą się i szczęśliwą parą.
Takich rodzin żyjących razem, ale osobno ma być coraz więcej – uważają socjologowie. Na razie sporą popularność zyskują w Skandynawii. Fachowcy twierdzą, że taka sytuacja jest spełnieniem natury człowieka, której elementy mogą być sprzeczne. Życie osobno daje nam możliwość zachowania swojego indywidualizmu. Człowiek lubi mieć możliwość decydowania o sobie. Sam chce wybierać, w jakim środowisku żyje i co go otacza. Z drugiej strony jesteśmy zwierzętami stadnymi. Lubimy przebywać w grupie. Dlatego rodzina jest dla nas ważna i większość z nas decyduje się mieć własną. Nie chcemy jednak, by życie w grupie oznaczało rezygnację z prawa do indywidualności, decydowania o samym sobie. Mieszkając osobno Anne Kristine i Lars mają zarówno poczucie bycia razem, jak i zachowują swój indywidualizm.
Dlaczego takie związki rozwijają się właśnie w Skandynawii? Niewykluczone, że to efekt polityki tamtejszych państw. Przed laty w Szwecji, czy Norwegii wręcz opłacało się tworzyć rozbite rodziny. Dzięki temu, że samotnie wychowywaliśmy dziecko, kobieta mogła otrzymywać wysokie wsparcie od państwa. Suma takiego zasiłku była sporo wyższa od pensji, jaką dostawało się pracując na niektórych stanowiskach. Taka sytuacja skłaniała wiele małżeństw do brania rozwodów. Przenosili się do osobnych mieszkań, prowadzili osobne gospodarstwa domowe, ale w rzeczywistości nadal byli parą. Taki skandynawski model rodziny to prosta konsekwencja zachodzących zmian – finansowego uniezależnienia się kobiet, większej niezależności, nieprzejmowania się konwenansami, rosnącej tolerancji dla odmienności.
- Żyjemy razem, jeśli mamy na to ochotę. Nie dlatego, że ktoś od nas tego wymaga – twierdzi Anne Kristine. – Nam pod jednym dachem nie wychodziło, więc spróbowaliśmy czegoś innego. Okazało się, że mieszkanie osobno się sprawdziło. Teraz jesteśmy szczęśliwi. W Polsce podobne zmiany też da się zauważyć. Popularny jeszcze w latach 80-tych XX wieku model rodziny 2 plus 2 odchodzi do lamusa. Wypiera go model 2 plus 1, bo dzisiejsi 20-, 30-latkowie częściej decydują się tylko na jedno dziecko. Skutkiem rosnącej liczby rozwodów są natomiast modele rodziny 1 plus 1, w której dziecko wychowuje tylko jeden rodzic.
Z kolei w Stanach Zjednoczonych coraz więcej ludzi próbuje żyć w związku z… dwoma, trzema lub nawet czterema partnerami naraz. To tzw. wielokochający. Ich związki charakteryzują się tym, że wszyscy partnerzy wiedzą o swoim istnieniu. Mało tego – nierzadko wszyscy żyją pod jednym dachem.