Odbieranie dzieci ze szkół i przedszkoli trwa zbyt długo. Ostatnio przypomina gehennę
Rodzice stoją po 30-40 minut, aby odebrać swoje dzieci z przedszkoli i szkół. Zmęczeni i zdenerwowani. Często bez maseczek, ignorując zasady reżimu sanitarnego. Kilka czytelniczek podzieliło się z nami swoimi spostrzeżeniami.
04.09.2021 14:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nowy rok szkolny rozpoczął się na dobre, a rodzice wciąż nie panują nad kompatybilnością organizacji czasu własnego z czasem swoich dzieci. Po kilku dniach od powrotu po wakacjach do nauki stacjonarnej okazuje się, że w wielu miejscach w Polsce przyprowadzanie i odbieranie pociech jest dla rodziców i opiekunów niezwykle problematyczne.
Stała w kolejce, żeby odebrać dziecko z przedszkola
- Czekam od 15 minut. Przede mną jeszcze z 15 osób. Ludzie mówią: "czegoś takiego tu jeszcze nie było" - napisała do naszej redakcji kilka dni temu czytelniczka WP Kobieta z Gdańska, która pierwszego września, tuż po godzinie 16, stała w ogromnej kolejce, aby odebrać swoje dziecko z przedszkola. - I tak teraz ma to codziennie wyglądać? Może powinniśmy w takim razie przychodzić za pięć 17? - dodaje kobieta.
Tamta sytuacja spowodowała jednak nie tylko zdenerwowanie u samych rodziców, ale przede wszystkim u czekających dzieci. Czytelniczka poinformowała, że te najmłodsze, które dopiero rozpoczęły swoją przygodę z przedszkolem, zaczęły płakać z tęsknoty za rodzicami. Ona czekała ostatecznie na swoje dziecko aż 40 minut.
Od 1 września w gdańskim przedszkolu obowiązuje zasada, że w szatni może przebywać maksymalnie pięć osób, łącznie z pracownikiem. Przez takie wytyczne przyprowadzanie i odbieranie dzieci z placówek może trwać naprawdę długo.
Podobne zasady obowiązują w jednym z przedszkoli na Śląsku. Magda, której córka rozpoczęła właśnie przedszkolną zerówkę, mówi, że od kilku dni u niej w przedszkolu sytuacja jest "absurdalna".
- Rano stoimy po 20 minut na podwórku - wczoraj w deszczu, na wietrze - żeby dziecko mogło wejść do szatni. Rodzice nie wchodzą z dzieckiem, rozstajemy się w drzwiach. Próbowałam rozmawiać z wychowawcą grupy, że sytuacja jest niedopuszczalna, że po paru dniach większość dzieci będzie chora. Usłyszałam, że przedszkole stosuje się do wytycznych GIS - mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Pani Magda dodaje, że w tym konkretnym przedszkolu jest podwójnie nerwowo, gdyż w placówce funkcjonuje elektroniczny system naliczania opłat, co przy przekroczeniu czasu pobytu dziecka w przedszkolu wiąże się z dodatkowymi kosztami dla rodziców.
- Każdy ma dyskietkę, którą odbija na wejściu i przy odbiorze dziecka. Płacimy za każdą rozpoczęta godzinę. Nawet jeśli przyjdziemy o 13:40, a stać będziemy w kolejce do 14:10, to naliczają nam opłatę za kolejną godzinę. Nieważne, że chcieliśmy odebrać dziecko o czasie – mówi w rozmowie z WP Kobieta wzburzona matka sześciolatki.
Zgodnie z ustawą pobyt dziecka publicznym przedszkolu jest bezpłatny w godzinach 8-13. Każda następna godzina jest płatna.
- Żeby system nie naliczył nam opłaty, dziecko możemy przyprowadzić o godz. 7:55, a odebrać powinniśmy do 13:05. Teraz, nawet jeśli jesteśmy pod przedszkolem o 13, ale stoimy w kolejce 20 minut, to płacimy za rozpoczętą godzinę. Nie są to duże opłaty, bo zaledwie złotówka za godzinę. Ale jeśli policzymy to w skali miesiąca, to okazuje się, że kwota sięga około 20 zł, a za to można kupić już dziecku chociażby spodnie albo pokryć składkę klasową. Co więcej, jeśli ktoś nie chce stać rano w kolejce i przyprowadzi dziecko wcześniej, to ta kwota również rośnie – dodaje zbulwersowana kobieta.
- Gdyby jeszcze rodzice wchodzili do szatni, to rozumiem, że limit osób powinien obowiązywać i że z tego powodu jest kolejka. Ale skoro rodzice nie wchodzą, a dzieci i tak spędzają później kilka godzin razem w jednej sali, to nie rozumiem, dlaczego nie mogą być razem w szatni od razu, tylko musimy czekać na wejście dzieci przed budynkiem? Jak pójdą na spacer, to też będą chodzić do szatni trójkami? - pyta retorycznie pani Magda.
Cała procedura poszła sprawnie
Z takimi problemami nie zetknęła się Aleksandra Zarzewska, której syn chodzi do drugiej klasy prywatnej szkoły w Łodzi.
- U nas zasady są przestrzegane. Rano nie wchodzimy do szkoły. Dzieci wchodzą same. Natomiast odbierając dzieci, musimy podpisać listę, że je zabieramy. Wtedy na terenie szkoły, w holu przy wejściu może się znajdować maksymalnie dwoje rodziców i zawsze w maseczkach. Jest to absolutnie przez panie portierki pilnowane. Ani w ubiegłym roku szkolnym, ani teraz, nie zauważyłam, żeby rodzice nie przestrzegali tych prostych i ważnych zasad. Raczej wszyscy się do zaleceń w szkole mojego syna stosują. Wczoraj stałam w kolejce może 5 minut. Cała procedura poszła sprawnie. Nie mogę narzekać – zaznacza w rozmowie z WP Kobieta Zarzewska.
Wytyczne Głównego Inspektora Sanitarnego
W kwestii odbierania i przyprowadzania dzieci do placówek edukacyjnych są specjalne wytyczne GIS. Mówią one, że opiekunowie odprowadzający dzieci, mogą wchodzić do placówek, przestrzegając kilku zasad.
- Po pierwsze do odwołania tylko jeden opiekun na jedno dziecko czy dzieci, które przyprowadza. Po drugie - każdorazowo dystans między dziećmi oraz rodzicami i pracownikami szkoły powinien wynosić co najmniej 1,5 metra. Po trzecie - każdy z rodziców, wchodząc na teren placówki edukacyjnej, jest zobowiązany stosować środki ochrony w postaci maseczek, dezynfekować ręce lub używać jednorazowych rękawiczek – mówi w rozmowie z WP Kobieta Zbigniew Solarz, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Łodzi.
Teoretycznie wytyczne GIS dla całej Polski są jednakowe. Okazuje się jednak, że są placówki, w których nikt żadnych zasad nie przestrzega.
- U nas do przedszkola wchodzi każdy, bez zachowania odpowiedniej odległości, bez ograniczeń ilościowych i bez maseczek. Nikt tego nie przestrzegał ani w wakacje, ani teraz. Zero zasad. Nie zauważyłam, żeby ktokolwiek zwrócił uwagę rodzicom, że coś robią nie tak - mówi w rozmowie z WP Kobieta Kasia, mama 4-lataka, który uczęszcza do jednego z przedszkoli w woj. pomorskim.
Kobieta dodaje, że jest bardzo zaniepokojona zaistniałą sytuacją.
- Przy ilości ludzi, jaka jest na korytarzu rano i popołudniu przy odbiorze, obawiam się, że zaraz zamkną nam przedszkole, bo to nieprzestrzeganie reżimu sanitarnego, zapewne skończy się covidem, kwarantanną albo zamknięciem placówki – mówi zaniepokojona.
Jej słowa potwierdza również przedstawiciel sanepidu.
- W przypadku, gdy rodzice i opiekunowie nie przestrzegają podstawowych zasad reżimu sanitarnego, mogą potęgować rozprzestrzenianie wirusa i zwiększają tym samym ryzyko zachorowania, narażając siebie i innych. W trosce o zdrowie najważniejsze jest aktualnie przestrzeganie tych kilku zasad i zaleceń GIS. Wciąż najważniejsza jest wiedza i świadomość społeczna – dodaje rzecznik Zbigniew Solarz.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl