Odmówił jej randki, twierdząc, że spadł ze schodów. Wkrótce odkryła bolesną prawdę
Catfish to nie tylko osoba, to zjawisko. To tworzenie fałszywego profilu w Internecie, zmiana imienia, nazwiska, historii, a nawet płci po to, aby kogoś uwieść. Właśnie z takim mężczyzną miała do czynienia Dorota, która myślała, że w czarującym Benie odnalazła bratnią duszę.
03.01.2020 | aktual.: 05.01.2020 11:57
34-letnia Dorota przez 12 lat mieszkała w Anglii. To właśnie tam po raz pierwszy zainstalowała aplikację Tinder, która była wówczas zupełną nowością. Kobieta spotkała się z kilkoma mężczyznami i wszystkie randki wspomina pozytywnie. Na umówionym miejscu zjawiała się osoba, którą widziała wcześniej na zdjęciach, jednak w żadnej z nich nie znalazła bratniej duszy. Przynajmniej do czasu, gdy zaczęła pisać z Benem.
- Bena poznałam 6 lat temu. Przykuł moją uwagę ciekawymi zdjęciami. Był atrakcyjny, ale nie w typie modela. Wygląda na fajnego chłopaka. Aplikacja dobrała nas w parę i zaczęliśmy rozmawiać – opowiada.
Rozmowy ciągnęły się całe dnie
Relacja nabierała tempa, a para zaczęła nie tylko pisać, ale również rozmawiać przez aplikację Viber. Dorota pracowała wówczas jako ochroniarka w klubie. Stała na bramce, w jednym uchu miała słuchawkę od radia w pracy, a w drugiej słuchawkę od telefonu prywatnego. Para była w kontakcie nieprzerwanie przez osiem godzin, tematy wcale im się nie kończyły.
- Rozmawialiśmy naprawdę bardzo długo. Ben był słodki i miły. Szybko zaczęliśmy zwierzać się sobie nawzajem oraz wysyłać różne zdjęcia. Muszę jednak przyznać, że nasza relacja nie miała charakteru seksualnego, co w zasadzie mi się podobało. Nie chciałam bazować na namiętności online. Nasze zdjęcia były najczęściej obrazami z życia codziennego. Pokazywaliśmy sobie to, co aktualnie robimy albo wysyłaliśmy zabawne selfie – podkreśla Dorota.
Zauroczona internetową znajomością kobieta zaproponowała Benowi spotkanie. Chłopak przyznał, że również mieszka w Londynie, ale jednak na początku nie chciał się na nie zgodzić.
- Stosował różne wymówki. Wówczas nie rozumiałam, dlaczego, ostateczne zgodził spotkać się na placu w centrum miasta, bodajże o godzinie 16 – wspomina 34-latka. – Byłam bardzo podekscytowana. Czułam, że coś może z tego być. Mieszkałam wówczas z kolegą gejem, który dwie godziny pomagał mi wybrać strój na randkę. Zadbaliśmy o najmniejszy szczegół, makijaż, fryzurę i dodatki – mówi.
Dorota punktualnie pojawiła się wyznaczonym miejscu, ale Ben się nie pojawiał. Paliła papierosa za papierosem, wypisując do mężczyzny, który jak nigdy nie odbierał od niej wiadomości. Po godzinie wróciła do domu.
Odwołał randkę, bo spadł ze schodów
- Uderzyło mnie to psychicznie. Siedziałam i płakałam – wyznaje 34-latka. – Ben odezwał się dopiero po jakiś dwóch godzinach. Przeprosił i powiedział, że tak szybko spieszył się na spotkanie ze mną, że potknął się, spadł ze schodów i trafił do szpitala. Nie uwierzyłam mu.
Chociaż Ben przestał być wiarygodny w oczach Doroty, dziewczyna nie zerwała znajomości od razu. Udała troskę i poprosiła, aby chłopak wysłał jej zdjęcia ze szpitala. Odmówił, twierdząc, że jest cały poobijany i nie chce, aby kobieta widziała go w takim stanie.
- Byłam ciekawa, jak daleko jest w stanie zajść z tymi kłamstwami, co jeszcze wymyśli – opowiada 34-latka, która bardzo chciała odkryć prawdę.
Szukając sposobu na zdemaskowanie Bena odkryła, że istnieje, wówczas mniej popularna, funkcja wyszukiwania obrazem. "Po wstawieniu zdjęć do wyszukiwarki, system zaczyna szukać w sieci podobnych grafik, jednocześnie pokazując skąd pochodzą" – wyjaśnia.
Okazał się catfishem
Na początku Dorota przetestowała ją na własnych zdjęciach. Gdy system prawidłowo wskazał Facebooka i jej lokalizację, postanowiła zrobić to samo ze zdjęciami poznanego w sieci chłopaka. Google bardzo szybko rozpoznał jego twarz i okazało się, że Ben wykorzystywał wizerunek innej osoby.
- Znalazłam profile na Instagramie oraz Facebooku chłopaka, którego zdjęcia wysyłał mi Ben. Okazało się, że to włoski model Alessandro, ale nie zorientowałam się, bo Ben celowo selekcjonował fotografie. Nie wysyłał mi sesyjnych zdjęć, na których przypomniałby zawodowego modela. Chciał być autentyczny, więc wybierał neutralne selfie, albo grupowe zdjęcia, na których przebywał ze znajomymi lub bawił się z psem – zdradza 34-latka.
W końcu dziewczyna zadzwoniła do Bena i oznajmiła, że chyba mają wspólnego znajomego. Gdy zaskoczony chłopak zapytał kogo, Dorota podała nazwisko włoskiego modela. W tym momencie Ben odłożył słuchawkę i więcej się nie odezwał. Dorota próbowała poinformować Alessandro, że ktoś kradnie jego tożsamość. Skomentowała mu jedno ze zdjęć, informując o sytuacji, jaka ją spotkała.
- Po godzinie odpisała mi kobieta z Teksasu, która również poznała na Tinderze mężczyznę używającego tych samych zdjęć. Po dłuższej rozmowie ustaliłyśmy, że obie miałyśmy do czynienia z tą samą osobą. Opowiadał nam identyczne historie, na przykład o swoim zwyczaju układania butów na schodach w przedpokoju – wyznaje dziewczyna.
Dorota chciała podzielić się swoją historią z innymi kobietami. Wierzy, że wiele innych spotkała podobna historia i choć sama przeżyła zawód miłosny, nie ma żadnego powodu do wstydu. Chociaż początkowo czuła się załamana, z perspektywy czasu nabrała do całej sytuacji dużo dystansu.
Psycholog o catfishingu
Zdaniem psycholog Marii Rotkiel, tendencja to tworzenia fałszywych tożsamości wcale nie pojawiła się w dobie internetu.
- Do internetu przeniosło się nasze życie społeczne ze wszystkimi jego obciążeniami i patologiami. Samo zjawisko kreowania nowej tożsamości i udawania kogoś innego jest jednak znane od zarania dziejów. Internet jedynie nam to kłamstwo ułatwia – stwierdza. – Budowanie sztucznej tożsamości może być wynikiem trudności, czy wręcz zaburzeń psychicznych, a czasami to kwestia tego, że ktoś jest niedowartościowany czy sfrustrowany swoim realnym życiem. W ten sposób radzi sobie z silnymi emocjami i niską samooceną. W rzeczywistości jest wycofany społecznie, a wirtualnie prowadzi barwne życie towarzyskie – podkreśla ekspertka.
Jak podkreśla Maria Rotkiel, osoby tworzące sztuczne tożsamości tylko pogłębiają swoje problemy, bo zamiast uczyć się walczyć ze słabościami, na siłę je łagodzą. To szkodliwe zarówno dla nich, jak i osób, które próbują wejść z nimi w relacje. Co ciekawe, nie potrzebujemy znać prywatnie danej osoby, aby poczuć z nią silniejszą więź.
- Czasem jest tak, że fascynujemy się lub zakochujemy w naszej fantazji na temat drugiej osoby. Najlepszym przykładem tego zjawiska jest fascynacja idolami, aktorami, celebrytami. Ludzie autentycznie są nimi zauroczeni postaciami, chociaż znają jedynie ich wizerunki sceniczne – zauważa Rotkiel.
Według ekspertki Dorota mogła zafascynować się swoim wyobrażeniem na temat Bena i jej przywiązanie do internetowej znajomości nie jest niczym dziwnym.
- Ludzie fantazjują na temat przyszłości. Często jest tak, że nie mamy wglądu w to, co się dzieje, koncentrując się na tym, co mogłoby się zadziać. Marzymy, wyobrażamy sobie różne rzeczy, uciekając od aktualnych wydarzeń. Nawet w przypadku wirtualnych relacji emocje mogą być jednak prawdziwe. Naprawdę tęsknimy, płaczemy i mamy prawo czuć się oszukani – podkreśla Maria Rotkiel.
**Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl