"On był idealny". 19‑tygodniowy chłopczyk żył tylko kilka minut, jego zdjęcia poruszyły tysiące osób
„Był całkowicie ukształtowany. Widziałam, jak bije jego serce w małej piersi. Trzymałam go i płakałam spoglądając na idealnego, malutkiego syna”. Lexi Fretz była w 19. tygodniu ciąży, gdy doszło do przedwczesnego porodu. Chłopczyk żył tylko kilka minut. Zdjęcia maleńkiego Waltera i jego rodziny polubiło prawie pół miliona internautów. Matka chłopczyka uważa, że takie zdjęcia mogą wstrząsnąć zwolennikami aborcji. - Tylko dlatego, że nie możemy zobaczyć dziecka, które jest w nas, nie oznacza, że to zlepek komórek - przekonuje.
26.09.2016 | aktual.: 26.09.2016 14:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lexi Fretz jest amerykańską fotografką z Pensylwanii. Ma dwie córeczki. Trafiła do szpitala w 19. tygodniu trzeciej ciąży. Gdy czekała na kontrolne USG, zaczęła rodzić. - Nie byłam na to gotowa psychicznie. Nie chciałam, żeby doszło do przedwczesnego porodu. Pielęgniarka wyszła po lekarza, a ja zostałam sama. Żadnej pomocy, żadnego współczucia, nic. W głębi serca wiedziałam, że tracę moje dziecko. W pewnym momencie jedna z pielęgniarek weszła i powiedziała: twój płód jest wciąż zdolny do życia. Szczerze, chciałam ją spoliczkować - relacjonuje na swojej stronie f2photographybylexi.wordpress.com.
Walter Joshua urodził się o 21:42. - Podano mi go, tak szybko, jak tylko odcięto pępowinę. Rozpaczliwie płakałam. On był idealny. Był całkowicie ukształtowany i wszystko było na swoim miejscu. Widziałam, jak bije jego serce w małej piersi. Trzymałam go i tuliłam. Liczyłam palce u jego nóg i całowałam główkę.
Rodzice Waltera zdecydowali się na opublikowanie poruszających zdjęć swojego dziecka.
Zdjęcia trafiły na stronę Lexi Fretz.
- Początkowo nie chciałam żadnych zdjęć. Teraz bardzo się cieszę, że mąż przyniósł aparat i uwiecznił te kilka wspólnych chwil. Jestem zszokowana, że nasz synek w swoim króciutkim życiu poruszył tak wiele osób. Otrzymuję wiadomości od tych, którzy doświadczyli utraty lub wzruszyli się naszą historią. Ludzie piszą do mnie, że tych zdjęć użyli, aby dotrzeć do osób rozważających aborcję. Tylko dlatego, że nie możemy zobaczyć dziecka, które jest w nas, nie oznacza, że to zlepek komórek. Walter był idealnie uformowany. Gdyby miał choćby kilka tygodni więcej, miałby może szansę, by wywalczyć życie.
Kiedy dziecko rodzi się martwe, albo umiera tuż po porodzie, rodzice przeżywają niewyobrażalną tragedię. Fundacja „Kiedy kładę się do snu” ze Stanów Zjednoczonych twierdzi, że z bólem trzeba się zmierzyć i w ramach wolontariatu robi pośmiertne zdjęcia maluchów. Zwyczaj ten dotarł też do Polski. Promują go twórczynie poradnikowej strony Poronienie.pl, należącą do SRpP (Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu), na której dzielą się swoimi doświadczeniami związanymi z utratą dziecka. Rodzice zgłaszają chęć uwiecznienia wizerunku swojego dziecka. Fotograf - wolontariusz współpracujący z fundacją przyjeżdża na miejsce i organizuje sesję zdjęciową, której efektem są czarno-białe, bardzo wyważone i delikatne fotografie. Wszystko po to, żeby rodzice mogli uczcić pamięć i pożegnać swoje zmarłe dziecko. Dzięki zdjęciom mogą też podzielić się żalem z innymi, pokazać swoje maleństwo rodzinie, czy przyjaciołom.