FitnessOsiędbanie, czyli ważny jest oddech, odpoczynek, dobry seks, a nawet... siku

Osiędbanie, czyli ważny jest oddech, odpoczynek, dobry seks, a nawet... siku

Aga Kozak
Aga Kozak
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | archiwum prywatne
17.06.2021 15:08

Wiele osób myli self-care czy self-love – czyli osiędbanie czy się kochanie – z niekończącymi się rytuałami kosmetycznymi, jogą i relaksacją. Oczywiście są to składowe dbania o siebie, jest to jednak pojęcie bardziej złożone, w którym ważna jest również dbałość o swoje finanse, Planetę, relacje, wspólnotę… Generalnie holistyczne spojrzenie na siebie.

Kiedy uczyłam na warsztatach osiędbania, zawsze używałam metafory maski tlenowej, spadającej na nas w samolocie. Instrukcja mówi, że najpierw zakładamy ją sobie, a potem drugiej osobie – czy to starszej, czy dziecku. Ta prosta metafora trafiała bezbłędnie. Uczestniczkom warsztatów – bo były to warsztaty głownie skierowane do kobiet, które kulturowo wpojoną mają opiekę nad drugą osobą, rozdawanie siebie, "poświęcenie" – unaoczniało to prostą zasadę, że dopóki nie zadbamy o siebie, nie będziemy mieli/miały czasu dbać o cały świat.

Za tym szło często rysowanie poziomu swojej "baterii" – prosiłam je, by narysowały kształt podobny do tego w prawym, górnym rogu ekranu telefonu i narysowały swój poziom "naładowania". Nie musze chyba pisać żadnych "spoiler alerts" – jasne chyba jest dla wszystkich, że większość z uczestniczek warsztatów miała je gorzej "naładowane" niż zadbane telefony.

Co sprawia, że telefon naładujemy, ale siebie zużyjemy do poziomu, w którym "bateria" wręcz wywija się na drugą stronę, "lecimy na oparach" czy reagujemy dopiero wtedy, gdy padamy lub kładzie nas choroba? Jedna z moich ulubionych thinkfluencerek, badaczka społeczna i jedna z ukochanych osobowości rozwojowych USA, kobieta, która przestawiła korporacyjnej Ameryce skarby niedoskonałości i pojęcie "vunerability", czyli Brene Brown mówi, że zmiana myślenia o tym, że ważne jest dbanie o sobie i o nasze zasoby będzie trudna w kulturze, która gratyfikuje za padanie na pysk ze zmęczenia pracą. Znacie to? Ludzie chwalący, że tak się upracowali w tym tygodniu, ze w sobotę wieczorem odłożyli dopiero laptopa i spali całą niedzielę i SĄ Z TEGO DUMNI?

Przypomina mi się tylko "anegdota" mojej przyjaciółki – piszę to w cudzysłowie, bo nie jest ona dla mnie zbyt śmieszna, raczej tragiczna – która pojechała na stypendium do Berlina. Drugiego dnia zaproszono ją na zapoznawczą kolację na dachu. Usiadła koło chłopaka, którego powierzchowność mogłaby wskazywać na ciekawą profesję. "Czym się zajmujesz – w sensie pracy?" – zapytała. "Jest po 17, nie rozmawiamy tu już o pracy, rozmawiamy o życiu i ważnych sprawach" – odpowiedział. Wyobrażacie sobie szok osoby, która pochodzi z kraju, w którym turbokapitalizm, praca w NGO-sach i system wmówiły nam, ze jesteśmy swoją pracą? Ja tak, sama przeżyłam podobny, gdy opowiedziała mi tę historię.

Kiedy rozmawiam z ludźmi o self-care, często zadaję dziwne pytania intymne. Np. o to, czy seks jest dla nich priorytetem (udane życie seksualne wpływa na resztę naszego życia, seks jest zdrowy, niby nie służy niczemu, a jest tak po prostu – o ile jest dobry! – dla nas dobry) albo o siku.

To siku to sprawa szalenie ważna. Pytam osoby, czy chodzą siku wtedy, kiedy im się zachce, czy trzymają do momentu, kiedy uznają, że "już można", albo czy w ogóle, ogarnięci pracową powinnością zauważają, ze im się chce. To ciekawy probierz. Zwierzęta sikają, kiedy czują potrzebę, jedzą, kiedy są głodne, piją, kiedy potrzebują. One nie siedziałyby zgarbione godzinami bez zapalonej lampki, zgarbione nad tekstem zapominając zjeść obiad czy się napić – jak mnie samej się wielokrotnie zdarzyło, kiedy siedzę nad tekstem, który "muszę", albo który mnie tak pochłania. Zdanie sobie z tego sprawy i ciągłe sprawdzanie – zalecam moim podopiecznym, żeby sobie na samym początku nastawili budzik – czy jesteśmy wysikani, najedzeni, napojeni i mamy światło, oraz nie siedzimy pokręceni na krześle jest podstawą self-care. No i jeszcze oddychanie, bo o tym też zdarza nam się zapomnieć, ale o tym można by napisać parę książek.

Więc tak: joga, medytacja są ważne: działają na nasz oddech, umysły i ciała, osadzają w czuciu, ale równie ważne jest dbanie o life–work balance. I nie mam tu na myśli tylko działań jednostkowych i – jak mówi moja ulubiona kumpela, która uczy oszczędzania czasu, Bożena Kowalkowska – np. planowania tygodnia od wpisywania w kalendarz przyjemności (spróbujcie, to zmieni wasze życie, serio!). Mam na myśli np. dbanie o swoje granice – czyli mądre mówienie "nie", dbanie o swoje relacje – przyjaźnie, rodziny z wyboru i miłości. Sprawdzanie co dla nas ważne i budowanie na tym systemu wartości. Odrzucanie tego co dla nas toksyczne – w tym ludzi, środowisko pracy, czy… kraj. Bo co za tym idzie, jako self–care rozumiem dbanie o środowisko – w sensie Planety, kraju, społeczności. Mądre głosowanie, aktywizm (który daje nam to, czego wszystkim brakuje – czyli poczucie sensu i helper’s high, który jest lepszym hajem niż haje po wielu innych rzeczach) patrzenie rządom na ręce i sprawdzanie co z tego, co nam nie służy pochodzi z wpojonych nam przez kulturę czy system rodzinny przekonań a co z podyktowanych przez system polityczny zasad.

Te – często omijane przez osoby na ścieżce duchowej i osiędbaniowej – aspekty są dla mnie o wiele ważniejsze niż palenie szałwii (byle nie palo santo, podobno wyniszczamy tym połacie ziemi!) czy wklepywanie kremu w poszczególne części ciała (ale tak, chwile z tym kremem są dla nas czasem bardzo, bardzo ważne!) czy długie, zaplanowane poranki (którym nota bene sama hołduję).

Nie mogę jednak nie myśleć o tym, że ktoś, kto ma dwójkę dzieci i niezapewnioną systemową opiekę nad nimi nie będzie patrzył ani w stronę medytacji (która oczywiście byłaby zbawienna, bo zawsze jest), ani kremu, a za propozycję poranka zaczynającego się jogą o czwartej, by zdążyć ze wszystkim przed momentem gdy bąbelki wstaną – posłał mnie do diaska. Kluczowe w self-care jest więc dla mnie rozpoznanie potrzeb, które czasem odbywa się ciszy i własnym rozrachunku, a czasem w świadomości, którą daje rozmowa z innymi ludźmi, mądra wspólnota. Kiedy rozpoznamy potrzeby możemy iść ku takiemu self-care, jaki NAPRAWDĘ jest nam potrzebny, nie takiemu, który dyktują nam w uproszczonej wersji sprzedawcy rozwiązań na skróty.

Aga Kozak - dziennikarka, coacherka, specjalistka well being, nauczycielka medytacji. Współpomysłodawczyni i współorganizatorka Festiwalu Kręgi. Prowadzi wraz z Angeliką Kucińską podcast "Sharing is caring".

Obraz

My w ramach projektu Kręgi namawiamy, by zawsze zająć się najpierw sobą, by móc dać innym coś od siebie. Bezwzględnie jednak potrzebujemy siebie nawzajem i o swoich granicach rozmawiać, czasem nawet się o nie spierać - jednak z czułością i szacunkiem. I o tym właśnie jak być razem i jak się ze sobą dogadywać będziemy rozmawiać na Festiwalu Kręgi, który już w ten weekend. Dołączcie do nas na panele, warsztaty i targi!

Więcej o Festiwalu Kręgi znajdziecie TUTAJ.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także