Wieszają karteczki na klatkach schodowych. Ekspertka mówi, co za tym stoi
- Rzeczywiście, przyszło sporo osób, a że to był lipiec, siedzieliśmy też na balkonie. Następnego dnia zobaczyłam, że na tablicy ogłoszeń jest skierowana do mnie kartka. Od razu ją zerwałam, ale i tak najadłam się wstydu - wspomina Magda, która doświadczyła "komunikacji kartkowej".
28.11.2023 | aktual.: 28.11.2023 08:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Komunikacja kartkowa" to często wybierany sposób przekazywania trudnych wiadomości innym sąsiadom. Zamiast bezpośredniej rozmowy jest liścik, zazwyczaj powieszony w windzie lub na tablicy ogłoszeń albo wrzucony do skrzynki. Często przekonują się o tym chociażby właściciele psów. - Nigdy nie pomyślałabym, że razem z moim chłopakiem możemy zostać adresatami kartki od wkurzonego sąsiada - śmieje się Aleksandra z Krakowa.
Szczeniak załatwiał się na klatce. Sąsiedzi mieli dość
Kilka miesięcy temu para wzięła pieska, który miał osiem tygodni. - Jak to szczeniak - musiał przejść trening czystości i nauczyć się załatwiać potrzeby fizjologiczne na zewnątrz. To wymaga czasu i cierpliwości. Wyprowadzaliśmy go nawet co dwie godziny, gdy tylko zjadł, wypił sporo wody, obudził się z drzemki czy po zabawie. Oczywiście nieraz zdarzała mu się wpadka w domu. Zgodnie z zaleceniami po prostu ścieraliśmy kałużę, zaciskaliśmy zęby i mieliśmy nadzieję, że ten etap szybko się skończy, a nasz piesek z czasem załapie, że siku robi się na zewnątrz.
To jednak nie było największym problemem. - Pół biedy, że załatwiał się w domu. Mieszkamy w bloku i niestety pies często popuszczał na korytarzu lub w windzie. Kursowaliśmy z chłopakiem z mopem nawet kilka razy dziennie, od razu któreś z nas ścierało plamę. Pryskaliśmy korytarz specjalnymi aerozolami, które miały maskować zapach moczu i odstraszać psa, próbowaliśmy też domowych sposobów jak woda z octem albo cytryna, które akurat niewiele dawały. Nosiliśmy psa na rękach, żeby zminimalizować ryzyko, ale wiedzieliśmy, że musimy też normalnie go wyprowadzać, żeby mógł się nauczyć - opowiada Aleksandra.
- Było nam strasznie głupio przed sąsiadami. Kiedy wpadka zdarzyła się w windzie, wielu z nich się śmiało, ale sporo było też wyraźnie zdenerwowanych - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kiedy kobieta musiała wyjechać na kilka dni, psem opiekował się tylko jej partner. - Któregoś wieczoru zadzwonił do mnie załamany. Okazało się, że w windzie ktoś powiesił kartkę z przesłaniem do nas - mówiła.
"Drodzy sąsiedzi, gdy się ma pieska, to trzeba trochę uszanować powierzchnię wspólną, bo od jakiegoś czasu pierwsze piętro jest notorycznie zesikane! Szanujmy się nawzajem" (pisownia oryginalna – przyp. red.) - napisał zirytowany anonim.
- Wiem, że ten ktoś miał prawo się wkurzyć. Ale naprawdę się staraliśmy i wszystko od razu sprzątaliśmy, nigdy nie zdarzyło się, że coś zostawiliśmy - komentuje Aleksandra. - Było mi głupio, ale, szczerze mówiąc, sama też się zdenerwowałam. Nie wiem, czy ktoś może prawić morały o szacunku, kiedy ewidentnie mieszka na moim piętrze, a nie jest w stanie pogadać osobiście i spytać, czy może jakoś pomóc albo cokolwiek doradzić, tylko z wyższością ochrzania z anonimowej karteczki. Chłopak od razu ją zerwał i drugi raz już się nie pojawiła.
"Uprasza się sąsiada o niezachowywanie się jak bydło"
To niejedyny taki przykład. W innym bloku, w Warszawie, sąsiedzi zezłościli się na mieszkańca, którego pies załatwiał się na dole klatki schodowej, tuż przy schodach. Niestety, tym razem właściciel miał po nim nie sprzątać.
"Uprasza się sąsiada o niezachowywanie się jak bydło i pilnowanie własnego psa, który nagminnie obsikuje schody z balustradą w tym miejscu. Jak nie jesteś w stanie jego upilnować to sprzątnij po swoim zwierzęciu, jak wymaga tego kultura i przepisy" (pisownia oryginalna – przyp. red.) - czytamy.
- Na pewno wisi już od kilku tygodni - mówi internautka, która wysłała zdjęcie. - Na dodatek jest na samym dole przy windach, więc każdy mija to miejsce.
Sama tam, gdzie ktoś nakleił kartkę, nigdy nie zauważyła plamy. - Czasem tylko zdarzało się to w windzie – przyznaje. - Ale ja sama nie robię afer z tego powodu. Jeśli ktoś ma psa to różne rzeczy mogą się zdarzyć, można czegoś nie zauważyć.
"Okropnie najadłam się wstydu"
Złość sąsiadów wywołuje nie tylko bałagan, ale też hałas - uporczywe szczekanie psa, głośny seks czy imprezy. Za to oberwało się Magdzie, która zorganizowała w mieszkaniu urodziny. - Rzeczywiście, przyszło sporo osób, a że to był lipiec, siedzieliśmy też na balkonie. Następnego dnia zobaczyłam, że na tablicy ogłoszeń jest skierowana do mnie kartka. Od razu ją zerwałam, ale i tak najadłam się wstydu - mówi.
"Sąsiadko z drugiego piętra! Proszę stosować się do ciszy nocnej, blok to nie miejsce na imprezy!!! Następnym razem wezwiemy policje!" (pisownia oryginalna – przyp. red.) - pisali sąsiedzi.
"Mamy prawo czuć się komfortowo w miejscu, w którym mieszkamy"
- Obecność "komunikacji kartkowej" na klatkach schodowych moim zdaniem wynika z kilku rzeczy. Po pierwsze, kiedy mieszkamy na wspólnym osiedlu, siłą rzeczy istnieją sprawy, które dotyczą nas wszystkich, na przykład poziom dopuszczalnego hałasu. Jednocześnie często nie znamy się na tyle dobrze, by móc otwarcie rozmawiać o problemach osiedlowych, a dodatkowo ktoś, kto ma trudności w bezpośredniej komunikacji, często czuje się bezpieczniej, pisząc kartkę tego typu – komentuje Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka i psychoterapeutka.
Podkreśla, że pisanie kartek jest też związane z lękiem przed konfrontacją. - Boimy się poprosić kogoś wprost, by posprzątał po swoim psie, więc wyrażamy tę prośbę na papierze, unikając rozmowy twarzą w twarz - mówi. - Czasami wynika to też z chęci zawstydzenia danej osoby. Jeśli zwracamy się do konkretnego mieszkańca w ten sposób, inne osoby mogą to zobaczyć, co może wywrzeć efekt społecznego napiętnowania, naznaczenia.
Psycholożka wskazuje, że są też sytuacje, w których zwyczajnie nie wiemy, do kogo powinniśmy się bezpośrednio zwrócić. - Na przykład nie mamy pewności, kto zostawił swój rower na naszym miejscu parkingowym i dlatego prosimy nieznaną osobę o zabranie go.
- Taka forma komunikacji nie jest czymś samym w sobie negatywnym, ale w wielu sytuacjach warto jednak zdecydować się na komunikację bezpośrednią. Mamy przecież prawo czuć się komfortowo w miejscu, w którym mieszkamy. Prośba do sąsiada, aby ściszył muzykę, może być naturalnym treningiem asertywności. Warto zadać sobie pytanie, czego się obawiam lub wstydzę, a następnie porozmawiać o tym z bliską osobą. Jeśli jednak poczucie, że nie możemy komunikować swoich potrzeb, jest zakorzenione bardzo głęboko i wynika chociażby z zaniedbania emocjonalnego w dzieciństwie, to bez wątpienia sugerowałabym konsultacje u psychoterapeuty – dodaje.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!