Pan Adam Rojewski od 27 lat prowadzi zakład szklarski. Teraz walczy o utrzymanie lokalu
Adam Rojewski od prawie 30 lat prowadzi zakład szklarski na warszawskim Powiślu. Pandemia koronawirusa sprawiła, że poważnie zastanawiał się nad zamknięciem pracowni. Kiedy w sieci pojawił się apel o pomoc, spotkałam się z panem Adamem, aby poznać jego historię.
05.07.2020 | aktual.: 05.07.2020 16:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przy ulicy Tamka w Warszawie stoi duży budynek, w którym mieszczą się popularna siłownia i dyskont. Kawałek dalej znajduje się mała furtka i podwórko, a w nim klimatyczny zakład szklarski. Tamka 40 to adres wyjątkowy dla pana Adama Rojewskiego. To tam ma swoją małą pracownię i sklep z pięknymi lustrami oraz wyrobami ze szkła.
– Prowadzę to miejsce od 27 lat. Miałem mistrza w osobie pana Zbyszka, który na rogu Tamka i Cichej prowadził swój zakład od 1953 r. Zaraził mnie pasją do szkła i luster. To jest jego kontynuacja – mówi mi pan Andrzej i pokazuje czarno-białe zdjęcie, które wisi nad wejściem do sklepu. To pan Zbyszek.
W 1980 r. pan Adam Rojewski zdobył tytuł mistrzowski. Swoją pierwszą pracownię otworzył przy Alei Niepodległości. Po kilku latach musiał opuścić to miejsce i zadomowił się na warszawskim Powiślu.
– Wcześniej rozmawiałem z panem Zbyszkiem, czy nie ma nic przeciwko, abym otworzył swój zakład tak blisko niego. Powiedział, że absolutnie nie – wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta.
Do tej pory interes szedł całkiem nieźle, a pan Adam nie narzekał na brak klientów. Niestety, pandemia koronawirusa sprawiła, że ostatnie tygodnie były trudne.
– Specjalizuję się praktycznie we wszystkim, co można wykonać ze szkła. Oprócz kabin prysznicowych – żartuje.
Pokazuje mi piękne oryginalne lustro z XIX w., a także swoje prace. Widać, że ma fantazję i lubi tworzyć rzeczy niebanalne. Nic dziwnego, że do grona jego klientów należały takie osobistości jak Jan Kobuszewski czy Irena Kwiatkowska. Ich zdjęcia z pięknymi dedykacjami wiszą tuż przy wejściu do zakładu.
– Co ich do mnie sprowadziło? Proza życia, przedmioty użytkowe. Artyści też ludzie – mówi żartobliwie.
Sytuacja się zmieniła w ciągu ostatnich miesięcy. Klienci nie ustawiali się w kolejce, a pan Adam sam wymyślał nowe projekty, które tworzył w czasie izolacji.
– W czasie pandemii przychodziłem tu prawie codziennie. Nie wytrzymałbym w domu. To byłaby dla mnie gehenna. Klientów nie było wcale. Ja sobie tutaj robiłem lusterka. Zawsze coś się znalazło. Pandemia spowodowała pustkę, kurtynę. Powstała cisza. Nie było żywej duszy w moim zakładzie – opowiada.
– Wszystkie normy, które obowiązywały przed pandemią, już nie obowiązują. Teraz to się wszystko tworzy od nowa. Mówić o kontynuacji to bez sensu. Jest nowy świat, inne spojrzenie. Teraz wszystko kupuje się przez internet – podkreśla.
Na szczęście pan Adam może liczyć na wspaniałych sąsiadów.
– Mam wspaniałych ludzi wokół siebie i okazuje się, że sporo z nich chce mi pomóc. Na Instagramie pojawił się profil z moimi pracami. Od tej pory zacząłem odczuwać potęgę internetu.
Kiedy władze wprowadziły obostrzenia, pan Adam złożył pismo o obniżenie czynszu. Odpowiedź była pozytywna, a opłatę pomniejszono o 20 proc.
– Co miesiąc jest ewentualna aktualizacja, ile mam faktycznie płacić. Teraz zakład jest otwarty, ale co z tego, jak nie ma klientów. Ciężko mi opuszczać to miejsce, ale ekonomia jest bezlitosna.
Przeczytaj: Wiklina znika z mapy Warszawy po 30 latach działalności. Pan Sylwester w ostatnim tygodniu poznał siłę internetu
W małej pracowni przy Tamka znajduje się mnóstwo luster, staroci, antyków, plakatów, ozdób. Do każdej z tych rzeczy pan Adam podchodzi z wielkim sentymentem.
– Co ja z nim zrobię, jeśli stąd się wyniosę? Nie wiem. Jak patrzę na tę fotografię, to tak jakbym go znał. Jedno z najlepszych zdjęć, jakie widziałem. Nie wiem, z którego roku jest, ale czuję sentyment. Nie mam bladego pojęcia dlaczego – mówi i pokazuje czarno-białe zdjęcie małego chłopca.
Lustra, które tworzy, są piękne. Tak naprawdę zrobi wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Podczas wizyty prezentuje mi lustra z malowidłami, ze zdobieniami, gładkie, farbowane. Wszystko wyjątkowe i ręcznie wykonane. Ceny wcale nie odbiegają od tych sieciówkowych. Mimo swojej sytuacji stara się podchodzić do życia z optymizmem i ma nadzieję, że uda mu się utrzymać lokal, a klienci szybko powrócą.
– Lustra są marudne, złośliwe. Mogą być też wesołe. Zawsze uważałem, że lustra mają humory i duszę.
W trakcie mojej wizyty okazuje się, że pan Adam to człowiek wielu talentów. W jego pracowni znajdują się też obrazy. Każdy jest zupełnie inny, wyjątkowy.
– Skomplikowana kwestia. To są moje obrazy, ale moja żona ich nie toleruje. Tutaj mają azyl. Malowanie to moja terapia – dodaje.
Choć pandemia wpłynęła na obroty, pojawił się też inny problem. Pan Adam ma podpisaną umowę o najem lokalu przy Tamka 40 do końca roku. Nie wiadomo, co wydarzy się później.
– Do dzisiaj nie wiem, czy umowa zostanie mi przedłużona. Po 27 latach usłyszałem, że mam wziąć udział w przetargu. Jeśli nie utrzymam tego lokalu, to kończę działalność. Jestem za stary, żeby zaczynać gdzieś indziej. Dla mnie fizycznie i psychicznie jest to niewykonalne.