Blisko ludziPartnerka Czapkinsa rok po jego śmierci staje na nogi

Partnerka Czapkinsa rok po jego śmierci staje na nogi

Tomasz Mackiewicz zginął podczas siódmej, jedynej udanej, próby zdobycia szczytu Nanga Parbat. Rok po tragicznych wydarzeniach głos zabiera jego partnerka, Anna Solska – Mackiewicz. W wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" mówi o próbach uratowania Czapkinsa, żalu do Krzysztofa Wielickiego i dzieciach, którym tata zostawił wspomnienia.

Partnerka Czapkinsa rok po jego śmierci staje na nogi
Źródło zdjęć: © PAP
Aleksandra Kisiel

19.01.2019 | aktual.: 20.01.2019 10:39

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Anna Solska – Mackiewicz (formalnie nie byli małżeństwem, Solska zmieniła nazwisko na Solska - Mackiewicz już po śmierci himalaisty) i Tomasz "Czapkins" Mackiewicz stanowili bardzo ekscentryczną parę. On – himalaista, niepokorny duch kwestionujący zasady i konwencje, ona – matka, która właśnie wychodziła z nieudanego związku. Połączyły ich trudne doświadczenia z młodości, a z czasem okazało się, że są dla siebie stworzeni. W wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" Solska - Mackiewicz mówi wręcz, że gdyby Czapkins był kobietą, byłby nią. A gdyby ona była mężczyzną, byłaby nim.

Szczęście na zielonej wyspie

Poznali się w Polsce. Próbowali związać koniec z końcem, wychowywać dzieci z poprzednich związków – ona, syna Antka, on: córkę Tonię i syna Maksa. Potem pojawiła się mała Zoja- córka Czapkinsa i Anny. Zdecydowali, że czas szukać szczęścia w Irlandii. W Polsce, jak wspomina Solska – Mackiewicz, nie byli w stanie się utrzymać. Antek musiał zostać w kraju. Jego tata nie wyraził zgody na wyjazd chłopca. Anna, Zoja i Tomasz zamieszkali w małej chatce w Irlandii. - Kiedy go zobaczyłam, byłam wstrząśnięta, bo trudno było tę chatkę nazwać domem. Ale Tomek widział ją taką, jaka będzie, a nie taką, jaka jest. Trudno było uwierzyć, że tę stuletnią chatynkę wyremontujemy, bo za co? Ale znajomi Tomka podarowali nam wannę, toaletę, kafelki, jakieś meble. Tomek wziął kredyt z pracy i zrobił wylewkę podłogową. Wszystko się powoli składało – wyznała w rozmowie z gazetą.

Zero kompromisów

Pseudonim "Czapkins" był związany z zamiłowaniem Tomasza do nietypowych nakryć głowy. Partnerka przyznaje, że był nonkonformistą. Czasem niechlujny, często ostentacyjnie łamał konwencje. Czy to w życiu zawodowym, czy w świecie himalaistów. Nie był tam akceptowany. Partnerka twierdzi wręcz, że kpiono z niego, jego dokonań, faktu, że fundusze na wyprawy pozyskiwał przez corwdfunding, a nie przez sponsorów, kontrakty. Gdy w styczniu 2018 roku podczas siódmej wyprawy na Nanga Parbat, Czapkins w końcu zdobył upragniony szczyt, ale nie był w stanie wrócić na dół, jego losem nagle zainteresowała się cała Polska.

Obraz
© Facebook.com

Czekając na cud

Anna Solska – Mackiewicz wspomina te tragiczne dni sprzed roku. - Kiedy Eli przysłała mi SMS-a, by organizować akcję ratunkową, pomyślałam: koniec, nie wróci do mnie. Nie chciałam się z tym pogodzić – partnerka Czapkinsa zasypywała Elizabeth Revol smsami, podpowiadała co zrobić, organizowała akcję ratunkową razem z przyjaciółmi Tomasza. Oni już wiedzieli, że ratują tylko Eli, która wraz z Czapkinsem zdobyła himalajski szczyt. Mama Zoji nadal wierzyła w cud. I uważa, że ten się wydarzył. I to niejeden. Zdziwiona dziennikarka dopytuje: "Cud? Przecież pani partner nie wrócił". - Cud to ingerencja nadprzyrodzonej siły, która splata okoliczności. Dla mnie tą siłą był Tomek. Cudem było to, że zszedł z Eli ze szczytu niżej, bo w przeciwnym razie ona zostałaby z nim na zawsze na Nandze – wyjaśnia. - Cudem było, że być może dał jej sygnał, że musi go zostawić w szczelinie i ruszyć po pomoc. Ona nie chciała go zostawiać, chciała tam czekać. A potem – że trafiła na poręczówki, które są zwykle przysypane śniegiem, zamarznięte. Cudem było odnalezienie Eli przez Denisa i Adama. Tempo, w jakim wspięli się do niej – wylicza dalej.

Oskarżenia?

Partnerka Mackiewicza nie ukrywa żalu do Krzysztofa Wielickiego, który kierował narodową wyprawą na K2. - Mam straszny żal do Krzysztofa Wielickiego (...) o to, że natychmiast nie próbował wysłać po Tomka helikoptera. Mieli opłacony depozyt, mogli go wykorzystać na ratowanie Tomka. Straszny jest we mnie ból z tego powodu. Bo śmigło stało gotowe do wykorzystania dla polskiej wyprawy, a ja w tym czasie z chatki w irlandzkiej wiosce organizowałam z kilkoma przyjaciółmi 50 tys. dolarów na zapłacenie za helikopter Pakistańczykom – wspomina sytuację sprzed roku i dodaje, że do tej pory nie rozmawiała o tym zajściu z Wielickim. Twierdzi, że himalaista pewnie tłumaczyłby, że wysłanie helikoptera nie było takie proste.

Obraz
© Facebook.com

Czy Anna Solska – Mackiewicz ma żal do wspinaczkowej partnerki męża? Absolutnie nie. Znała go na tyle, że wie, iż wolałby umrzeć niż pozwolić, żeby ktoś zginął za niego.

Bezpieczna przyszłość

Kobieta odnosi się również do zbiórek w serwisach Zrzutka i GoFundMe, które były organizowane na misję ratunkową, a ostatecznie przemianowane zostały na zbiórki pieniędzy dla dzieci Czapkinsa. Zebrano blisko 1,5 miliona złotych. Po opłaceniu kosztów akcji ratunkowej do podziału między dwie córki i syna zostało 700 tys. złotych. Część Zoji matka przeznaczyła na zabezpieczenie domu dla siebie i córki. Śmierć Czapkinsa sprawiła, że Anna i Zoja nie muszą martwić się o byt, bowiem Solska – Mackiewicz ma prawa do wykonywania praw autorskich Czapkinsa, w tym majątkowych i prawo do ochrony jego wizerunku. Zimowa wspinaczka na Nangę była największym spadkiem, jaki Mackiewicz mógł zostawić dzieciom. Chciał im pokazać, że marzenia należy spełniać, i że trzeba dać z siebie wszystko. On za swoje marzenie zapłacił najwyższą cenę.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (220)