Patrycja Volny: Kobiety, bądźmy niewygodne

- Są wątki w moim życiu, z których nie jestem dumna, ale mówię o nich szczerze. Byłabym hipokrytką, gdybym postąpiła inaczej - mówi Patrycja Volny, aktorka, piosenkarka, córka Jacka Kaczmarskiego, autorka książki "Niewygodna".

Książka Patrycji Volny odbiła się głośnym echem
Książka Patrycji Volny odbiła się głośnym echem
Źródło zdjęć: © AKPA | AKPA
Sara Przepióra

27.11.2024 06:00

Jacek Kaczmarski to legendarny bard "Solidarności", poeta i pieśniarz, który zmarł w 2004 r. W książce "Niewygodna" jego córka, Patrycja Volny, pisze o ojcu, jego alkoholizmie, przemocy i krzywdzie, jakiej zaznała.

Sara Przepióra, Wirtualna Polska: Czujesz się niewygodna?

Patrycja Volny: Odkąd pamiętam. Chociaż bardziej niż niewygodna, czułam się niepotrzebna i niechciana. Teraz myślę, że niewygoda jest zadziorna. Pozwala iść w kontrze do norm, jakie narzuca nam otoczenie. Tytułując książkę "Niewygodna", chciałam podkreślić poczucie towarzyszące kobietom wychowywanym, niezależnie od kręgu kulturowego, że jeśli robią coś zgodnie ze swoimi przekonaniami, zostaną nazwane histeryczkami. Jesteśmy niewygodne, gdy próbujemy powiedzieć światu swoją prawdę. Dlatego, kobiety, bądźmy niewygodne. Przełamujmy w ten sposób bariery społeczne, ale też te, które postawiono nam we własnych czterech ścianach.

Zdaję sobie sprawę z tego, że wybór takiej drogi nie jest wyborem prostym. Nie ukrywam, bałam się, pisząc tę książkę. Potraktowałam jednak tę szansę jak znak od losu, że powinnam opowiedzieć swoją historię taką, jaka jest.

Czego się bałaś?

Bałam się przede wszystkim reakcji moich najbliższych. Znają mnie, więc na szczęście przyjęli to tak, jak myślałam, że przyjmą. Z wyrozumiałością.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nie tego, jak książkę przyjmą czytelnicy albo fani twórczości twojego ojca, Jacka Kaczmarskiego?

Niepokoiła mnie myśl, że są osoby, które nie potrafią wyjść poza utarte schematy. Nie dotyczy to tylko historii mojego ojca, ale też tematu prawa aborcyjnego, ofiar przemocy, trudów macierzyństwa. Są wątki w moim życiu, z których nie jestem dumna, ale mówię o nich szczerze. Byłabym hipokrytką, gdybym postąpiła inaczej.

Obawiałam się czkawki hejtu po premierze książki. Nie ze względu na mnie, bo ja się na tę krytykę już uodporniłam. Nie chciałam, żeby hejt powstrzymywał przed zawalczeniem o siebie kobiety, którym dzieje się krzywda. "Gdyby to nie była córka kogoś znanego, nie mówiliby o niej tak chętnie w mediach" - to jeden z częściej powtarzających się na mój temat komentarzy, z którym absolutnie się zgadzam. Nic nie poradzę na to, że moim ojcem był Jacek Kaczmarski. Mam jednak nadzieję, że opowiadając swoją historię, daję siłę tym, którzy próbują się z sideł przemocy uwolnić.

Informacja o tym, że wydajesz autobiografię, w której rozprawisz się z przemocową przeszłością, wywołała poruszenie w Polsce. Pojawiły się głosy zastanawiające się, dlaczego tak długo czekałaś z tym wyznaniem. Co byś im odpowiedziała?

Nic nie mam zamiaru im odpowiadać. Nie będę się usprawiedliwiać, bo dlaczego miałabym to robić? Zapraszam do zadania podobnego pytania osobom, które dopiero po latach zgłaszają gwałty swoich ojców, księży, nauczycieli, przełożonych. Są traumy, do opowiedzenia których trzeba dojrzeć. Obnażenie się z nich nie jest proste. Pamiętam, jak parę razy mówiłam o moich doświadczeniach bliskim osobom. Po takich rozmowach leżałam nieruchomo zupełnie rozwalona emocjonalnie. Z wiekiem nabrałam dystansu i innej optyki. Śmiało krzyczę o tym, co we mnie siedzi. Wiem, że pewne rzeczy trzeba pokazać czarno na białym, żeby w końcu podejście do ofiar przemocy się zmieniło.

Pierwszy raz publicznie powiedziałaś o mrocznej stronie osobowości ojca podczas rozmowy w programie Ewy Drzyzgi. Miałaś 18 lat.

Myślałam, że rynek aktorski w Polsce funkcjonuje tak jak na Zachodzie i bez portfolio ze zdjęciami nie dostanę się na casting. Kolega zasugerował mi, żebym udzieliła wywiadu, wtedy na pewno zrobią mi sesję zdjęciową i będę miała materiały do ubiegania się o aktorskie role. Nie planowałam tego wszystkiego mówić. Poszłam do telewizji z dobrymi intencjami.

Byłaś przygotowana na hejt, który spłynął na ciebie po tym wyznaniu?

Nie spodziewałam się tak lawinowej reakcji i nie byłam w stanie się na to przygotować. Z perspektywy czasu wiem, że brakowało mi wtedy wsparcia doświadczonej osoby, która przeprowadziłaby mnie przez medialne meandry. Tłumaczę tamtą 18-letnią Patrycję dziecięcą głupotą. Nie wiedziałam, jak radzić sobie z zainteresowaniem dziennikarzy. Mamusia powtarzała: zawsze mów prawdę - i tak zrobiłam.

Temat dorastania w cieniu przemocowego ojca, którego nazwisko zna w kraju każdy, ciągnie się za tobą od lat.

Kilkukrotnie byłam proszona o udzielenie wywiadów o ojcu. Na niektóre prośby przystawałam. W 2017 rok rozmowę ze mną opublikowano w "Dużym Formacie" przy okazji promocji tomu wierszy Jacka Kaczmarskiego. Choć było to kontrproduktywne, nie mogłam po prostu powiedzieć, że moje relacje z ojcem były poprawne. Postąpiłabym wbrew sobie, dlatego znów powiedziałam głośno swoją prawdę.

Niektórzy twierdzili wtedy, że chcesz obalić pomnik wielkiego barda "Solidarności".

Nie obaliłam pomnika Jacka Kaczmarskiego. Zrobili to ludzie, którzy sami najpierw jego pomnik wznieśli. Budowanie autorytetów jest naszą naturalną potrzebą. Nie bez powodu istnieją religie, kulty czy czczenie osób publicznych uchodzących za ideały. Moim zamiarem nie było burzenie wizerunku ojca jako wybitnego artysty. Uważam, że dzieła, które stworzył, są godne pomnika. Nie rozumiem tylko, dlaczego niektórzy uważają, że ujmą dla wybitnego artysty jest pokazanie, że był także człowiekiem ułomnym, popełniającym błędy i zadającym ból bliskim.

Może dlatego, że gdy widzimy skazę na autorytecie, w który tak namiętnie się wpatrywaliśmy, czujemy się oszukani.

To prawda, a potem targani silnymi emocjami próbujemy znaleźć kozła ofiarnego. Najlepszy jest do tej roli ten, który krzyczy, że król jest nagi.

Po śmierci Jacka Kaczmarskiego w 2004 roku i przeprowadzce z Australii do Polski zaczęłaś śpiewać piosenki ojca podczas recitali. Czułaś, że tego się od ciebie oczekuje?

Po części tak czułam. Myślałam też, że wykonując piosenki ojca, zagrabię dla siebie tę jego dobrą część. Występowałam z jego repertuarem raptem dwa lata. Tych koncertów było paręnaście. Potem zajęłam się swoim życiem.

Skończyłaś szkołę aktorską, zagrałaś w świetnych produkcjach, jak choćby w "Pokocie" Agnieszki Holland. Czujesz, że w aktorstwie możesz być w końcu Patrycją Volny, a nie córką Jacka Kaczmarskiego?

Wbrew temu, co myśli wiele osób, nie zastanawiam się codziennie nad tym, jak poradzić sobie z piętnem sławnego ojca. Dojrzałam i wiem teraz, że nie jest to żadne piętno. Taka jest moja rzeczywistość, choć zdarza się, że daje mi popalić. W aktorstwie natomiast odnajduję się bardzo dobrze. Co jak co, ale poczucia, że wiem, co potrafię, szkole aktorskiej nie udało się ze mnie wybić. Dobrze i sumiennie wykonuję swój zawód.

W książce "Niewygodna" opisujesz wspomnienia o ojcu, który wyrzuca na śmietnik prezenty spod choinki, wyciera twarz gorącym ziemniakiem, popycha na ścianę tak, że nadziewasz się na gwóźdź i krwawisz. Prowadzisz czytelnika przez poruszającą i osobistą podróż. Pokazujesz, jak trauma przemocowego dzieciństwa rzutuje na dorosłe życie.

Moja historia to książkowy przykład traumy dziedziczonej: najpierw trudne dzieciństwo, potem szukanie podobnych wzorców u partnerów, aż do momentu, w którym uwikłałam się w bardzo toksyczny i przemocowy związek. Pokłosiem traumy jest, chociażby, moje podejście do Bożego Narodzenia. To dla mnie bardzo ważne święto nie ze względów religijnych, ale tego bycia razem, z rodziną i obdarowywanie się prezentami. Jeśli nie mam ich pod choinką, to jestem zrozpaczona jak dziecko. Została we mnie potrzeba bycia rozpieszczoną, chociaż przez chwilę. Przenoszę to zresztą na córkę i zwłaszcza w Wigilię obsypuję ją prezentami. Nigdy tego nie miałam za dzieciaka, więc chcę, żeby jej nie zabrakło radosnych, gwarnych, spędzonych z bliskimi świąt.

Wspomniałaś o toksycznym związku. Miałaś na myśli Daniła, Rosjanina, którego poznałaś na Tinderze?

Jako osoba wychodząca z przemocowego domu myślałam, że taki facet nigdy mnie nie omota. Tymczasem trafiłam na diabelnie inteligentnego psychopatę. Gdy go poznałam, byłam we wrażliwym momencie życia - tuż po rozwodzie, czasowo oddalona od swojego dziecka, próbująca na nowo poukładać sobie życie. Wróciła do mnie trauma bycia porzuconą. Zaufałam człowiekowi, który był jedną wielką czerwoną chorągiewką. Powinnam była od niego uciec od razu, ale tego nie zrobiłam.

Dlaczego zostałaś?

Chciałam poczuć się potrzebna i kochana.

Co pamiętasz z tej relacji?

Danił nadużywał narkotyków i siedział w wirtualnej rzeczywistości, w niebezpiecznym towarzystwie. Cały czas się o niego bałam. Wpadał w ciągi amfetaminowe trwające nawet siedem dni. Nie jadł, nie spał, nie dzwonił do mnie - tylko ćpał. Odchodziłam od zmysłów. Przyjeżdżałam do niego, żeby sprawdzić, co się z nim dzieje. Za każdym razem zastawałam nieprzytomnego faceta. Wszelkie próby zaciągnięcia go na odwyk czy odesłania do rodziców do Szwecji były na nic się zdały. Ten facet mnie dosłownie wykańczał. Gdybym wróciła do niego po rozstaniu, a miałam takie myśli w głowie, to najprawdopodobniej znów wpadłabym w ten kołowrotek emocji i już by mnie tu nie było.

Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Sara Przepióra

Źródło artykułu:WP Kobieta
patrycja volnyjacek kaczmarskiprzemoc
Wybrane dla Ciebie