Piosenkarką być i śnić, i śnić
Jak to jest możliwe, że każda mała dziewczynka przeżywa okres, w którym chciałaby zostać wielką piosenkarką? Przeżyły to moje siostry, przeżyłam to ja, a teraz przeżywa to Jadźka. Tak, trzy lata nieskończone i już śpiewa do mikrofonu. A dokładnie to do marakasu.
Zaczyna się różnie i zazwyczaj nawet tego nie pamiętamy. Ktoś tam włączy muzykę, a nogi same zaczynają nam tupać w rytm muzyki.
10.06.2010 16:15
Jak to jest możliwe, że każda mała dziewczynka przeżywa okres, w którym chciałaby zostać wielką piosenkarką? Przeżyły to moje siostry, przeżyłam to ja, a teraz przeżywa to Jadźka. Tak, trzy lata nieskończone i już śpiewa do mikrofonu. A dokładnie to do marakasu. Zaczyna się różnie i zazwyczaj nawet tego nie pamiętamy. Ktoś tam włączy muzykę, a nogi same zaczynają nam tupać w rytm muzyki.
Podoba nam się jak kobieta śpiewa melodyjnym głosem i choć nie znamy słów, zaczynamy jej wtórować. Potem dodajemy gadżety – koniecznie spódnica (bo co to za śpiewanie i tańczenie bez rozkloszowanej sukmany!), może być jakaś biżuteria i oczywiście mikrofon w dłoni.
Do pełni szczęścia potrzebujemy już tylko dużego lustra, ale spokojnie, przy małym lub przy szybie też damy radę. Czy chłopcy też tak mają? Nie wiem, nie mam doświadczeń. Może później, w okresie dojrzewania, kiedy zapuszczają długie włosy, biorą kij od miotły i wywijają głową w rytm jakiejś bardziej zenergetyzowanej muzyki. Może.
Ale na razie wiem tyle, co widzę. I patrzę na to jak w moją dziecinną przeszłość i oczom nie wierzę. Jadźka stoi w swoim pokoju, ja uderzam grzechotką w bębenek wybijając rytm. Ona z marakasem w ręku kołysze się z nogi na nogę, ale w końcu w panice wykrzykuje: „Gdzie moja suknia do tańczenia?!”. A tak, mamy taką. Matka zakupiła ją w lumpie za trzy złote. Jest idealna – czarna, z obcisłą górą i asymetrycznym, krótkim dołem. Normalnie stworzona do domowych lekcji rytmiki, prosto z „You Can Dance”.
„W praniu jest” - mówię lekko przestraszona, że zaraz córka płaczem wybuchnie. Ale ona, choć zmartwiona, mówi, że idzie poszukać innej i zaraz zakłada granatową w różowe paski. Kostium sceniczny gotowy. Bierze więc swojego marakasa, każe mi nie przestawać w wybijaniu rytmu i leci z koksem do lustra. „Taaaaaaaaaaaaaki pięęęęęęęęękny świaaaaaaaaat” śpiewa do mikrofonu, a ja wytężam pamięć w poszukiwaniu znajomej mi piosnki o takim tekście.
„Taaaaaaaaaaaaki pięęęęęęęęękny świaaaaaaaaat” - powtarza, a zaraz potem dodaje: „Wszyscy śpiewają!”. Acha, myślę sobie, z wesela to wyniosła z pewnością, bo nie mamy w zwyczaju oglądać w domu koncertów piosenki biesiadnej, żadne inne Top Trendy też nie wchodzą w rachubę. Teraz przychodzi pora na solówkę taneczną, Jadźka wywija kuprem, podskakuje. A co tam, myślę sobie, przyspieszę trochę tempo. Teraz wywija jak prawdziwy breakdancowiec.
Dobrze, że Jadźka łączy taniec ze śpiewem, myślę sobie. Tak mało w Polsce uzdolnionych piosenkarek, co ruszać się potrafią. Ale od razu przywołuję się do porządku. Nie będzie mi tu córka jak te Beyonce, Lady Gagi i inne gołe baby na scenie podrzucać biustem! Jak ma być piosenkarką to taką Edith Piaf, PJ Harvey czy choćby Fioną Apple! Ładne piosenki ma śpiewać, z sensem, z pazurem. Żadne takie Edyty Górniak miałkanie o niczym!
Kiedy już kariera mojej córki została przeze mnie zaplanowana, a praca menadżerska wykonana, puknęłam się w czoło. Przecież ona żadną piosenkarką nigdy nie zostanie. Powszechnie wiadomo, że nikt w mojej rodzinie nie ma ani słuchu ani głosu. Owszem, jest możliwość dziedziczenia talentu po ojcu i jego rodzinie, ale jakoś kiepsko to widzę. Lepiej niech dziewczyna postawi na taniec, to jej lepiej idzie.
Ale jeśli... Jeśli mimo tego, że śpiewać nie umie – uprze się? Postawi na swoim? Wyjdzie na scenę, wyda jedną, drugą, trzecią płytę obrobioną całkowicie w studio, a potem „zaśpiewa” na żywo jak pewna pani o owocowym pseudonimie? To ci dopiero będzie zgroza!