"Umierałam ze strachu". Mówi, co przeżyła pierwszego dnia w Bułgarii
- Wysłałam nawet pożegnalnego SMS-a do rodziców. Jakbyśmy wylecieli z drogi, nie byłoby czego zbierać - relacjonuje polska turystka. W rozmowie z "Faktem" opisała trudny początek urlopu nad Morzem Czarnym. Wszystkiemu winny kierowca busa.
Polacy, zaraz po przylocie do Bułgarii, spotkali się z niemałym zaskoczeniem - nie mogli bowiem znaleźć kierowcy, który miał odwieźć wszystkich do ośrodka wypoczynkowego. - Zgodnie z umową mieliśmy mieć zapewniony transport do hotelu. Na parkingu ani kierowcy, ani autokaru - wyjawiła turystyka w rozmowie z "Faktem".
"Umierałam ze strachu"
Po godzinie czekania po Polaków w końcu przyjechał bus. Niestety to nie był koniec przygód. Okazało się, że za kółkiem siedzi mężczyzna, który za nic ma ostrożną jazdę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Umierałam ze strachu. Wysłałam nawet pożegnalnego SMS-a do rodziców. Jakbyśmy wylecieli z drogi, nie byłoby czego zbierać - wspomniała turystka, która znalazła się w busie.
Jakby tego było mało, po przyjeździe pod hotel okazało się, że nie jest to ten, w którym mieli się znaleźć podróżujący.
- Objuczeni bagażami, wkurzeni i wykończeni 35-stopniowym upałem uprzejmie spytaliśmy kierowcę, czy nas podrzuci te kawałek. Nie zgodził się - wyjawiła Polka.
Wówczas wszyscy turyści musieli przemieścić się do ośrodka na własną rękę, kilka kilometrów dalej. Poza podróżą "z piekła rodem" cały wyjazd, rozmawiająca z dziennikiem turystka podsumowała jednaj pozytywnie.
- Nie na wszystko mogę narzekać. Było w miarę tanio, stoły się uginały od pysznego jedzenia, mieliśmy dwie minuty nad ciepłe morze, animatorzy zabaw dla dzieci bardzo pomysłowi - tłumaczyła "Faktowi" urlopowiczka.
Tym razem zawinił jeden człowiek, a nie kierunek.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl