Blisko ludziPolacy szturmują lumpeksy. "Kłócą się o ubrania, wyrywają je sobie"

Polacy szturmują lumpeksy. "Kłócą się o ubrania, wyrywają je sobie"

Coraz więcej Polaków zagląda do lumpeksów w poszukiwaniu taniej odzieży - fotografia ilustracyjna
Coraz więcej Polaków zagląda do lumpeksów w poszukiwaniu taniej odzieży - fotografia ilustracyjna
Źródło zdjęć: © PAP
Marta Kosakowska
19.09.2022 06:55, aktualizacja: 19.09.2022 15:46

Podwyżki nie omijają sklepów z odzieżą używaną. W klientach second handów budzi to frustrację. - Ludzie narzekają na wysokie ceny. Mówią, że wszystko powinno być za 5 zł, ale to by mi się nie opłacało - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Karolina Frąk, właścicielka second handu "Ale mi to leży" w Chełmnie. - Bywa, że klienci kłócą się o ubrania, wyrywają je sobie, by upolować jak najlepszą okazję. Sama miałam przykrą sytuację, kiedy robiłam zakupy w innym lumpeksie. Kiedy się odwróciłam, jakaś pani wyjęła rzeczy z mojego koszyka – opowiada.

- Inflacja w sierpniu przekroczyła 16 proc., więc Polacy, a szczególnie Polki, które w większości odpowiadają za rodzinny budżet, musiały zmienić swoje finansowe przyzwyczajenia - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Anna Serafin, ekspertka Totalmoney.pl. - Koszty utrzymania są teraz o wiele wyższe niż jeszcze kilka miesięcy temu, bo wzrosły raty kredytów, ceny żywności i energii, a przed nami jesień i zima, gdzie podwyżki opału czy gazu szczególnie mocno dadzą się we znaki. Dlatego coraz mniej pieniędzy zostaje na inne wydatki, takie jak ubrania – dodaje. 

A przecież przez zbliżającym się sezonem jesienno-zimowym trzeba zadbać nie tylko o ogrzanie mieszkań, lecz również odpowiednią odzież na chłodne dni. Choć kolekcje popularnych marek kuszą modnymi fasonami, to coraz więcej Polaków po ubrania na nowy sezon wybiera się nie do sieciówek, lecz do lumpeksów. - Polki coraz częściej decydują się na rzeczy z drugiego obiegu. Można na tym sporo zaoszczędzić i to na kilku polach. Rzeczy w second handach są oczywiście tańsze, ale dodatkowo można upolować prawdziwe perełki za bezcen, które charakteryzują się coraz rzadziej spotykanym w sklepach dobrym składem i ponadczasowym wzornictwem. Dzięki temu takie ubranie starczy nam na lata - mówi ekspertka Totalmoney.pl. 

Eko-logia i eko-nomia 

Fakt, że wraz ze zbliżającą się chłodniejszą porą roku Polacy tłumnie ruszyli do lumpeksów, potwierdza Zofia Zochniak, współzałożycielka marki Ubrania do Oddania, która prowadzi sieć Butików Cyrkularnych oferującej odzież z drugiej ręki. Zaznacza jednak, że do sklepów z używaną odzieżą trafiają już nie tylko osoby, których celem jest wyszukiwanie modowych perełek. - Klient, który pojawia się w butikach cyrkularnych, to obecnie nie jest wyłącznie trendsetter, który przychodzi szukać niepowtarzalnych i vintage'owych ubrań. Coraz więcej osób, które nas odwiedzają, szuka po prostu ubrań basic'owych, np. zwykłych t-shirtów, ciepłych, wełnianych swetrów czy dresów - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską. 

Z tą opinią zgadza się Karolina Frąk, właścicielka second handu "Ale mi to leży" w Chełmnie. - Kupuje u mnie coraz więcej ludzi. W sierpniu wystawiłam kurtki zimowe, które zalegały mi po poprzedniej zimie i wszystkie poszły w kilka dni – opowiada. 

Zochniak twierdzi, że branża odzieżowa utrzymuje ceny na tym samym poziomie, natomiast zmieniły się wybory konsumentów. Spora grupa osób poszukuje tańszych sposobów na skompletowanie garderoby. W second handzie można znaleźć wełniany płaszcz lub kurtkę z wypełnieniem z puchu za 100 zł, podczas kiedy w sieciówce podobne okrycie to wydatek rzędu minimum kilkuset złotych. Dlatego wiele osób stara szukać ciepłych, dobrych jakościowo ubrań w drugim obiegu, bo jest to znacznie bardziej opłacalne. 

Jeszcze do niedawna były to wybory kierowane w dużej mierze względami moralnymi, troską o planetę, obecnie dużo większą rolę odgrywają finanse. - To jest ogromna różnica, wręcz zwrot w kierunku drugoobiegowych zakupów, które obecnie są nie tylko ekologiczne, ale również ekonomiczne. Nasz zespół obecnie pracuje nad tym, aby oferowany w butikach asortyment zawierał w równym stopniu również produkty uniwersalne, codziennego użytku, praktyczne i stanowiące bazę - odpowiadające ofertom sieciówek, ale w bardziej przystępnych cenach - dodaje. 

Zofia Zochniak przytacza jeszcze jedną interesującą obserwację. Klienci lumpeksów robią wszystko, by kupować jak najtaniej. - Obserwujemy w naszych butikach też inną zmianę. Wcześniej najbardziej oblegane były w dniach, kiedy pojawiała się nowa dostawa. Ludzie przychodzili upolować modowe perełki. Obecnie porównywalna liczba osób przychodzi pod koniec cyklu sprzedażowego, kiedy mamy wyprzedaże -70 proc., czyli wtedy, kiedy odzież można kupić najtaniej. 

"Pani, co tak drogo?" 

Zdaniem Zofii Zochniak na razie – mimo że ceny wielu produktów rosną - ubrania z pierwszego obiegu omijają skutki inflacji. - Warto zwrócić uwagę na to, że inflacja jeszcze tak bardzo nie dotknęła branży odzieżowej. Odzieżówki starają się utrzymać te ceny, które oferowały do tej pory. Natomiast to, że t-shirt nadal kosztuje w sklepie 29 zł, nie oznacza, że ludzie równie chętnie go kupią. Bo jeśli mają wydać te pieniądze np. na produkty spożywcze, to często wybiorą to drugie – twierdzi współzałożycielka marki Ubrania do Oddania. - Polityka utrzymywania dotychczasowych cen odzieży versus ceny produktów w pozostałych sektorach, mocno racjonalizują decyzje zakupowe produktów odzieżowych. Widzimy, że nasi klienci zmieniają swoje nawyki zakupowe, często sięgając po produkty "must to have", czyli chętnie kupują podstawowe elementy garderoby, które w drugim obiegu można dostać taniej – dodaje. 

Choć kolosy odzieżowe mogą pozwolić sobie na utrzymywanie polityki cenowej, to sklepy z odzieżą używaną, będące zwykle niewielkimi, nierzadko rodzinnymi biznesami, mają trudności, by się utrzymać. A co za tym idzie, ceny w lumpeksach rosną. Julia z Gdańska, która jeszcze do niedawna pracowała w lumpeksie, na własnej skórze odczuła skutki rosnących cen. - W pewnym momencie ludzie zaczęli narzekać, że ubrania są coraz droższe, że kiedyś można było to samo kupić za 5 zł - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską. - A przecież wiadomo, że teraz lumpeksy są dużo droższe, że to już nie to co kiedyś. Wiele osób notorycznie się targowało o każdą złotówkę. To było najgorsze. Jak nie chciałam dać komuś upustu, to groził mi, że zadzwoni, by poskarżyć się szefowi. Słyszałam, że go zna i wszystko mu powie. Nawet jak opuściłam cenę, to ludzie potrafili burczeć pod nosem, że dana rzecz nie jest tyle warta – relacjonuje. - Bywały sytuacje, kiedy ktoś specjalnie psuł zamek w spodniach, żeby mu je sprzedać taniej. Generalnie ludzie traktowali lumpeks jak chlew, rzucali ubraniami, a do nas podchodzili roszczeniowo i z góry - skarży się. 

"Panie, taniej nie będzie!" 

Rosnące ceny zauważa też Karolina Frąk. - Ceny w hurtowniach rosną, więc wiadomo, że właściciel lumpeksu też musi je podnieść. Do tego u mnie wszystkie ubrania są w stanie idealnym, wyprane i wyprasowane. To też jest dodatkowy koszt, żeby te rzeczy przygotować - wyjaśnia. - Kiedyś usłyszałam od klientki: "Pani, co tak drogo? Chyba pani oszalała z tymi cenami". Chodzę też po innych second handach i widzę, że jest drożej w porównaniu do zeszłego roku. Widziałam w Bydgoszczy cenę 85 zł za kg. 

Wzrost cen w wielu klientkach lumpeksów budzi frustrację. - Ludzie narzekają na wysokie ceny. Mówią, że wszystko powinno być za 5 zł, ale to by mi się nie opłacało. Niestety czasem dochodzi do nieprzyjemnej wymiany zdań - przyznaje. - Czasem klienci kłócą się o ubrania, wyrywają je sobie, by upolować jak najlepszą okazję. Sama miałam przykrą sytuację, kiedy robiłam zakupy w innym lumpeksie. Kiedy się odwróciłam, jakaś pani wyjęła rzeczy z mojego koszyka. Doszło do awantury. Na szczęście całą sytuację widziała pani sprzedająca, więc wybrane przeze mnie rzeczy, wróciły do mnie – relacjonuje Frąk. 

To, że koszty ubrań z drugiej ręki rosną potwierdza też Zochniak. - Wzrost cen ubrań w second handach to w równym stopniu rozwój trendu na zakupy z drugiej ręki i rosnąca inflacja. Koszt całego procesu przygotowania, sortowania, transportu i magazynowania odzieży jest wyższy niż wcześniej i cały czas rośnie - tłumaczy. - Do tego dochodzą koszty najmu lokali, opłat za media i wynagrodzenia pracowników. Przedsiębiorcy działający w branży odzieży używanej pieniądze na prowadzenie działalności pozyskują ze sprzedaży ubrań w swoich sklepach - wyższe koszty prowadzenia działalności to wyższe ceny jednostkowe oferowanych produktów z drugiej ręki. Nie mam złudzeń, co do przyszłości. Wszystko wskazuje na to, że ceny w drugim obiegu również będą rosły - dodaje. 

- Uważam, że ceny w lumpeksach tak urosły, że często nie opłaca się w nich już kupować - mówi Julia, była pracownica lumpeksu. - Sieciówki bywają tańsze. Taka sama markowa koszulka w lumpeksie potrafi kosztować tyle samo, co w czasie wyprzedaży - twierdzi. - Dlatego ja już w lumpeksach nie kupuję - mówi. 

Karolina Frąk też uważa, że ceny w sklepach z używaną odzieżą nie są już wystarczająco niskie, by były jedynym argumentem za kupowaniem ubrań z drugiej ręki. - Do lumpeksu chodzi się teraz nie dlatego, że jest tanio, bo nie jest już tak tanio jak kiedyś. Często przychodzą do mnie ludzie, którzy wiedzą, że sieciówce w promocji kupią coś taniej, ale wiedzą też, że są to rzeczy średniej lub niskiej jakości. U mnie znajdą coś używanego, ale dużo lepszej jakości, z lepszych tkanin. Coś, co posłuży im na lata – przekonuje. 

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (397)
Zobacz także