Blisko ludziPrzymierzyłam kilkanaście sukni ślubnych z second-handu. Najtańsza kosztowała 24 złote

Przymierzyłam kilkanaście sukni ślubnych z second-handu. Najtańsza kosztowała 24 złote

Przymierzyłam kilkanaście sukni ślubnych z second-handu
Przymierzyłam kilkanaście sukni ślubnych z second-handu
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Katarzyna Pawlicka
11.05.2022 13:48, aktualizacja: 11.05.2022 15:21

Wybór i kupno sukni ślubnej to dla zdecydowanej większości przyszłych panien młodych wydarzenie bardzo istotne, czasochłonne, nierzadko frustrujące (o czym w dalszej części tekstu) i – przede wszystkim – wymagające sporych nakładów finansowych. Co jakiś czas pojawiają się jednak w sieci artykuły opisujące historie kobiet, którym wymarzoną kreację udało się kupić za grosze – najczęściej w second-handzie. Postanowiłam sprawdzić, czy to faktycznie możliwe.

Ceny sukien ślubnych w salonach rozpoczynają się od 2 tys. złotych, a górny limit właściwie nie istnieje. Eksperci wskazują, że koszt kreacji to zazwyczaj ok. 10-15 proc. kosztów całej uroczystości, z kolei z ankiety przeprowadzonej przez serwis wedding.pl wynika, że średnia cena, jaką panny młode płacą w 2022 roku za sukienkę, wynosi dokładnie 4045 zł. Nieco tańszą alternatywą jest szycie sukni u krawcowej (to zazwyczaj koszt ok. 1,5 tys. do 2,5 tys. zł).

Tańsza suknia ślubna? Oto alternatywy

Naprzeciw oszczędnym narzeczonym coraz częściej wychodzą również sieciówki odzieżowe. Ich oferta ślubna z roku na rok staje się bogatsza, choć niestety ogranicza się zazwyczaj do sprzedaży online. Ceny takich sukienek zaczynają się od ok. 300 zł, a kończą na 2 tys. zł. Minusem jest natomiast brak możliwości przymierzenia kreacji oraz gorszej jakości materiały (choć to akurat nie reguła).

Popularne w latach 90. komisy coraz częściej ustępują sprzedaży używanych sukni ślubnych przez serwisy aukcyjne czy aplikacje. Ostatnią opcją są sklepy internetowe z tanimi sukienkami ślubnymi (przedział cenowy od 150 do 600 zł) – tutaj ponownie kupujemy jednak kota w worku, lepiej zamówić więc kilka rozmiarów i modeli i odesłać te, które nie spełniają oczekiwań.

Zachęcona wspomnianymi artykułami o ślubnych perełkach znalezionych w second-handach i kosztujących grosze, postanowiłam dać szansę tej metodzie. Zanim ruszyłam na łowy, odpowiednio się do nich przygotowałam. Sukni ślubnej nie znajdziemy bowiem w każdym lumpeksie. U mnie sprawdził się wcześniejszy rekonesans, który wymagał znikomego wysiłku: na grupie zrzeszającej krakowskich miłośników second-handów zadałam pytanie, w których sklepach znajdę najwięcej sukni ślubnych. Pojawiło się kilkanaście odpowiedzi i to właśnie przede wszystkim nimi kierowałam się układając plan.

W jakich lumpeksach szukać sukni ślubnej?

Zauważyłam także, że szanse zwiększają się zazwyczaj wraz z metrażem sklepu, a przyczyna jest prozaiczna - suknie ślubne zajmują sporo miejsca. Dlatego najlepiej wybierać duże szmateksy składające się z kilku pomieszczeń. W jednym z nich, znajdującym się w otoczeniu blokowisk, na krakowskim Prokocimiu, znalazłam aż trzy duże wieszaki zapełnione wyłącznie białymi i kremowymi kreacjami.

Wieszaki z sukniami ślubnymi w jednym z krakowskich lumpeksów
Wieszaki z sukniami ślubnymi w jednym z krakowskich lumpeksów © Archiwum prywatne

Na szukanie sukni ślubnej w lumpeksie zarezerwowałam cały dzień i zabrałam ze sobą koleżankę. Obie te decyzje okazały się słuszne – interesujące mnie lumpeksy były rozsiane po całym Krakowie i sam dojazd do nich komunikacją miejską zajął sporo czasu. Z kolei podczas mierzenia kolejnych sukni nieoceniona była pomoc drugiej osoby pomagającej zapiąć gorset czy ułożyć tren. Dzięki temu nie musiałam liczyć na pomoc sprzedawczyń, które w second-handzie nie mają przecież obowiązku – inaczej niż w salonach sukien ślubnych – pomagać klientce.

Łącznie odwiedziłam pięć lumpeksów (wszystkie z polecenia) i w każdym z nich znalazłam przynajmniej trzy suknie ślubne.

Pierwszą selekcją był oczywiście rozmiar i tutaj – ku mojemu zaskoczeniu – ten na metce rzadko odpowiadał standardom do jakich jestem przyzwyczajona. Noszę ubrania w rozmiarze 38, ale w sukienki z takim oznaczeniem po prostu się nie mieściłam (problemem był biust). Wymiary ślubnego 38 nijak miały się do tych podawanych w tabelkach przygotowywanych przez sieciówki oraz polskie, małe marki, z których również zdarza mi się kupować ubrania.

Rozmiar rozmiarowi nierówny

Szybko zrozumiałam, skąd w wielu przyszłych pannach młodych potrzeba schudnięcia przed ślubem i frustracja kobiet nie mieszczących się w ślubnych "kanonach" (wspomnieć można chociażby o głośnym przypadku atelier Patrycji Kujawy, która odmawia szycia sukienek w rozmiarze większym niż 38).

Nawet podczas mierzenia kreacji w swobodnej atmosferze second-handu, bez oceniających ekspedientek i presji, czułam się nieswojo z tym, że moja sylwetka nie spełnia "wymogów", a proporcje między biodrami, talią i biustem są nieodpowiednie. Szybko stało się dla mnie jasne, że szycie sukni ślubnej u krawcowej to często nie fanaberia czy sposób na oszczędność, a po prostu jedyne możliwe wyjście z sytuacji.

Kolejnym warunkiem, który musiał zostać spełniony, bym zabrała sukienkę do przymierzalni, był w miarę współczesny krój korespondujący choć w pewnym stopniu z moimi oczekiwaniami – odrzucałam kreacje z dużymi falbanami, bardzo strojne i po prostu "niedzisiejsze".

Co ciekawe, tych ostatnich wcale nie było w lumpeksach zbyt dużo. Mniejszą uwagę przywiązywałam do ewentualnych plam, licząc, że znikną podczas profesjonalnego czyszczenia, które w tym przypadku trzeba przecież wliczyć w koszty (średnio ok. 200 zł). Nie przeszkadzały mi zagniecenia czy np. niewielkie dziurki na szwach, które z łatwością można zaszyć. Miłym zaskoczeniem były oryginalne metki (znalazłam kilka takich sukienek) i dobry skład materiału (np. 100 proc. jedwab).

Ostatecznie obejrzałam ok. 100 sukni ślubnych, a przymierzyłam kilkanaście. Najtańsza kosztowała 23 złote, natomiast najdroższa 300. Poniżej zdjęcia i opisy tych, które szczególnie zwróciły moją uwagę.

To pierwsza sukienka, którą mierzyłam. Znalazłam ją w lumpeksie znajdującym się nieopodal Dworca Głównego w Krakowie. Nie była wyceniona – tak jak inne ubrania w tym miejscu można było kupić ją na wagę. Kwota, która wyszła po zważeniu to 127 zł, ale pani ekspedientka zapewniła, że możemy negocjować.

Ostatecznie mogłabym kupić ją za ok. 110 zł. To typowy vintage, prawdopodobnie z lat 90., z niewielkimi poduszkami w ramionach, ale o zaskakująco współczesnym kroju. Zdecydowanie propozycja dla kobiet, które nie czują się dobrze w kreacjach z głębokim dekoltem czy odsłoniętymi ramionami. Moim zdaniem pasuje do mniej zobowiązujących uroczystości, np. na łonie przyrody i może świetnie wyglądać z klasycznymi balerinami i skromnym wiankiem. Niestety, na spódnicy była dość duża, widoczna plama w brunatnym kolorze – trudno powiedzieć czy udałoby się jej pozbyć.

Ładna suknia ślubna vintage, niestety z plamą
Ładna suknia ślubna vintage, niestety z plamą © Archiwum Prywatne

W tym samym sklepie przymierzyłam także ascetyczną sukienkę z długimi rękawkami i stójką. Kosztowała 60 złotych i nie miała żadnych plam czy zabrudzeń. Nieźle się układała, wymagała jednak – moim zdaniem – sporych przeróbek krawieckich. Bez nich bardziej niż suknię ślubną komunijną przypominała albę dla dorosłych. Wyobrażam sobie jednak, że sprawna krawcowa z łatwością pozbyłaby się wspomnianej stójki i zebrała materiał w talii.

Ta suknia wymaga interwencji dobrej krawcowej
Ta suknia wymaga interwencji dobrej krawcowej© Archiwum prywatne

W ogromnym second-handzie przy ulicy Długiej w Krakowie znalazłam tylko dwie suknie ślubne. Postanowiłam jednak przejrzeć wieszaki z kreacjami wieczorowym i balowymi. Tak trafiłam na zwiewną, bardzo wygodną sukienkę w kolorze zgaszonego różu. Na mnie okazała się trochę za krótka, ale wierzę, że niejedna panna młoda (szczególnie biorąca ślub cywilny) czułaby się w niej naprawdę dobrze. Suknia nie miała żadnych wad i kosztowała 24 złote.

Lekka, zwiewna sukienka za jedyne 23 złote
Lekka, zwiewna sukienka za jedyne 23 złote © Archiwum prywatne
Sukienka ślubna za 24 złote? To możliwe
Sukienka ślubna za 24 złote? To możliwe© Archiwum prywatne

Kolejne mierzone przeze mnie kreacje pochodzą z lumpeksu na krakowskim Prokocimiu – polecanego przez największą liczbę internautów.

Bardzo dobrze czułam się w lekkiej, białej sukience w stylu greckim, ze złotymi, ozdobnymi paskami pod biustem. To moim zdaniem propozycja idealna na ślub na plaży, a do tego nowa – z oryginalną metką. Jej koszt w second-handzie to natomiast 80 zł.

Niedroga sukienka w stylu greckim
Niedroga sukienka w stylu greckim © Archiwum prywatne
Sukienka w stylu greckim kosztowała 80 złotych
Sukienka w stylu greckim kosztowała 80 złotych© Archiwum prywatne

Dla koronkowej, rozkloszowanej sukienki przed kolano marki Chi Chi London zrobiłam wyjątek. Choć od razu widziałam, że będzie za duża, i tak postanowiłam ją przymierzyć. Ta kreacja również miała oryginalną metkę, była bardzo dziewczęca i świetnie się w niej czułam. Nie miałam jednak pewności, czy krawcowa poradzi sobie ze zmniejszeniem jej o 2-3 rozmiary. W internecie niemal identyczne suknie kosztują ok. 700-800 zł, za tę konkretną musiałabym zapłacić 150 zł.

Niestety ta urocza sukienka była za duża
Niestety ta urocza sukienka była za duża © Archiwum prywatne

Duże nadzieje pokładałam w prostej, romantycznej sukience z koronkową górą i klasycznym dołem do ziemi. Niestety, w tym przypadku jakość materiału okazała się niezadowalająca. Sukienka kosztowała kilkadziesiąt złotych i również miała oryginalną metkę.

W tej sukience rozczarowała mnie jakość materiałów
W tej sukience rozczarowała mnie jakość materiałów © Archiwum prywatne

Pierwsze miejsce w moim rankingu zajęła natomiast sukienka, do której – widząc ją na wieszaku – nie byłam przekonana. Rozumiem już doskonale ekspedientki pracujące w butikach z sukniami ślubnymi, które na każdym kroku przekonują, że ostateczny osąd wydać można dopiero po przymiarce. Dość klasyczna suknia na cienkich, zdobionych ramiączkach i z delikatnymi aplikacjami oraz marszczeniami okazała się pasować idealnie.

Ta sukienka wywołała wśród klientek duże emocje
Ta sukienka wywołała wśród klientek duże emocje © Archiwum prywatne | Katarzyna Pawlicka
Ta sukienka wywołała wśród klientek duże emocje
Ta sukienka wywołała wśród klientek duże emocje© Archiwum prywatne | Katarzyna Pawlicka

Nie było to wyłącznie subiektywne odczucie – kiedy wyszłam w niej z przymierzalni, niemal natychmiast zebrało się wokół mnie kilka klientek, a jedna ze starszych pań uroniła nawet łzę! Szybko zaczęły pojawiać się rady dotyczące dodatków, fryzury, butów, a także najlepszych sposobów na czyszczenie i odświeżenie sukni. Na to również trzeba się przygotować, kupując suknię ślubną w lumpeksie – panująca tam atmosfera zachęca nie tylko do udzielania rada, ale także zadawania niedyskretnych pytań.

Za jakością i dobrym dopasowaniem szła jednak cena – sukienka kosztowała 300 złotych. Nie miała jednak żadnych widocznych wad. Gdy postanowiłam odwiesić ją na wieszak, ekspedientki i panie biorące udział we wcześniejszej dyskusji, nie kryły rozczarowania.

Najładniejsza sukienka okazała się też najdroższa
Najładniejsza sukienka okazała się też najdroższa © Archwium prywatne | Katarzyna Pawlicka
Najładniejsza sukienka okazała się też najdroższa
Najładniejsza sukienka okazała się też najdroższa© Archwium prywatne | Katarzyna Pawlicka

Odpowiedź na pytanie, czy w lumpeksie można kupić wymarzoną suknię ślubną, zależy przede wszystkim od oczekiwań i nastawienia przyszłej panny młodej, a także od czasu, jaki jest gotowa poświęcić na poszukiwania. Po tym jednodniowym doświadczeniu jestem jednak przekonana, że szanse są naprawdę spore, a podczas kolejnych wizyt w second-handach będę bacznie przyglądała się wieszakom ze ślubnymi kreacjami.

Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (58)
Zobacz także