Polacy zaczynają doceniać lokalne ryneczki. Uczą się od Kasi Tusk
Świeże kwiaty, dorodne warzywa i perełki w stylu vintage - lokalne bazary to raj dla amatorek zdrowego odżywiana, ekologii i nietypowych przedmiotów. Do ich grona zalicza się między innymi Kasia Tusk, która na blogu regularnie zachwala sopocki bazarek.
04.08.2017 | aktual.: 01.03.2022 13:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Pani Kasia wraz z mamą zawsze kupują u mnie grzyby, a przed świętami wieńce z choinki. Ze świecą szukać tak skromnych osób. Zawsze zagają, pożartują, pochwalą produkty. Są tutaj znane, tak samo jak Marta Kaczyńska. Z tym, że ona raczej trzyma dystans, nie wdaje się w rozmowy ze sprzedawcami - mówi Dorota, która na sopockim rynku handluje od kilku lat.
Zarówno ona, jak i pozostali bazarkowi sprzedawcy, cały czas walczą z dyskontami. Trudniej jest od kiedy dyskonty rozbudowały u siebie działy warzywno-owocowe, nazywając je "ryneczkami". Sieciówki zaczęły też wypiekać chleb na miejscu i sprzedawać świeże kwiaty.
To tutaj zakupy robi Kasia Tusk
- Promocja minus 50 proc. na cały nabiał, 3 w cenie 2, pomarańcze po cenie tak niskiej, że aż nie wypada. Załamuję ręce oglądając gazetki promocyjne. Ich ceny są niestety mocno konkurencyjne w stosunku do naszych. Przecież "olbrzymy" zamawiają tych pomarańczy tysiące kilogramów, my tylko kilkadziesiąt - dodaje handlarka.
- Może i mają taniej, ale kwiaty od nich po dwóch dniach padają. Nasze stoją minimum tydzień. Tak samo owoce. Kto wie, ile leżą w wielkich magazynach i czym są spryskiwane. U nas wszystko jest świeżutkie, pachnące i prosto z Kaszub. Nie będę schodził z ceny kosztem jakości - mówi stanowczo Kazimierz z sopockiego rynku.
Kiedy duszne hale zaczynają męczyć
Jak podaje SGGW, na rynkach i bazarach robione jest około 7 proc. zakupów. Trudno zbadać dokładnie, bo część osób handluje "na czarno". Choć w okresie od 1999 roku do 2014, powierzchnia polskich targowisk zmniejszyła się o około 9 procent, to bazarków wciąż przybywa. Według różnych statystyk Polska jest w czołówce państw, gdzie najwięcej jest rynków i bazarów. Wyprzedzają nas tylko Włosi.
Sytuacja się zmienia. Kiedyś bazary kojarzyły się z tandetą, dzisiaj sprzedawcy zaczynają specjalizować się w produktach ekologicznych. Co bardziej obrotni handlarze mają nawet swoje strony internetowe, na których można zapoznać się z asortymentem, a nawet zamówić zestaw produktów pod drzwi.
- Trzeba iść z duchem czasu i docierać do klientów różnymi kanałami, ale osobistego kontaktu jednak nic nie zastąpi. Raz czy dwa w tygodniu po prostu wypada bywać na bazarku: pokazać produkty, opowiedzieć o nich, doradzić. Przyznaję, były cieńsze lata, gdy ludzie zachwycali się hipermarketami na obrzeżach miasta. Teraz chyba przestaje bawić ich wielogodzinne łażenie po dusznej hali i powtarzające się produkty. Wracają do nas - przyznaje pani Marta, która pod Trójmiastem ma swoje gospodarstwo.
Bliżej ryneczkowej natury
Skąd trend na ryneczkowe zakupy? Zapewne z wyższych zarobków Polaków i chęci bycia bliżej natury.
- Coraz częściej stawiam na jakość produktów. Nasza sytuacja finansowa jest dobra, więc chętniej przeznaczamy część budżetu domowego na produkty ekologiczne, regionalne i po prostu smaczniejsze. Z drugiej strony życie pędzi, dużo pracujemy i myślę, że każdy kontakt z naturą zaczyna być na wagę złota. Nawet ten na bazarku - śmieje się Ewa, która jest stała klientką jednego z gdańskich rynków.
- Ku uciesze dietetyków, panuje obecnie moda na zdrowsze odżywianie się. W ślad za Kasią Tusk czy Anną Lewandowską, my też lubimy pokazać na zdjęciach piękne jedzenie. A co może być piękniejszego niż świeże zioła czy owoce? Nie każdy ma możliwość hodowania ich we własnym ogródku, stąd pewnie oblężenie ryneczków. To dobry trend, bo zdrowy - tłumaczy Anna Rybicka, dietetyk.
Ryneczki oczywiście nie zagrożą gigantom branży spożywczej. Ci mają się świetnie. Zyski rosną, a jak pokazuje badanie przeprowadzone przez ARC Rynek i Opinia, aż 47 proc. ankietowanych podało je jako główne miejsce zakupu owoców i warzyw. Aż 29 proc. Polaków w supermarketach regularnie zaopatruje się także w mięso. To dużo, bo w Europie zaledwie 11 proc. osób robi podobnie.
Nie ma co się oszukiwać - wielkie sieci oferują produkty najtaniej i to tam wielu Polaków wciąż kieruje swoje pierwsze kroki, robiąc zakupy. Ważne jednak, by giganci zostawili na rynku choć "ciut" miejsca dla lokalnych sprzedawców. Tyle wystarczy, by cieszyć się produktami świeżymi i pachnącymi polską wsią.