Polityk jaki jest, każdy widzi. A polityczka? Przestańmy publicznie oceniać wygląd kobiet [OPINIA]
Robert Mazurek ocenił plakat wyborczy Beaty Kempy. Stwierdził, że polityczka nie jest do siebie podobna i przesadzono z Photoshopem. Był to pretekst, by skomentować jej wygląd, co w polskiej polityce wciąż jest praktyką tyleż powszechną, co skandaliczną. Zazwyczaj dotyczy kobiet.
10.05.2024 12:01
Dialog Roberta Mazurka z Beatą Szydło dotyczący zdjęcia Beaty Kempy promował program "Poranna rozmowa" RMF FM w serwisie X. Wyraźnie rozbawiony dziennikarz podsunął polityczce laptop, pokazując plakat wyborczy partyjnej koleżanki.
Mazurek: Tak wygląda Beata Kempa na tym plakacie. Podobna?
Szydło: No oczywiście.
Mazurek: Do kogo?
Szydło: Do siebie.
Mazurek: Do siebie? Nikt nie pamięta takiej Beaty Kempy. Pani poseł, pani Beato, trochę tu przesadzone z Photoshopem.
Szydło: Bardzo ładny plakat. Życzę Beacie, żeby osiągnęła jak najlepszy wynik, żeby weszła do Parlamentu Europejskiego
Mazurek: Myślałem, że powie pani, życzę Beacie, żeby tak wyglądała.
Sam pomysł rozmawiania z byłą premierką i kandydatką do Parlamentu Europejskiego o plakacie wyborczym innej polityczki jest - mówiąc najdelikatniej - nietrafiony. Okropne jest natomiast wyśmiewanie się z czyjegoś wyglądu chowając się za płaszczykiem mówienia o zbyt dużych ingerencjach grafika - bo tak Mazurek pewnie by się tłumaczył.
To skądinąd mechanizm doskonale znany - gdy w 2020 roku była ministra Anna Zalewska dodała nowe zdjęcie profilowe, wyraźnie podrasowane w programie graficznym, wylał się na nią hejt. Jak łatwo się domyślić, komentarze dotyczyły nie słabych umiejętności grafika, a po prostu wyglądu polityczki. Każdy pretekst jest dobry, chciałoby się powiedzieć.
Podobne tłumaczenia pojawiły się zresztą pod postem posła Franciszka Sterczewskiego, który stanął w obronie Beaty Kempy, pisząc: "Czy naprawdę wygląd kobiet w polityce musi być poddawany takiej analizie? Brakuje merytorycznych tematów do dyskusji? Pan Mazurek znów puka w dno od spodu".
Politycy odmładzają się i upiększają na plakatach wyborczych? Oczywiście, niezależnie od płci, wieku i poglądów. Czy powinniśmy mieć do nich o to pretensje? Chyba niekoniecznie. O tym, że "nawet taki szczegół jak wybór innego zdjęcia do kampanii billboardowej może przesądzić o porażce lub sukcesie kandydata w wyścigu politycznym" badacze S.W. Rosenberg i P. McCafferty pisali już w drugiej połowie lat 80-tych. Z kolei rodzimi autorzy w tekście "Zmiana w wyglądzie zewnętrznym polityka a jego wizerunek" z 2017 roku zauważali: "(...) dzisiejsza polityka wkracza w wiek fabrykowanych wizerunków. Wizerunek staje się najbardziej wartościowym dobrem polityka, które jednocześnie jest dobrem bardzo kruchym i może ulec zmianie w wyniku najmniejszych nawet zmian w wyglądzie czy zachowaniu kandydata".
Polityka w erze Photoshopa
Kiedy kolejny raz będziemy chcieli skrytykować podrasowany w Photoshopie plakat wyborczy, przypomnijmy sobie także, jakie zdjęcia każdego dnia oglądamy na Facebooku czy Instagramie. Wyszczuplanie, doświetlanie, filtry imitujące makijaż to nasza codzienność - czy tego chcemy czy nie. Politycy również chcą za nią nadążyć, wpisać się w konwencję i kody znane ich wyborcom. Oczywiście z różnym skutkiem.
Rzecz w tym, że wygląd i wizerunek podlegają ocenie przede wszystkim w przypadku kobiet zajmujących się polityką. Broszki Beaty Szydło szybko stały się tematem memów, tymczasem nie tak łatwo znaleźć "śmieszne obrazki" z krawatami czy skarpetkami polityków płci męskiej. Wyjątkiem jest Jarosław Kaczyński, któremu faktycznie wypomina się źle dobrane do okazji buty czy za duże marynarki. Tego typu przytyki zasługują rzecz jasna na potępienie.
Jednak "śmieszki" z broszek czy kolorowych marynarek posłanek (panie, które włożyły je na posiedzenie Sejmu 21 listopada 2023 roku i usiadły obok siebie zostały okrzyknięte "atomówkami"), to nic przy piekle, jakie potrafią zgotować koleżankom po fachu inni politycy.
Kilka dni temu głośno było o wpisie Sławomira Ćwika z Trzeciej Drogi, który w niewybredny sposób skomentował plakat wyborczy Ewy Zajączkowskiej-Hernik - rzeczniczki Konfederacji. "Większość kandydujących eksponuje głowę, bo chcą pracować głową i tego oczekują wyborcy. Ale nie wszyscy..." - napisał polityk, udostępniając w sieci wspomniany billboard, na którym widoczna jest cała sylwetka kandydatki.
"Szanowna Pani Ewo - ja Pani zdjęcia na baner nie wybierałem. To Pani zdecydowała i cel Pani osiągnęła - jest dyskusja i ludzie komentują, jak komentują. Moje skojarzenie było związane z chodzeniem za własnymi sprawami, ale jak widzę komentarze, to jestem w mniejszości. Miłego dnia" - dodał po reakcji Zajączkowskiej-Hernik. Ostatecznie, kilka dni później w programie "Tłit" Wirtualnej Polski przeprosił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W jednym i drugim przypadku ocena plakatu wyborczego jest jedynie pretekstem do skomentowania wyglądu - w przypadku Kempy obśmiania, w przypadku Zajączkowskiej-Hernik dyskredytacji przez seksualizowanie.
"Dobrotliwy seksizm"
Tej drugiej praktyce przeciwstawiła się w 2021 roku ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. W programie publicystycznym "Tak Jest" z ust drugiego zaproszonego gościa - Lecha Jaworskiego z Porozumienia usłyszała, że ten "zawsze patrzy na nią z przyjemnością" i "ma ładny uśmiech, więc powinna się śmiać". - Kolejny raz mężczyzna w sytuacji zawodowej, w sytuacji publicznej, z braku argumentów merytorycznych, postanowił spróbować tak zwanego dobrotliwego seksizmu - komentowała wówczas polityczka.
Za wypowiedź o "nieatrakcyjnych kobietach odstraszających wyborców" kilka lat temu przepraszać musiał Leszek Miller. Błąd zrozumiał dopiero - jak sam przyznaje - gdy uwagę zwróciły mu żona i Jolanta Kwaśniewska. - Nie miałem złych intencji. Powiedziałem tylko to, co wszyscy widzą. Jak wychodzimy na ulicę i patrzymy na billboardy i plakaty, to tam widzimy tylko atrakcyjne kobiety i tylko atrakcyjnych mężczyzn - próbował wybrnąć na antenie TVN24.
Głośno było także o wypowiedzi Wincentego Elsnera, wówczas działacza Twojego Ruchu, który w Superstacji ocenił, że "Ewa Kopacz ma botoksy takie, że ona w ogóle nie ma mimiki". Gdy zorientował się, że kamera jest włączona, ratował się, mówiąc: "Wygląda na to, że bardzo dobrze czuje się pani Ewa Kopacz w polityce, a jeżeli się z zaangażowaniem i satysfakcją wykonuje swoją pracę, to również to się odbija na samopoczuciu i na zdrowiu".
Przypominać nie trzeba natomiast skandalicznego wpisu Radosława Sikorskiego, który kazał Beacie Kempie "walnąć się w ten zatłuszczony łeb" podczas ostrej wymiany zdań na Twitterze, po tym jak posłanka zwróciła się do niego słowami "Herr Lord". Polityk przeprosił, ale fraza długo żyła własnym życiem w internecie, a do polityczki na długo przylgnęła łatka tej, która nie dba należycie o higienę.
Obrywa się rzecz jasna nie tylko kobietom polityki, ale także mediów. Wspomnieć można chociażby internetowy lincz, jaki fani Filipa Chajzera urządzili na dziennikarce po tym, jak udostępnił jej zdjęcie i skomentował wygląd. Z kolei Dominik Tarczyński drwił publicznie z... brwi Justyny Pochanke, pisząc: "O co chodzi z tym malowaniem skóry, która udawać ma brwi. Przecież to wygląda (według mnie) jak bufetowa w latach 80-tych, węglem pomalowana i podająca setkę + śledzia", jednocześnie zaznaczając, że "nie atakuje fizyczności" i "nie atakuje ad personam".
Część przykładów jest sprzed kilku lat, a świat się przecież zmienia - można pomyśleć. Niestety naiwnie. "Super Express" tuż po zaprzysiężeniu zachęcał do wyborów Miss Sejmu, pisząc: "Mandaty poselskie uzyskało wiele pięknych pań, a niektóre mogłyby wręcz startować w wyborach miss!". Trudno zakładać, żeby któraś z nich miała na to ochotę. Wszak występują nie na scenie, a na sejmowej mównicy. Wyłącznie na tym, co z niej mówią i jak przekłada się to na działania, powinniśmy się koncentrować.