Polka w sanatorium – wyjazd po zdrowie czy miłość?
„Turnus mija, a ja niczyja” – śpiewa w jednej z piosenek popularny aktor Emilian Kamiński. Zawarty w tym cytacie dylemat doskonale rozumie wiele kobiet, które wyjeżdżają do sanatorium nie tylko dla podreperowania zdrowia, ale często również po to, by poromansować, znaleźć bratnią duszę czy po prostu… partnera seksualnego. Co tak naprawdę dzieje się w polskich uzdrowiskach?
08.10.2015 | aktual.: 09.08.2018 14:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Turnus mija, a ja niczyja” – śpiewa w jednej z piosenek popularny aktor Emilian Kamiński. Zawarty w tym cytacie dylemat doskonale rozumie wiele kobiet, które wyjeżdżają do sanatorium nie tylko dla podreperowania zdrowia, ale często również po to, by poromansować, znaleźć bratnią duszę czy po prostu… partnera seksualnego. Co tak naprawdę dzieje się w polskich uzdrowiskach?
O emocjach, które wieczorami rozpalają bywalców uzdrowisk świadczy niedawny dramat, który rozegrał się w sanatorium w Ciechocinku, gdzie przebywała 77-letnia kobieta z 81-letnim znajomym.
Pewnego wieczoru, podczas dancingu, para pokłóciła się. Mężczyzna był podobno rozżalony, że partnerka nie chce… uprawiać seksu. Gdy przyszli do pokoju, rzucił się na nią. „Przewrócił kobietę na podłogę. Zaczął uderzać ją po głowie butelką z tak dużą siłą, że butelka pękła” – relacjonował później prokurator z Aleksandrowa Łódzkiego. „To nie powstrzymało 81-latka. Miał dalej uderzać kobietę kawałkiem szkła. Następnie wstał i wziął drugą szklaną butelkę od piwa, i zaczął zadawać nią ciosy po głowie i twarzy” – dodał.
Życie kobiety uratowało wciśnięcie przez nią przycisku bezpieczeństwa, w który wyposażony jest każdy pokój sanatoryjny. Gdy w pokoju pojawiły się pielęgniarki, ich oczom ukazał się przerażający widok – zakrwawiona kuracjuszka leżała na podłodze, a nad nią pochylał się mężczyzna z „tulipanem”. Na szczęście w porę udało się go obezwładnić.
Napastnik został oskarżony o usiłowanie zabójstwa. Później okazało się, że kilka lat wcześniej opuścił więzienie, gdzie trafił za zamordowanie konkubiny.
Tak dramatyczne wydarzenia na szczęście zdarzają się sporadycznie w polskich sanatoriach, jednak ich pracownicy są świadkami wielu pikantnych historii damsko-męskich.
Maxi Kaz rusza na łowy…
Niewiele placówek szeroko rozumianej służby zdrowia równie często staje się tematem dowcipów czy piosenek. W kultowym przeboju „Maxi Kaz” Traperzy znad Wisły (czyli niezapomniany duet komików: Grzegorz Wasowski i Sławomir Szczęśniak) śpiewają: „Choć głośno o mnie w Warszawie pozwólcie, że się przedstawię. Kazik mi na imię dali w skrócie Kaz/W Ciechocinku mam mieszkanie, tu przyjezdne bawię panie, umilając im sanatoryjny czas/W okolicy z tego słynę, że gdy spojrzę na dziewczynę, zanim zacznę grać to ona mówi pas/Może właśnie więc dlatego wszystkie damy mój kolego już po randce mówią na mnie Maxi Kaz.”
Natomiast w popularnym dowcipie Bóg i św. Piotr spoglądają z niebios na ziemię, a jeden z nich pyta: „co oznaczają te czerwone punkciki?”. Drugi odpowiada: „to miejsca, w których mąż zdradza żonę albo żona męża”. „A co to za czerwona łuna?”. „To Ciechocinek”.
Gdy kilka lat temu ukazał się raport „Mężczyźni jako kuracjusze w sanatorium”, przygotowany przez TNS OBOP na podstawie obszernych badań znanego seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego, przeprowadzonych w 31 polskich uzdrowiskach, do flirtowania przyznało się sześciu na dziesięciu pensjonariuszy. Ok. 15 proc. ankietowanych pobyt w sanatorium traktowało jako okazję do zawarcia intymnej znajomości z kobietą. Dla połowy z nich nie miał znaczenia jej stan cywilny, a co dziesiąty wyznał, że wolałby uprawiać seks z mężatką.
Ponad 50 proc. aktywnych seksualnie kuracjuszy koncentrowało się na jednej kobiecie, a co piąty potrzebował urozmaicenia. Dla połowy badanych miejscem schadzek był sanatoryjny pokój, a dla co czwartego – łono natury.
„Skoki w bok” były najczęściej udziałem osób z wykształceniem zawodowym, średnim lub pomaturalnym. Rzadziej mężów lub wdowców, częściej kawalerów i konkubentów.
Badanie dotyczyło mężczyzn, choć to kobiety stanowią zdecydowaną większość wśród bywalców uzdrowisk. Na niektórych turnusach jeden przedstawiciel płci brzydkiej przypada na 4-5 pań. Dlatego atrakcyjność takich „rodzynków” zdecydowanie wzrasta, choć niektórzy kuracjusze dodatkowo o nią dbają, odwiedzając przed wyjazdem siłownię czy solarium. Z raportu prof. Izdebskiego wynika, że w sanatoriach znacząco wzrasta zużycie rozmaitych preparatów kosmetycznych.
Imprezy bez końca
Blaski i cienie sanatoryjnego życia możemy poznać dzięki lekturze licznych wpisów na internetowych forach. „Byłam niedawno w sanatorium i napatrzyłam się tam co niemiara. Moje dwie współlokatorki, mężatki grubo po 50-tce, niemal nie trzeźwiały i strasznie narzucały się facetom. Jedna poznała gościa, za którego płaciła na zabawach, a później szli do łóżka. Bzykali się też w przerwach między zabiegami. Nie jestem szczególnie pruderyjna, ale było mi wstyd za ich zachowanie. To mizdrzenie się, spędzanie godzin przed lustrem, wieczne balangi. Gdy wróciłam do domu byłam zdegustowana, zniesmaczona i zmęczona. Poprawy stanu zdrowia nie zauważyłam” – pisze Alina z Rybnika.
„Byłam kilka razy w sanatorium i widziałam różne cuda. Pewnego razu mąż przywiózł żonę, jeszcze całkiem młodą kobietę, która miała problem z chodzeniem i musiała podpierać się kulami. Wniósł walizki do pokoju i odjechał. Wieczorem, podczas imprezy zapoznawczej, pani pojawiła się już bez kul i natychmiast znalazła wspólny język z kilkoma facetami. Do końca turnusu drzwi do jej pokoju się nie zamykały, a libacjom nie było końca. Sprzątaczki śmiały się, że nie widziały jeszcze, żeby jedna kobieta zużywała tyle lubrykantu i gumek” – relacjonuje Karolina.
Niektóre kobiety bronią jednak sanatoryjnych obyczajów. „Pojechałam do Buska-Zdroju, żeby podleczyć nie tylko zdrowie, ale również by się pobawić, wyluzować i odpocząć od codzienności. Lubię tańczyć, wypić drinka, pośmiać się, powygłupiać. Nie wszystkie kuracjuszki wskakują pierwszemu lepszemu facetowi do łóżka i nie każdy facet do swojego łóżka wciągają pierwszą lepszą poznaną kobietę. Kto szuka skoku w bok, znajdzie go wszędzie, nie tylko w sanatorium” – przekonuje Daria.
„Szczerze mówiąc wolę kobietę, która lubi się zabawić czy poflirtować, niż taką, jak moja współlokatorka, która po kolacji wyciągała różaniec, odmawiała koronkę, a później śpiewała jeszcze litanię i tak codziennie. Byłam tym wykończona” – twierdzi Barbara.
Turnus z kochankiem
Dla wielu dojrzałych i samotnych kobiet pobyt w sanatorium jest szansą na znalezienie bratniej duszy. Niektórym się to udaje, np. Grażynie, bohaterce reportażu „Ciechocinek, czyli kuracja na fajfach” w „Wysokich Obcasach”. Miała 50 lat, gdy na tamtejszym dancingu poznała blisko ćwierć wieku młodszego mężczyznę. „Już przy pierwszym tańcu popatrzył mi głęboko w oczy i powiedział: Pani wie, że będzie moją żoną? A ja mu na to: Dziecko, mam syna w twoim wieku!. Za pół roku byliśmy małżeństwem. Teściową miałam o dwa lata młodszą od siebie! To była wielka miłość. (…) Mieliśmy tabuny gapiów w urzędzie stanu cywilnego. Było jednak bardzo wesoło. Na słowa przysięgi: Świadoma praw i obowiązków , odpowiedziałam: Nieświadoma, dużo praw, żadnych obowiązków” – opowiada emerytowana nauczycielka matematyki z Torunia.
W ostatnich latach coraz częściej zdarza się, że kobiety nie poznają kochanków w sanatorium, ale już z nimi tam przyjeżdżają. „Ostatnio trafiła do nas pewna para. Kobieta powiedziała mężowi, który został w domu, że jedzie na 21-dniowy turnus do uzdrowiska, refundowany przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Tymczasem przyjechała z mężczyzną, który faktycznie trafił do sanatorium wysłany przez Fundusz. Ale ona przyjechała, wykupując wczasy rekreacyjne” – relacjonuje w rozmowie z „Gazetą Wrocławską” Róża Skrobot-Strap, dyrektor sanatorium Chemik w Dusznikach-Zdroju.
W połowie turnusu niespodziewanie pojawił się mąż kuracjuszki, a personel musiał wówczas udawać, że kobieta przyjechała się leczyć, a nie towarzyszyć młodemu partnerowi. Kłamstwo wyszło jednak na jaw, ponieważ niewierna żona, wracając do domu, zapomniała zabrać dokumentację lekarską. Sanatorium ją odesłało, tak trafiła do rąk męża, który odkrył prawdę. „Potem wydzwaniał. Nie było to przyjemne” – przyznaje Skrobot-Strap.
Gwiazdy w uzdrowisku
Leczenie sanatoryjne ma w Polsce bardzo długą tradycję, sięgającą XII wieku – z tego okresu pochodzi najstarsza wzmianka o Cieplicach Zdroju. Walory takich miejsc doceniali pierwsi władcy – Judyta, żona Władysława Hermana powiła syna Bolesława Krzywoustego po kąpielach w Inowłodzu nad Pilicą, a królowa Jadwiga wzmacniała siły w Busku.
W czasach nowożytnych z leczenia uzdrowiskowego korzystało wielu sławnych Polaków – Fryderyk Chopin bywał w Dusznikach, Ignacy Paderewski, Bolesław Prus i Stefan Żeromski w Nałęczowie, Krynicę i Rabkę upodobał sobie Jan Kiepura, natomiast gwiazdy teatru Mieczysława Ćwiklińska i Ludwik Sępoliński – Szczawno.
Obecnie na oficjalnej liście zatwierdzonej przez ministerstwo zdrowia znajduje się 45 uzdrowisk. Takie miano może uzyskać miejscowość lub inny obszar, który szczyci się potwierdzonymi naukowo, naturalnymi właściwościami leczniczymi, przede wszystkim źródłami wód mineralnych (stosowanymi do kąpieli i kuracji pitnych) lub borowin (rodzaj torfu, zawierającego cenne składniki biologiczne, wykorzystywany do kąpieli albo okładów). Bardzo ważnym czynnikiem wykorzystywanym do terapii są także walory klimatu, czystość powietrza, warunki solarne i termiczne oraz urokliwy krajobraz.
Wyjazd na zdrowie
Nie ulega wątpliwości, że pobyt w sanatorium może bardzo korzystnie wpływać na zdrowie. Podczas kąpieli leczniczych przez skórę przenikają dobroczynne składniki, natomiast kuracje pitne pozytywnie wpływają na przewód pokarmowy i drogi moczowe. Najbardziej wartościowe są wody spożywane bezpośrednio ze źródła, dlatego w sanatoriach istnieją specjalne pijalnie.
W wielu uzdrowiskach stosuje się zabiegi z udziałem borowiny – torf powstały z rozkładu obumarłych mchów i paprotników, które kilka tysięcy lat temu porastały bagniste lasy na terenie dzisiejszej Europy środkowo-wschodniej, to skarbnica magnezu, potasu, sodu, żelaza, krzemu i wapnia, ale przede wszystkim unikalnych substancji organicznych: bitumin, pektyn czy kwasu humusowego. Na uwagę zasługuje obecność w borowinie związków o działaniu estrogennym, które oddziałują na korę nadnerczy i stymulują czynności jajników, co wykorzystuje się w leczeniu chorób kobiecych: przewlekłych stanów zapalnych narządów kobiecych, niepłodności czy zespołu klimakterycznego.
Kwasy organiczne i sole nadają borowinie właściwości ściągające, przeciwzapalne, bakteriostatyczne i bakteriobójcze. Dlatego zabiegi z użyciem borowiny powodują regenerację naskórka i uszkodzonych tkanek, a także zwiększenie ukrwienia skóry. Ten naturalny surowiec działa też ujędrniająco, nawilżająco, regenerująco, antycellulitowo i odchudzająco, dlatego bywa wykorzystywany do zabiegów modelujących sylwetkę.
Ważną metodą stosowaną w uzdrowiskach jest hydroterapia, wykorzystująca wodę o różnej temperaturze i ciśnieniu. Pomaga w leczeniu i rehabilitacji wielu chorób, m.in. nadciśnienia, migreny czy bezsenności.
Kuracjusze w sanatoriach poddawani są także klimatoterapii, która bardzo korzystnie wpływa na organizm. Zabiegi obejmują kąpiele słoneczne, kąpiele morskie czy inhalacje naturalnego aerozolu morskiego lub tężniowego. W zależności od miejsca pomagają na problemy z tarczycą, nadciśnienie lub choroby układy krążenia.
Jak dostać się do sanatorium?
Najprostszym rozwiązaniem jest oczywiście wykupienie pobytu w wybranym ośrodku i terminie. Sanatoria mają obecnie szeroką ofertę w postaci różnorodnych pakietów zabiegów, turnusów leczniczo-wypoczynkowych i pobytów rekreacyjnych z zabiegami odnowy biologicznej.
Jednak nie każdy może pozwolić sobie na taki wyjazd. Jeden dzień pobytu w sanatorium kosztuje (w zależności od standardu pokoju, ilości i rodzaju zabiegów) od 150 do 250 zł. Dlatego często musimy czekać, nawet kilka lat, by skorzystać z refundowanej przez NFZ kuracji, zwykle 21-dniowej. Warunkiem otrzymania takiego świadczenia jest skierowanie od lekarza i potwierdzenie go przez właściwy dla miejsca zamieszkania oddział NFZ, który decyduje o miejscu i terminie, w którym ma odbyć się turnus – pacjent nie ma na to żadnego wpływu.
Inną formą jest trwający 28 dni pobyt rehabilitacyjny w sanatorium lub szpitalu sanatoryjnym. Mogą z niego skorzystać osoby cierpiące na schorzenia ortopedyczno-urazowe, neurologiczne lub reumatologiczne, pod warunkiem, że są samodzielne i nie wymagają opieki. W tym przypadku NFZ pokrywa koszty zabiegów. Za dojazd, pobyt i wyżywianie pacjent musi zapłacić z własnej kieszeni. W tym wariancie sami wybieramy placówkę i termin pobytu.
Czy warto wyjechać do sanatorium? „Byłam niedawno w Iwoniczu-Zdroju. Wiele opowieści, które słyszałam przed wyjazdem okazało się mitami, choć byłam trochę adorowana przez „suwaków” (panowie szurający po podłodze kapciami) czy „narciarzy” (o kulach). Ciekawym doświadczeniem są też dancingi rodem z PRL-u, z przebojami Połomskiego i hitami disco-polo. Nie zmienia to jednak faktu, że wróciłam opalona, zdrowsza i wypoczęta, a o to przecież chodzi” – opisuje Ewa.
Rafał Natorski/(gabi)/WP Kobieta