Polscy wczasowicze narzekają na rodziny z dziećmi. "Skakały jak małpy w zoo"
04.07.2022 19:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na co najczęściej narzekają Polacy, gdy są turystami we własnym kraju? Niemal połowę z nich do szału doprowadza głośne zachowanie dzieci w miejscach publicznych. Tymczasem eksperci wskazują, że najmłodsi wczasowicze mają inne potrzeby i predyspozycje niż dorośli. - Naszą odpowiedzialnością jest pozostanie otwartymi m.in. na płaczące lub zniecierpliwione dziecko - podkreśla Agnieszka Krzyżak-Pitura, prezeska fundacji "Rodzic w mieście".
Polacy wybierają wczasy nad polskim morzem
Ania i Mariusz oszczędzali cały rok na wymarzone wakacje za granicą. Ostatecznie zostali zmuszeni do zmiany planów. Wzrost kosztów życia poważnie odbił się na ich sytuacji finansowej. - Uznaliśmy, że wolimy wybrać się nad polskie morze, niż wydawać krocie na zagraniczne wakacje, a potem żałować sobie na inne przyjemności - tłumaczy Mariusz w rozmowie z Wirtualną Polską.
Zamiast hotelu all inclusive w Hiszpanii, wybrali pensjonat niedaleko Mielna. Liczyli na względny spokój. Pojechali nad polskie morze, zanim na dobre rozpoczął się sezon. Nie uniknęli jednak turystów na plażach, więc próba wakacyjnego odpoczynku nad Bałtykiem zakończyła się porażką. - Wydawało nam się, że pół Polski wpadło na ten sam pomysł. Mieliśmy nadzieję na odpoczynek we względnej ciszy i spokoju. Tymczasem jedyne, co słyszeliśmy, to rodzinne kłótnie i wrzeszczące dzieci - dodaje Ania.
Ich podejrzenia o wakacyjnych planach Polaków są słuszne. Potwierdzają to badania realizowane na zlecenie Polskiej Organizacji Turystycznej. Wynika z nich, że 65 proc. ankietowanych chce wyjechać w tym roku na urlop. Aż 71 proc. Polaków z tej grupy wybierze wczasy w kraju. Największą popularnością cieszą się nadmorskie kurorty. Nad Bałtykiem wypoczywać będzie 41 proc. badanych. Nieco mniej osób wybierze góry czy jezioro.
- Analizując ostatnie dane dotyczące trendów wakacyjnych Polaków, można stwierdzić, że coraz częściej wybieramy wczasy w naszym kraju. Głównym powodem jest galopująca inflacja oraz ogromny wzrost cen, w tym paliw. Do tego dochodzą strajki w lotnictwie, które skutecznie odstraszają od dalekich destynacji osoby podróżujące do tej pory za granicę przynajmniej raz w roku - mówi nam dr Anna Staszewska z Wyższej Szkoły Handlowej.
Rodziny z dziećmi nad Bałtykiem. "Udawali, że niczego nie zauważają"
Wakacje w Polsce, choć pozwalają turystom zaoszczędzić, mają też dla wielu z nich swoje wady. Z ankiety "Co nas denerwuje na wakacjach?" przeprowadzonej przez Auto Europe wynika, że 45 proc. Polaków nie może znieść na wczasach zachowania innych ludzi. Najczęściej wymieniany jest płacz i krzyk dzieci. O to w tym roku nad polskim morzem nie będzie trudno. W szacunkach firmy Pollster widać wyraźnie, że aż 40 proc. rodzin z dziećmi zdecyduje się na wczasy w kraju.
Mariusz i Ania przyznają, że zdają sobie sprawę z niespożytych pokładów energii najmłodszych turystów. Pretensje o hałas oraz nieustającą bieganinę po plaży mają do ich rodziców. - Udawali, że nie zauważają tego, w jaki sposób zachowują się ich dzieci. Siedzieli na ręcznikach plażowych, czytając książkę albo rozmawiając. Może przywykli do rozdzierających uszy krzyków, ale inne osoby na plaży nie mogły tego znieść - podkreślają rozemocjonowani.
W podobnej sytuacji znalazła się Paulina, która wyjechała z przyjaciółkami do Sopotu. Kobiety zatrzymały się w hotelu, w którym nocowały zazwyczaj tylko dorosłe osoby, bo nie przepadają za towarzystwem dzieci. Chciały odpocząć na plaży, ciesząc się jednocześnie z atrakcji, jakie może zaoferować nocą duży, nadmorski kurort.
- Wieczorami bawiłyśmy się świetnie. W ciągu dnia miałyśmy większy problem. Wszystkie restauracje, do których się wybierałyśmy, były przepełnione rodzinami z dziećmi. Przeraziło mnie to, na jakie zachowania pozwalają im niektórzy rodzice. Skakały jak małpy w zoo, przedrzeźniały się, podnosiły głos. Co robili rodzice? Od czasu do czasu mówili: "cicho, tak nie wolno", grozili wyjściem z lokalu, a później wracali do swoich rozmów - relacjonuje Paulina.
Świadkiem szokujących zachowań rodziców był również Błażej, który niedawno urlop w Łebie spędzał z narzeczoną. W tym roku, ze względu na wysokie ceny hoteli, wybrał jeden z campingów. W rozmowie z Wirtualną Polską wspomina koszmarną wizytę w okolicznej kawiarni.
- Kolejka ustawiała się od wejścia na plażę. Na zewnątrz zebrał się spory tłum ludzi, bo gofry sprzedawano w dość przyzwoitej cenie. Krzyki dzieci były tu najmniejszym problemem. Tuż obok mnie stanęła matka z dwójką dzieci. Jedno z nich, mające na oko trzy lub cztery latka, popłakiwało i przeskakiwało zdenerwowane z nogi na nogę. Kobieta nie reagowała. W pewnym momencie dziecko zaczęło załatwiać się pod siebie, a matka ze spokojem dojadała swojego gofra - mówi.
Odzwyczajamy się od dzieci w miejscach publicznych
Justyna jeździ co roku ze swoimi dwoma pociechami nad polskie morze. Stara się, żeby dzieci odpowiednio się zachowywały. Mówi, że to kwestia wychowania. Od razu dodaje też, że nie zawsze jest w stanie uspokoić rozbrykane maluchy. Początkowo uwagi turystów bardzo ją peszyły. Teraz pozwala sobie w takich sytuacjach więcej luzu.
- Wakacje to dla nich okazja do zabawy na plaży. Nie zamknę ich w pokoju, bo komuś nie podoba się to, że biegają po plaży albo pluskają się w wodzie. Jeśli widzę u nich nieodpowiednie zachowanie, zwracam im uwagę. Nie zawsze jednak za nimi nadążam - mówi.
Z Justyną z pewnością zgodziłaby się Agnieszka Krzyżak-Pitura, prezeska fundacji "Rodzic w mieście". Sama jest matką i wie, jak trudno jest opanować sytuację, gdy nie uda się spełnić aktualnej potrzeby dziecka. Podkreśla też, że to tacy sami obywatele, jak dorośli. Mają więc prawo przebywać w miejscach publicznych.
- My, dorośli, zapominamy o tym, że dzieci mają trochę inne potrzeby i predyspozycje, ponieważ są zwyczajnie mniejsze i niedojrzałe. Naszą odpowiedzialnością jest pozostanie otwartymi m.in. na płaczące lub zniecierpliwione dziecko. Nikt nie prowadzi statystyk, ale mogę z pewną śmiałością założyć, że równie często spotykamy dorosłych zachowujących się nieodpowiednio - krzyczących, głośno rozmawiających przez telefon, śmiejących się, śmiecących czy pijących alkohol w niedozwolonych miejscach - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską.
Krzyżak-Pitura uważa, że mamy większą tolerancję dla zachowań dorosłych, a co za tym idzie - mniej śmiałości w zwracaniu im uwagi. Tymczasem to właśnie od nich powinno wymagać się adekwatnego do miejsca i sytuacji stylu bycia. Rodzice zmieszani uwagami na temat zachowania swoich dzieci unikają przebywania w miejscach, w których czas spędzają inni, bezdzietni dorośli. W taki sposób odzwyczajamy się od obecności dzieci w miejscach publicznych.
- Kiedyś dzieci towarzyszyły nam wszędzie. Były na podwórkach, ulicach, w autobusach, u sąsiadów. Teraz niestety tak projektujemy przestrzeń publiczną, że zwyczajnie przebywanie w niej z dziećmi bywa trudne i wielu rodziców z tego rezygnuje. Jeśli jednak wyjedziemy za zachodnią granicę, od razu zobaczymy różnice. Dzieci w restauracjach, bawiące się na ulicach, towarzyszące rodzicom, są normalnością. W ten sposób uczą się życia społecznego - podsumowuje.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl