Polska zawsze wierna, czyli jak katolik walczy z katolikiem
Ponad 100 tysięcy osób w ciągu ośmiu dni podpisało petycję Polonia Semper Fidelis o nierozerwalności małżeństwa. Podpisani nie życzą sobie pozwolenia na przyjmowanie komunii tym członkom Kościoła, którzy się rozwiedli i żyją w nowych związkach.
07.02.2018 | aktual.: 08.02.2018 11:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeśli wydaje ci się, że dla fanatycznego katolika największym wrogiem jest muzułmanin lub ateista, to masz rację - wydaje ci się. Ponad 100 tysięcy polskich katolików uważa, że Kościół w Europie "sieje zamęt i antymałżeńską ideologię". Teraz wymagają od polskich biskupów potwierdzenia dotychczasowej narracji w tej kwestii, mimo że w Europie tendencje są zgoła inne
- Dla mnie to jest skandal. Jestem praktykującą katoliczką i rozwiodłam się kilkanaście lat temu z wyłącznej winy i woli męża. Nie chciałam mu robić problemów z rozwodem, bo po co być z kimś, kto mnie nie kocha? - opowiada Magda. Kiedy kilka lat temu znowu się zakochała, wiedziała, że pewnie nigdy do komunii nie przystąpi. Ale tliła się w niej iskierka nadziei - że w Kościele coś ruszy, a hierarchowie kościelni w końcu zaczną traktować wiernych jak ludzi i przestaną zmuszać ich do cierpienia za błędy. Zwłaszcza cudze.
.
Magda miała wsparcie znajomych, również wierzących. A kiedy wyrozumiały Franciszek został papieżem, popłakała się ze szczęścia. Tym bardziej zaskoczyła ją petycja. - Przecież to są świeccy. Nie rozumiem, jak mogą być tak zacietrzewieni, żeby wręcz prosić o dodawanie współwyznawcom problemów - mówi.
Tym bardziej, że - jak mówi Marcin Wójcik, dziennikarz, który przez pięć lat uczęszczał do seminarium duchownego - przyjęta praktyka przyjmowania komunii świętej nie jest dogmatem. - To nie jest prawo boże, lecz prawo kościelne. Jutro może wypowiedzieć się w tej sprawie papież i znieść tę praktykę, tak samo jak w każdej chwili może znieść celibat księży - mówi w rozmowie z WP. Przekonuje, że to, co według polskich prawicowych publicystów jest herezją, w Niemczech niedługo może stać się normą. To właśnie za granicą na Odrze i Nysie biskupi wystosowali list pasterski, w którym oficjalnie dopuścili osoby rozwiedzione, żyjące w ponownych związkach, do przyjmowania komunii. Tamtejszy Kościół dostrzegł skalę problemu i postanowił sobie przypomnieć, że jest "powszechny", a nie tylko dla wybranych. Polscy katolicy rzucili się w obronie dotychczasowej praktyki, pisząc otwarcie, że robią to w imię wartości, jakimi są rodzina i ojczyzna.
Dlaczego to, co jest grzechem w jednym miejscu na ziemi, w innym już nim nie jest?
Jak wynika z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, w 2016 roku w niedzielnych mszach w Polsce uczestniczyło 36,7 proc. zadeklarowanych katolików, co oznacza, że co tydzień w kościołach pojawia się ponad 13 milionów ludzi. Tylko dwa miliony z nich regularnie przyjmuje komunię.
Powodem rozczarowania religią lub instytucją odpowiedzialną za jej PR jest m.in. fakt, że w Polsce rozwodzi się kilkadziesiąt tysięcy par rocznie, a spora część z nich wchodzi później w związki nieformalne (lub formalne w literze prawa polskiego, nie kościelnego), co automatycznie wyklucza ich z możliwości "pełnego uczestnictwa w mszy", czyli przyjmowania komunii. - Osoby rozwiedzione często same odwracają się od Kościoła. Po co mają się garnąć do instytucji, która ich potępia i odrzuca? - pyta Marcin Wójcik. Tymczasem nie tylko w Niemczech, ale również we Francji i Irlandii Kościół staje się coraz bardziej otwarty.
Małżeństwo bez seksu
Jak mówi Marcin Wójcik, "polskie organizacje przykościelne" starają się być nie tyle świętsze od papieża, co nawet ponad nim. - Moim zdaniem Kościół w Polsce ma teraz większe, dogłębne problemy, i na tym powinien się skupić. W ciągu ostatnich dwóch lat dwa miliony ludzi przestało chodzić na msze. Na tym bym się skupił i nad tym zastanowił - mówi Wójcik.
Jego zdaniem najstarsza instytucja w naszym kręgu kulturowym, która przetrwała do dziś skupiła się za bardzo na literze własnego prawa, aniżeli na Ewangelii. Wskazuje jednak, że jeśli rozwodnikowi bardzo zależy, to nawet w Polsce nie zawsze wyklucza się jego pełne uczestnictwo w mszy. Mowa o białych małżeństwach, czyli rozwodnikach, którzy wstępują w nowy związek i mają prawo przystępować do komunii, w zamian za wyrzeczenie się aktywności seksualnej. Zazwyczaj występuje wśród starszych ludzi, którzy nie mają już takich potrzeb seksualnych jak wcześniej. – To jest kwestia do ustalenia między spowiednikiem, a wiernym. Każdemu przyglądam się z osobna, każdy ma inne motywacje. Jeśli z jakichś powodów wierny nie może zawrzeć formalnego związku, to może poczynić wobec spowiednika pewne zobowiązania, a ten ma prawo dopuścić go do komunii – tak tłumaczy to ksiądz Grzegorz Kudlak.
Zdarza się tak, że w małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają, małżeństwa rozwodników ustalają z proboszczem, że na msze będą chodzić do innej parafii - po to, by nie wywoływać niepotrzebnych kontrowersji. To swego rodzaju tajemnica między księdzem i parą. Nie jest to sytuacja idealna, ale niewątpliwie lepsza od biurokratycznego podejścia, które mówi, że prawo jest prawem i basta. - Wiem, że istnieje taka możliwość, ale uważam, że seks w miłości jest ważny, ja po prostu go potrzebuję. Mój partner również. Poza tym nie wydaje mi się, żebym robiła coś złego względem Boga. Żyję najlepiej jak potrafię - mówi Magda.
Kiedyś zmieniało się wiarę na ewangelicyzm, żeby się rozwieść, a później wrócić na łono kościoła katolickiego
Rozwód niemal zawsze jest tragedią i traumą, przez psychologów porównywaną do tej, która powstaje po śmierci współmałżonka. Marginesem są osoby, które biorą ślub z założeniem, że najwyżej się rozwiodą. Ale skoro ustalono już, że rozwodnik po spowiedzi może komunię przyjmować, to czy ułożenie sobie życia na nowo, po – często nieodwracalnej – traumie powinien go z przyjmowania tego sakramentu wykluczać? Tak myślą ci, którzy podpisali petycję. – Małżeństwo to odpowiedzialność – tłumaczy Radosław Pazura, który firmuje petycję swoim wizerunkiem.
I trudno się z nim nie zgodzić. Niestety prawdą jest, że małżeństwo Magdy nie rozpadło się z woli obu stron. I zaryzykowałabym stwierdzenie, że takich sytuacji jest znakomita większość. Kościół jednak w powody rozstania nie wnika. - Z wyznania wiary wynika, że Kościół jest "powszechny", czyli - jak mi się zdaje - dla ludzi. A ludzie dziś żyją w świecie, który zmienił się od rewolucji kulturalnej w 1968 roku i rozwody nie są dla nich niczym złym. Lepsze to, niż hipokryzja tzw. rozwodu po polsku, który się przed wojną praktykowało, a który polegał na tym, że się zmieniało wiarę na ewangelicyzm po to, żeby przeprowadzić rozwód, by później wrócić na łono kościoła Katolickiego – tłumaczy mi znajomy katolik.
I choć polski Kościół chciałby, żeby każda rozwódka zakładała czarną woalkę, a rozwodnik koronę cierniową, to rozpoczęcie życia na nowo jest sprawą naturalną. Furtką dla tych, dla których komunia jest istotna, jest unieważnienie małżeństwa. - To rozwiązanie nie tylko dla tych, których współmałżonek choruje psychicznie albo utaił ważną prawdę o sobie. Czasem wystarczy brak dojrzałości emocjonalnej jednego z partnerów czy udowodnienie, że decyzja o ślubie była podjęta pochopnie - mówi mi jeden z redaktorów katolickiego czasopisma.
Pogarda dla słabszych w miejsce miłowania bliźniego
Polski Kościół wymaga zmiany - to nie ulega wątpliwości. Ale to nie on naciska na odbieranie praw swoim wiernym - to świeccy katolicy próbują innym narzucić pewien sposób postępowania. Niektórzy z nich mają poczucie wyższości - chyba wydaje im się, że ze względu na brak statusu rozwodnika, są nieskazitelni. Dla słabszych w Kościele nie ma miejsca. To oni chcieliby petycją Polonia Semper Fidelis wymusić na polskim Kościele potwierdzenie twardego stanowiska w sprawie komunii dla rozwodników w nowych związkach. Prawo kościelne (jeszcze) nie jest prawem państwowym. Nic im nie grozi, więc nie działają w swojej obronie. Stoi za tym tylko duma z własnej siły i pogarda dla słabości innych. Co nijak się nie ma do nauki Kościoła i "miłowania bliźniego jak siebie samego".
To podobno najważniejsze przykazanie. I choć rozumiem, że rodzina i ojczyzna są dla podpisujących petycję ważne, to tkwienie w rodzinie wyłącznie w imię kościelnych zasad, a nie miłości i szacunku, niszczy ją chyba bardziej niż rozwód. Taka osoba jest przecież skrajnie nieszczęśliwa, a co za tym idzie - unieszczęśliwia innych. Natomiast argumentu o ojczyźnie nie przyjmuję w ogóle - dla dobra Ojczyzny płaćmy podatki i pomagajmy sobie nawzajem, ale nie zakazujmy innym życia w zgodzie ze sobą.
Poza tym szkoda, że żadna petycja w sprawie nieudzielania komunii mordercom, gwałcicielom i pedofilom jakoś nigdy nie powstała.