Porno kontra rzeczywistość. Eksperci: o kobiecym wytrysku mówi się ze wstydem
- Rzadkość i utożsamianie wytrysku z męską fizjologią, a także poczucie wstydu, to aspekty, które sprawiają, że to nie jest temat, o którym się rozmawia - mówi w rozmowie z WP Kobieta prof. dr hab. n. med. Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog z olbrzymim doświadczeniem. Dr Monika Łukasiewicz - również w rozmowie z nami - zauważa jednak, że to, czym kobiety się martwią, nie jest warte tego zamartwiania, bo porno także w tym temacie zrobiło nam ogromną krzywdę.
- W 1984 roku francuska psychoterapeutka i pisarka Frédérique Gruyer opisała zjawisko kobiecych wytrysków i użyła sformułowania "kobiety fontanny". Kobiety te stanowią około 6–8 proc. wszystkich kobiet. Im silniejsze mięśnie dna miednicy i większe pobudzenie, tym więcej ejakulatu. Jego ilość może dochodzić nawet do 200 mililitrów (to mnie więcej pojemność szklanki – przyp. red.), chociaż dane z badań wspominają najczęściej o ilości między 15 a 110 mililitrów – pisze w swojej książce o kobiecej seksualności "Seks bez cycków, czyli seks dobrze zaprojektowany" dr Monika Łukasiewicz.
Wytrysk u mężczyzn to prosta, dobrze znana i opisana sytuacja – orgazm wiąże się z wytryskiem nasienia z penisa poprzez nasieniowody i cewkę moczową w wyniku stymulacji seksualnej. Ale w ostatnim czasie na grupach w social mediach i na forach pojawia się wyjątkowo dużo postów o kobiecej ejakulacji, czyli wytrysku, na co niewątpliwie miały wpływ liczne publikacje w mediach i szeroka dystrybucja pornografii o tym motywie.
Tajemniczy płyn
Jak tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta autorka książki dr Monika Łukasiewicz, ginekolożka i seksuolożka, za wytrysk u kobiet odpowiadają gruczoły Skenego, które okalają cewkę moczową, a w trakcie pobudzenia seksualnego nabrzmiewają i produkują wydzielinę, której skład jest podobny do męskiego nasienia, ale o rzadszej konsystencji. Wydzielina ta ma mleczny kolor i charakterystyczny zapach.
- Gruczoły Skenego, ich wielkość i aktywność, u każdej kobiety są inne. Dlatego nie każda z nich będzie w stanie "tryskać". Może udać się to tym, które mają dobrze wyćwiczone mięśnie dna miednicy, w skład których wchodzą między innymi mięśnie Kegla – mówi ekspertka.
Dr Łukasiewicz podkreśla, że bezpośredni wpływ na wywołanie "fontanny" ma przednia ściana pochwy. To tam znajduje się słynny punkt G, którego istnienie było podważane przez wielu badaczy.
– Mimo wszystko umiejscowienie tego obszaru, który od wewnątrz styka się z gruczołami Skenego, sprawia, że wiele kobiet odczuwa jego istnienie. Obrzmienie tych gruczołów staje się wyczuwalne na przedniej ścianie pochwy podczas podniecenia. Uważa się również, że każda kobieta może wyczuć to zgrubienie, kiedy kucnie i włoży palce do pochwy na głębokość około 3–5 centymetrów. W squirtowaniu, czyli tryskaniu, jego pobudzanie może być kluczowe – mówi dr Łukasiewicz i od razu dodaje:
- Ale mówiąc szczerze – kobieca seksualność jest złożona, potrzeba o wiele więcej niż tylko stymulacji konkretnych punktów. O zwykły orgazm jest ciężko, jeśli nie jesteśmy odpowiednio nastawione, nie ma gry wstępnej, flirtu, wzajemnego uwodzenia.
"Nikt nie udowodnił, że orgazm u kobiety, gdy następuje wytrysk, jest czymś niezwykłym, niesamowicie przyjemnym"
Ginekolożka radzi ponadto, by nie koncentrowałać się na tym, czy mamy wytrysk, czy nie, ale na tym, co faktycznie sprawia nam przyjemność.
– Nie wbijajmy sobie po prostu na siłę do głowy, że czegoś nam brakuje albo że nasze ciało czegoś nie potrafi. Większość kobiet potrzebuje jedynie tak zwanej satysfakcji seksualnej, która jest powiązana z orgazmem, choć u kobiet nie zawsze musi być. Poza tym - nikt nie udowodnił, że orgazm u kobiety, gdy następuje wytrysk, jest czymś niezwykłym, niesamowicie przyjemnym – tłumaczy.
- Rzadkość i utożsamianie wytrysku z męską fizjologią, a także poczucie wstydu, to aspekty, które sprawiają, że to nie jest temat, o którym się rozmawia - mówi w rozmowie z WP Kobieta prof. dr hab. n. med. Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog z olbrzymim doświadczeniem.
- Powiem więcej, osobiście znam związki, którymi się zajmowałem jako terapeuta, a które się z tego powodu rozpadły, bo dla mężczyzny było to nieatrakcyjne, nieestetyczne, on nie mógł tego znieść. Chodzili nawet do różnych specjalistów, ale nic z tego. A ona przecież nie miała wpływu na swoją fizjologię, co próbowałem mu tłumaczyć – dodaje Lew-Starowicz.
Jak zauważa profesor, wiele kobiet, które doświadczyły ejakulacji, mówi o tym ze wstydem. Powodem, jak podkreśla także dr Monika Łukasiewicz, ma być obawa o to, że wydzielina, którą trysnęły podczas zbliżenia, to mocz. - Doktor Gräfenberg, od którego nazwiska pochodzi nazwa "punkt G", zbadał to, podając błękit metylenowy do pęcherza, a później zaobserwował, że ten "kobiecy wytrysk" nie zmienił koloru. W ten sposób dowiódł, że wydzielina, o której rozmawiamy, nie ma nic wspólnego z moczem – mówi dr Łukasiewicz.
Ginekolożka mówi jasno, że warto eksperymentować, aktualizować wiedzę o swoim ciele i czerpać z tego radość. Radzi także, by nie bagatelizować ćwiczeń mięśni dna miednicy. - Często podkreślam, że musimy zabierać czasami nasze pochwy na siłownię, żeby ćwiczyć te mięśnie, bo ich wyćwiczenie nie tylko zwiększa prawdopodobieństwo orgazmu, większej przyjemności, ale też zmniejsza szanse na zmaganie się z przypadłością, jaką jest nietrzymanie moczu. I te ćwiczenia naprawdę mogą przynieść fenomenalne rezultaty – zachęca dr Łukasiewicz.
"Squirting orgasm" – czyli jak to robią w porno
W filmach pornograficznych kobieca ejakulacja przedstawiana jest jako coś wymarzonego, coś obłędnego, a ilości płynu, jakie wytryskują z kobiet, można by liczyć nie jak mówią eksperci – w mililitrach – a litrach.
– Nie chcę odzierać ludzi z marzeń, ale umówmy się, że filmy pornograficzne są fikcją. Na filmach porno wszystko jest najlepsze, największe i pełne pozycji, których nie jesteśmy w stanie wykonać, a z ciałami dzieją się rzeczy, które w realnym świecie praktycznie nie istnieją. Muszę to powiedzieć wszystkim: nie czerpmy wiedzy z pornografii, bo to żadna wiedza. A te fenomenalne porno-wytryski mogę skwitować tylko w jeden sposób: gdybyśmy miały, jak aktorki porno, protezy, różne narzędzia i znały sztuczki, też tryskałybyśmy wiadrami. Ale to nie jest naturalne. To mogą być spore ilości, nawet te 200 mililitrów, o których piszę w książce, ale nie takie! – mówi ginekolożka.
Prof. Lew-Starowicz również zauważa niebezpieczne zafascynowanie kobiecymi wytryskami w pornografii, choć rozumie, skąd się bierze.
- Klasyczne porno się szybko nudzi. Bo ile można pokazywać pary heteroseksualne, seks w trójkącie, w różnych konfiguracjach? Mamy jako ludzie potrzebę eksperymentowania, zwiększania poziomu podniecenia. Długo zajmowaliśmy się punktem G, któremu poświęciliśmy mnóstwo zaangażowania. W tym przypadku się oczywiście opłaciło, bo kobieca seksualność została dzięki temu lepiej poznana, nauczyliśmy się, jak pobudzać kobiece strefy intymne. Ale moda na wywoływanie czegoś, co u niektórych kobiet po prostu nie jest możliwe, jest bardzo szkodliwe – tłumaczy seksuolog.
Tę szkodliwość profesor tłumaczy tym, że brak realizowania fantazji seksualnych, eksperymentów i ciekawostek, może prowadzić do poczucia wstydu u kobiety, poczucia wybrakowania, a u mężczyzn wywoływać kompleksy, że nie są w stanie zaspokoić swojej partnerki.
- Jestem za tym, żeby uczyć się odczuwać orgazm, żeby próbować różnego rodzaju technik w odczuwaniu orgazmu, żeby swoją wiedzę, edukację poszerzać tak, żeby wiedzieć, że łechtaczka nie jest tylko "małym guziczkiem". To jest wiedza, którą zbyt często pomijamy. A życie seksualne powinno być satysfakcjonujące, udane, powinno dawać nam radość. Zbyt często tworzymy w swojej głowie problemy, które problemami tak naprawdę nie są – mówi ginekolożka i seksuolożka dr Monika Łukasiewicz.
- Dla zdrowia seksualnego to jest po prostu pewien fenomen. Rzadko spotykane zjawisko fizjologiczne. Ale nie można z tego robić standardu seksualnego – podsumowuje prof. dr hab. n. med. Zbigniew Lew-Starowicz.
Autorka: Aleksandra Hangel, dziennikarka Wirtualnej Polski