Shibari, czyli sztuka wiązania. "To kontrola ciała i emocji"
- Wielu shibari kojarzy się z przemocą i pornografią. Uznają to za perwersję. Ale kiedy poznają całą sztukę shibari, zmieniają zdanie. Wszak nie ma w tym grama przemocy, wszystko dzieje się za zgodą, a nawet chęcią - mówi Gan Raptor, trener shibari, ekspert Instytutu Pozytywnej Seksualności.
08.06.2021 18:01
Wiązanie w celach erotycznych wywodzi się z Japonii. W latach 70. zostało wchłonięte przez japoński przemysł pornograficzny, czego rezultatem był szeroki rozwój technik wiązania, bo były na to fundusze. Od początku lat 90. rozwija się w sposób daleki od pornografii. Nie ma w nim przemocy, jest ukierunkowany na wywoływanie emocji, zmysłowych doznań, a nawet wzmacnianie więzi wśród partnerów. O sztuce shibari rozmawiamy z Ganem Raptorem, który wraz ze swoją partnerką zajmuje się tym od 10 lat. W Instytucie Pozytywnej Seksualności prowadzą wspólnie warsztaty z techniki związywania ciała.
Aleksandra Hangel, WP Kobieta: Po co ludzie to robią? W jakim celu pozwalają się obezwładnić liną?
Gan Raptor, trener shibari: Chcą urozmaicić swoje życie erotyczne, zainspirować się, znaleźć pomysły z linami na swoje własne aktywności, w formie delikatnego fetyszu. Niektórzy chcą dzięki temu poczuć nowe doznania, poczuć emocje, głębokie uczucie połączone z pożądaniem.
Ile w B, ze skrótu "BDSM" (bondage & discipline, domination & submission, sadism & masochism - przyp. red.), jest shibari?
W całym spektrum technik BDSM shibari zajmuje ważne miejsce. Natomiast znakomita część osób, która przychodzi do nas na warsztaty, nie wiąże tego zupełnie z motywami zależności i dominacji tak jak w przypadku BDSM. Chcą chłonąć emocje i przyjemność ze skrępowania.
Czym shibari różni się od kinbaku?
Powiedziałbym, że shibari to rodzaj rzemiosła. Kiedy do tego rzemiosła dodamy kokoro, czyli serce, otrzymujemy kinbaku. Sprawnie wykonane wiązanie bez emocji, bez uczuć, nie będzie wiązaniem kinbaku, a jedynie shibari. Więzy w kinbaku pozwalają nam uzyskać zharmonizowanie energii fizycznej i emocjonalnej. To jednocześnie przejęcie kontroli nad partnerem oddającym nam swoją uległość, a z drugiej strony oddanie tej uległości. To coraz większa kontrola ciała i emocji, a nawet wstydu czy bólu, jeśli taki jest pożądany.
O jakich emocjach mówimy?
To są emocje, które ciężko jest wyrazić werbalnie. To skrępowanie, powierzenie ciała, ubezwłasnowolnienie. Ale też w drugą stronę – wyzwolenie. Funkcjonuje takie powiedzenie: "Odczuwam w linach wolność". Wolność w zniewoleniu nie brzmi zbyt racjonalnie, ale jest w tym dużo prawdy. Bo to odseparowanie od najdrobniejszej decyzji. Jesteśmy wolni od czegokolwiek. Oddajemy się chwili.
Czy jeśli zwiążemy sobie nadgarstki na plecach, to możemy już mówić o shibari?
Nie powiedziałbym. W całej technice shibari w ogóle nie chodzi o krępowanie samo w sobie, o utrudnianie ruchu. Esencją shibari jest wywołanie uczuć, emocji, doznań, wrażeń czysto zmysłowych. Natomiast fakt, że splątujemy kogoś, że on jest unieruchomiony, jest narzędziem do wywołania tychże doznań czy emocji. Musi być skuteczne, musi zachować reguły estetyki. Dobrze, jeśli sięga po tradycyjne reguły postępowania, zasady. I tym się różni od zwykłych zabaw z liną w łóżku.
Co ma pan na myśli, mówiąc że musi zachować reguły estetyki?
Obowiązuje wszystko to, co znamy z naszej kultury, czyli trójpodział, złoty podział, symetria, perspektywa, ale oprócz tego japońskie podejście do estetyki. Musi być zachowany balans, równowaga. Gdy patrzymy na rzeźby, architekturę, sztukę i czujemy, że coś jest nie tak, to znaczy, że balans nie został zachowany. Miałem kiedyś taką rozmowę: - To jak to zrobić, żeby zachować tę estetykę? - Artyści to wiedzą (śmiech).
Czy możemy po prostu wziąć jakiś sznurek w domu i próbować się wiązać?
Można próbować. Ale z opanowaniem shibari jest jak z grą na gitarze. Jeden nauczy się jej szybciej, drugi wolniej. Samemu trudniej, z nauczycielem łatwiej. Sami stracimy dużo czasu, aby opanować te wszystkie niuanse, sposoby wiązania, wywoływanie tych uczuć, przeżywanie ich. Nie mówiąc już o tym, że ciężko wtedy zadbać o bezpieczeństwo.
Co może się stać?
Niebezpieczeństw jest kilka, szczególnie związanych z upadkami, ale to, co jest najgorsze, to zagrożenie urazami nerwów, dlatego że może nastąpić w sposób niespodziewany i bez ostrzeżenia bólowego. Skutki bywają opłakane, na przykład niedowład niektórych części ciała. Jeśli nie ma się odpowiedniej wiedzy, to trochę się ryzykuje. Mnie osobiście się to nie zdarzyło, ale słyszałem o kilku takich przypadkach. O tym, że nasze nerwy biegną nieco inaczej niż w podręczniku do anatomii, dowiadujemy się często właśnie wtedy, gdy już doznamy urazu.
Kto przychodzi do pana na warsztaty?
Nie potrafię tego określić. To pełny przekrój społeczeństwa. Od pełnoletnich do nawet 60-latków.
Częściej to kobiety czy mężczyźni są prowodyrami?
Kobiety częściej zachęcają swoich partnerów do przyjścia na warsztaty. Są bardziej otwarte. A mężczyźni chętnie poddają się propozycjom urozmaicenia seksu.
A kto częściej jest wiązany?
Na początku często słyszę, że partnerka będzie wiązana, bo nie będzie potrafiła wiązać, a później okazuje się, że paniom naprawdę dobrze to wychodzi. Później ostatecznie każdy wiązany jest po trochu. W Japonii to częściej mężczyźni są wiązani.
Podczas oglądania pana filmów z pokazów zauważyłam, że robi pan to z niesamowitą precyzją, jakby każdy centymetr miał znaczenie. Ale widziałam w tym też mnóstwo magii.
Tworzymy teatralną aurę. Dajemy pokaz naszych umiejętności władania liną, podwieszania. Ciągle jest to dla mnie frajda. Pokaz może być zrobiony technicznie poprawnie, nawet idealnie, ale to, co różni rzemiosło od sztuki, to natężenie emocji, skupienia się na nich i do tego wysokiej jakości technika. Myślę, że to jest tak, jak i w innych dziedzinach sztuki scenicznej; w śpiewie, tańcu czy popisie aktorskim, w końcu pokaz shibari to swoista etiuda sceniczna, dodatkowo wymagająca specyficznej techniki.
Jakie są reakcje widzów?
Niektórzy wchodzą w stan współodczuwania, identyfikują się z emocjami osoby praktykującej – wiązanej bądź wiążącej. Inni oglądają to jak pokaz cyrkowy pełen akrobacji, pewnej choreografii. Kiedy robimy to dla publiczności, która ma z tym niewiele wspólnego, ma to być widowiskowe.
Są tacy, którzy zamykają oczy?
To się zdarza. Pamiętam miny niektórych, kiedy ciąłem linę na modelce mieczem, co wyglądało dla wielu jak egzekucja. Albo kiedy dziewczynie, którą wiązałem, ściąłem włosy. Nie udawaliśmy. Ale oczywiście miałem na to jej zgodę, tylko nie wiedziała o tym publiczność. Dość ekstremalne wydaje się także podwieszanie za piersi, widzę czasem odwracanie głów.
Podwieszanie za piersi brzmi trochę ekscytująco, a trochę przerażająco.
Jeśli liny opasują jakąś wrażliwą część ciała, to wygląda to dość kontrowersyjnie. Jeśli zrobi się to nieumiejętnie, to może wywoływać nadmierny ból i możemy wtedy mówić o torturach. Predyspozycje ciała też są istotne. Podwieszanie za biust wymaga, by piersi były odpowiedniej wielkości, kształtu, który pozwoli zrobić to bezpiecznie. W Polsce pokazywałem to tylko 2 razy.
Miał pan kiedyś sytuację kryzysową?
Kiedyś obracałem podwieszoną modelkę, a zaczep, na którym wisiała, zaczął się wykręcać razem z nią. Ale na szczęście szybko opanowaliśmy sytuację. Upadki osób, które są związane, w ogóle są bardziej niebezpieczne, bo wszystko dzieje się w sposób nienaturalny.
Zdarzają się tacy, którzy dają do zrozumienia, że im się nie podoba to, co pan robi?
Dla wielu shibari kojarzy się z przemocą i pornografią. Uznają to za perwersję. Ale kiedy poznają całą sztukę shibari, zmieniają zdanie. Wszak nie ma w tym grama przemocy, wszystko dzieje się za zgodą, a nawet chęcią.
W jakim najdziwniejszym miejscu robił pan pokaz?
Na wieczorze panieńskim. Pojawiliśmy się tam zamiast tancerzy erotycznych. Goście byli zachwyceni, część zdecydowała się nawet na związanie! Reakcja była zdecydowanie pozytywna.
Jaka jest najważniejsza zasada w shibari?
Przekazanie intencji, oczyszczenie umysłu ze wszystkich myśli poza tym, co dzieje się tu i teraz. Skupienie się na własnych odczuciach i wrażeniach, jeśli jesteśmy wiązani oraz dawanie zmaksymalizowanej rozkoszy osobie skrępowanej, jeśli to my wiążemy. Jesteśmy wówczas jej sługą, musimy przyłożyć się do tego, by odczuła ona te wszystkie emocje.